11.03.2018
Od Sevena do Vergila
Patrzyłem na basiora ze zdziwieniem i przerażeniem w oczach. O czym on bredził? Zacząłem się wycofywać. Popatrzyłem w dół. Wodospad.... rzeka. Szybko płynęła, pewnie się utopię ale... odwróciłem się gwałtownie, podbiegłem nieco przed siebie, a potem wskoczyłem w wir wodny. Zimna woda zapełniła mi nozdrza. Rzeka poniosła mnie z prądem. Dobrze znałem tereny watahy. Wypłynę na innych terenach, zatrzymam się na terenach winegr lub mieszańców, lub ten basior mnie znajdzie. Och, w co ja się wpakowałem. Zacząłem tracić świadomość. Wpadłem na gałąź, Zbawienie! Szybko się jej chwyciłem, i wynurzyłem pysk z rzeki plując wodą. Basior patrzył na mnie ze szczytu góry swoimi czerwonymi ślepiami. Odwrócił się i zniknął za górą. Wykorzystałem okazję, i wyszedłem szybko z wody. Nawet nie otrzepując futra zacząłem biec w stronę jaskini. Nie, może szkoła? Co jest bliżej? Altana! Co ona mi da? NIC! Zacząłem gorączkowo myśleć w biegu. Ewentualnie jaskinia któregoś z wilków ale... coś mnie chwyciło za kark. Poczułem pól, i ciecz płynącą spod mojego futra. Po chwili walnąłem o coś twardego. Osunąłem się na ziemię. Patrzyły na mnie rubinowe świecące się oczy. No nie, to jakiś horror. Powoli straciłem przytomność, odpływając w krainę Morfeusza. Nie miał dla mnie nic do zaoferowania.
< Vergil?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz