9.03.2018

Od Vergila do Sevena



Stanąłem między krzakami nieopodal polany, gdzie bawiły się szczenięta. Dyszałem cicho przez rozchylony pysk i poruszałem wyprostowanym ogonem. Od kilku dni miałem te same sny o diabelskim nasieniu, które zalęgło się w watasze. Postanowiłem więc je odnaleźć, obserwując każde z wilczych dzieci. A szkoła była najlepszym miejscem do tego.
Małe łapki szczeniaków przebiegły tuż obok mnie. Któreś z nich spojrzało w stronę krzaków, lecz w porę cofnąłem się w bezpieczny mrok. Kontynuuowałem poszukiwania, spojrzeniem czerwonych oczu lustrując ciałka. Mój wzrok ostatecznie zatrzymał się na skrzydlatym malcu, goniącym ogon jasnej waderki. Wiedziałem, że to on. To on sprowadza na mnie te sny i jest powodem wszelkich nieszczęść, które na mnie spadły. Już miałem podbiec, kiedy jakiś starszy wilk zaczął prowadzić wykład czy coś w tym stylu. Warknąłem głucho, zamknąłem oczy, a kiedy je otworzyłem, świat ogarnął płomień. Zniekształcone oblicza szczeniąt, puste oczodoły, czarna krew, ściekająca z drzew. Zapach gnijącego mięsa był nie do zniesienia. Czekałem jednak, aż zajęcia się zakończą. Diabelskie nasienie chwilę jeszcze bawiło się z innymi, lecz tuż przed zapadnięciem zmroku, ruszył z dwójką z nich w drogę powrotną do miejsca, które na pewno zwą domem. Jeszcze byli ślepi, nie zauważali, jak świat jest zły. Postanowiłem więc pokazać szczeniętom, że nie każdy jest taki kochany, jak ich rodzice. Zacząłem ich śledzić, nie móc już powstrzymać się przed chrapliwym oddechem, cichym chichotem czy drżeniu grzbietu. Samczyk obejrzał się przez ramię i poruszył skrzydełkami, po czym przyspieszył. Wystrzeliłem do przodu, chwyciłem go za kark i zacząłem biec przed siebie, wsłuchując się w piękną serenadę pisków i krzyków szczenięcia. Ostatecznie zatrzymałem się na skraju góry, gdzie rzuciłem wilczka na kamień. Maluch spróbował wzlecieć, co skończyło się ponownym upadkiem na glebę.
- Co mi.. mi pan zrobi? - wyjąkał z podkulonym ogonem. Przechyliłem łeb na bok.
- Jak to co..? Uwolnię cię. - Moje futro pokryło się cienką warstwą metalu, tworząc srebrzysty "grzebień" na plecach.
- Ale ja jestem wolny! -
- Nie, nie jesteś... Życie cię wzięło jako swojego zakładnika... A rodzice zaciągnęli dług, abyś się urodził. Nie sądzisz, że warto oddawać to, co pożyczone, prawowitym właścicielom, synu? -

<Seveeeen? default smiley :p >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz