13.03.2018

Od Vergila do Mateo

Tylko tego brakowało. Szczeniąt. Rozwydrzonych, śliniących się, zbierających swoimi niskimi zawieszeniami wszelkie brudy bachorów. Nienawidziłem ich chyba bardziej od Dusk. Jakaś nieporadna waderka zaczaiła się na mój ogon, chcąc na niego zapolować. Wyglądała na najodważniejszą z tej pstrokatej grupki. Czując nieprzyjemną wilgoć oraz ostre ząbki, warknąłem głośno na szczenięta. Świstak pisnął i nasunął na łeb cylinder. Zapadła cisza, przerywana szybkimi oddechami malców. Nim ja i Mateo się zorientowaliśmy, dzieci rozbiegły się wokół. Wilk próbował je złapać, lecz samemu nie dał rady. Powracając w okolice jaskini, spoglądał na mnie z wyrzutem.
- Świetnie, Vergil. Cudownie. Teraz pomożesz mi z tymi dzieciakami.-
Prychnąłem pod nosem, po czym spojrzałem na swoje niezwykle ciekawe pazury.
- Co z tego będę miał? -

< Masterze Świstaków?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz