Dziś była Noc Oczyszczenia. Ta nazwa wcale nie pasowała do krwawej jatki, w której członkowie watahy wyrzynają się nawzajem. Ziemia pokryje się zwłokami, spłyną strumienie krwi. Jedno wiedziałem: czysto na pewno nie będzie. Wyjrzałem przez okno; pierwsze obleczone w czerń postacie przemykały między jaskiniami, było słychać krzyki i błagania o litość. Większości wilków w sumie nie znałem, ale... większość to nie wszyscy. Zaciągnąłem zasłony. Nie zamierzałem brać w tym udziału.
- Nic nam nie zrobią? - zapytała cicho Nico, kuląc się w kącie. Reszta szczeniaków bawiła się, ale jakoś niemrawo, co chwilę spoglądając na drzwi. Ren natomiast wyglądał, jakby nie czuł strachu, nawet próbował przecisnąć się przez szparę pod nimi na dwór. Szybko go stamtąd wyjąłem.
- Nie, spokojnie - wymamrotałem z szczeniakiem zwisającym z pyska. Wreszcie udało mi się go odłożyć na fotel.
- A co tam się dzieje? - Kallisto spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami.
- To takie... Halloween dla dorosłych. Taka... zabawa - odparłem. Ta. Niewątpliwie dobrze się tam bawili, sądząc po szaleńczych wrzaskach i chichotach, dobiegających z oddali.
- A ty nie poszedłeś? Przecież jesteś dorosły.
- Ja... Ja nie lubię takich gier. I nawet nie myślcie o wymykaniu się z domu - zakończyłem stanowczo, patrząc na kochanego braciszka, który właśnie usiłował odsłonić okno. Westchnąłem i ściągnąłem go na podłogę. Załapałem się na tym, że bardziej niż o Lexi, Hestię, Igazi, czy nawet mamę i ojca martwiłem się o... Nieważne. Nie myśl o niej.
- Opowiedzieć wam bajkę?
- Taaak! - ucieszyło się rodzeństwo.
- A na jaki temat?
- O duchach!
- Tylko śmieszną!
- Dobrze - uciszyłem wszystkich, i zacząłem opowieść. - Dawno... A może całkiem niedawno, w jaskini siedziała piątka szczeniaków. Na zewnątrz trwało Halloween - to prawdziwe, ale one nie mogły wyjść, bo...
- Dlaczego nie? - zapytał buńczucznie Ren. Miałem ochotę wystawić go na ten dwór, skoro tak bardzo chciał.
- ...bo wcześniej nie posłuchały starszych i nabroiły - kontynuowałem. - Siedziały więc same w domu, ale nie nudziły się. Na zmianę wymyślały opowieści o szkieletach z gumy i różowych zombie, tym samym rozśmieszając się nawzajem. Zupełnie się nie bały, aż do chwili, kiedy w oknie pojawił się biały kształt...
Na dworze huknął piorun. Światło na ułamek sekundy zalało pomieszczenie; zaczęła się burza. Szczeniaki zadygotały. Odchrząknąłem.
- Tylko jedno ze szczeniąt go widziało. Rodzeństwo myślało, że żartuje, i nie chciało mu uwierzyć. Kilka minut później szczeniak znikł.
Temisto wrzasnęła. Wszyscy na nią spojrzeliśmy; wpatrywała się w odsłonięte okno z przerażeniem.
-D-d-d-uuch....- wyjąkała. - Tam był duch! Ja nie chcę zniknąć!
Była tak spanikowana, że uznałem, że nie może żartować. Przytuliłem ją.
- I nie znikniesz. Spokojnie. To tylko historia. Pozwólcie, że skończę. Wszystkie szczeniaki zaczęły szukać tego jednego, a kiedy
naprawdę się martwiły, to on nagle wyskoczył zza kanapy i krzyknął "Niespodzianka!".
Rodzeństwo nie zareagowało. Dzieciaki wpatrywały się w drzwi, w które coś z uporem łomotało. Za oknem przemknął biały kształt. Tem mówiła prawdę. Błysnęła błyskawica. Szczeniaki przytuliły się z piskiem do siebie, kiedy zawiasy stęknęły, i... Biały Kształt wszedł do środka. A na imię mu było Kiiyuko.
Kiedy rodzeństwo jeszcze zajęte było ogarnianiem, że nic mu nie grozi, zdążyłem z powrotem zaryglować drzwi i wyciągnąć szmatę.
- Nie dość, że straszysz mi dzieci, to jeszcze wybrudziłaś podłogę...- zganiłem ją, starając się ukryć ulgę w głosie.
- Też się cieszę, że cię widzę - odburknęła.
- Dobra, bezdomna hołoto, zostań tu sobie na noc. Ale wytrzyj się.
Wadera wykonała polecenie i usiadła na dywanie. Mimo początkowo mieszanych uczuć, szczeniaki szybko ją pokochały dzięki Kijowym zdolnościom do opowiadania. Ja
zresztą też, ale z innych powodów położyłem się blisko nich. Niedługo potem rodzeństwo zasnęło, przy akompaniamencie śmiechów szaleńców wciąż dokonujących mordu. Kiiyuko też rozłożyła się na podłodze. Zdałem sobie sprawę, że już nie martwię się o los innych podczas tej rzezi. Próby wskrzeszenia żalu w sercu tłumiła teraz fala ulgi...
...płynąca od siedzącej obok wadery, odezwał się głos w mojej głowie.
Nie wcinaj mi się w narra- CO TY TAM GADASZ?
No sorry, że bawię się przy oglądaniu twojego życia jak przy telenoweli. I NIE KRZYCZ NA MNIE, jak nie chcesz, to se idę - obruszył się Duch Hakoriego. Pomyśleć, że go kiedyś lubiłem.