18.02.2019

Od Yoshie

Spojrzałam w dal i przypomniałam sobie że gdzieś tam mogą być moi bracia i rodzicie. Ale to była przeszłość której nie chciałam rozdrapywać a jednak... Codziennie to robię, nieustannie, bez końca... Myślę o nich, o tym co się tam stało... Zaskomlałam z bez radości. Koło mojego pyska pojawił się Mali czarny nosek.
-Zefir?- zapytałam mojego syna i wstałam z posłania. -, Chcesz czegoś?- spytałam i udawałam że wcale wcześniej nie skomlałam z tęsknoty.

- Nie. Chciałem tylko sprawdzić coś. Możemy wyjść na dwór?- mówił to wszystko i patrzył na mnie swoimi oczami szczenięcia. Nie mogłam się oprzeć!

- Dobrze ale chwila i wracamy.- wylizałam siebie i Zefira i ruszyliśmy na spacer po terenach watahy. Wszędzie było tak pięknie, nic nie przypominało terenów watahy mojego ojca... Tej czarnej pustki z bijącymi się wilkami na każdym rogu. Tutaj wszytko było inne... Zielone i żywe... Gdzieś w oddali zobaczyłam wilki ale nie biły się lecz rozmawiały przyjaźnie ze sobą. Mam nadzieję że i ja kiedyś będę mogła z jakimiś wilkami porozmawiać, normalnie... Bez sprzeczek. Zefir zaciągną mnie na polane gdzie ganiał za motylami. Czułam się wyśmienicie na zielonej trawie pod gołym niebem. Wreszcie byłam wolna... Razem z Zefirem mogliśmy wreszcie być wolni jak na wilki przystało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz