9.03.2018
Od Vergila do Mateo
Spojrzałem na niego, jak na kogoś co najmniej niespełna rozumu.
-... Co? - Wydukałem po chwili ciszy. Dusk ni to pisnął, ni to warknął i zaczął obwąchiwać Bobsleja. Ze strachu przed tym, że ten demon może mnie dotknąć, odskoczyłem od niego. Świstak z oburzeniem wstał, poprawił łapkami swój surdut i stanął przy szczeniaku.
- Świist! -
- Tak, wiem, wiem. Kim jesteś? - Wilk przechylił ten swój uśmiechnięty pysk na bok. Czułem się dziwnie niekomfortowo w otoczeniu takiego dziecka szczęścia.
- Nazywam się Vergil i.. - Zacząłem, lecz uwaga basiora już skupiła się na czymś innym. Bodajże były to chmury lub cokolwiek innego, co widział. Również odchyliłem łeb, szukając tego ciekawego czegoś. Nic nie zobaczyłem, lecz kiedy opuściłem głowę...
- Gdzieś ty polazł? - mruknąłem do siebie, widząc jedynie ślady łap. Jak chce się bawić w chowanego, to go chyba ukatrupię...
<Mateo?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz