- Kora? - zapytał Michio z troską w głosie. Odpowiedziała mu cisza. - Hej? Czy coś się stało?
- A idź mi z tym coś-się-staniem! - Kora podniosła głowę jak rażona piorunem. Nie wyglądała zbyt dobrze; jej głos się trząsł, jednak ciężko było stwierdzić, czy ze złości, czy ze zdenerwowania. - Ta idiotka najpierw mną rzuca, potem podnosi do góry, między chmury, następnie wyrzuca mnie w powietrze, kiedy goni nas chmara mieszańców, żebym roztrzaskała się na krwawą papkę, później jeszcze wpycha tu do jaskini i odlatuje jak gdyby nigdy nic, a ty jeszcze pytasz, czy coś się stało?! - Każde kolejne słowo wypowiadała głośniej i z większym zapałem, pod koniec dochodząc niemal do wrzasku.
- Spokojnie… - basior starał się coś poradzić, ale nie dało to wiele. Może trochę dlatego, że sam wydawał się zaniepokojony tym, co właśnie usłyszał.
- S p o k o j n i e? - krzyknęła rozsierdzona waderka. - Ciekawe, czy mówiłbyś tak na moim pogrzebie! Nawet ciała nie byłoby w trumnie, bo... Nie byłoby… nie byłoby nawet co zbierać… Niedźwiedziu, ja mam dość!...
Chociaż bardzo starała się wyglądać na groźną i wściekłą na świat, była tylko dzieckiem. Dzieckiem z natłokiem nowych i przerażających wrażeń, które nie mogło już powstrzymać płaczu.
(czy to przypadek czy ja naprawdę jestem taka monotematyczna ratujcie mnieeee)
Michio podszedł do niej i zanim brązowa się zorientowała, tkwiła już w ciepłym, współczującym uścisku. Wyjątkowo nie protestowała.
- Csii… Czego masz dość?
- Rozumiem… Ale jestem też pewien, że Mazi nie miała takich intencji. Przecież gdyby chciała, żebyś zginęła, mogłaby cię po prostu nie złapać - odparł Niedźwiedź spokojnie. Nie można było zaprzeczyć mu racji, ale Kora, jako niezwykle irytująca i uparta obywatelka watahy, nie pokorniała tak szybko.
- Pfe, gadanie - burknęła, szykując naprędce jakiś wyssany z palca kontrargument, kiedy do jej nozdrzy dotarł niepokojący zapach, na który wcześniej nie zwróciła uwagi. Zawęszyła, chociaż przy zapchanym nosie nie dało to za wiele. - Czuję krew.
- Krew? Jesteś ranna? - Basior wypuścił ją. Zatroskany, zaczął skanować jej futerko w poszukiwaniu ewentualnych obrażeń.
- Nie, nie - Z irytacją potarła łapką oczy, pozorując znużenie jego niedomyślnością, a tak naprawdę wykorzystując okazję do dyskretnego otarcia łez. Po chwili odwróciła się i uważnie spojrzała na Michia. - Ty jesteś. Dlaczego nie poszedłeś z tym jeszcze do lekarza?
(o co chodzi greijdkgorfv Misiu proszę jedźmy na Alaskę albo zróbmy jakąś inną ekstrawagancką rzecz nie wiem wyczuwam za duże podobieństwo do Harali)
(naprawdę, chyba się starzeję)
(Yghhhh jak to się dzieje no)
- Chciałem najpierw zajrzeć do ciebie, a poza tym to nic poważnego - zbagatelizował. - Nie mogę cię tu przecież zostawić w takim stanie…
- W jakim niby? - oburzyła się Kora. - Ja wcale nie płaczę!
Jakkolwiek źle nie wyglądała jeszcze pół minuty temu, teraz należało, nawet, jeśli z zaskoczeniem, przyznać jej rację; waderka wyglądała tak, jak zazwyczaj. Nawet hardy półuśmieszek wrócił na jej pysk. Może przytulas od Misia zdołał odpędzić całą rozpacz, może zamieniła się ona do reszty w skrywaną teraz złość na Mazikeen, a może huśtawki nastrojów to efekt dorastania? Niezależnie od tego, co było przyczyną, samopoczucie Kory prezentowało się co najmniej dobrze. - Idź do medyka teraz! Pójdę z tobą!
Wygłosiwszy ten pełen werwy wykrzyknik, ruszyła prosto do drzwi, jakby znów goniło ją stado mieszańców. Zanim jednak Michio zdołał cokolwiek zrobić, równie raptownie się zatrzymała, jakby chwyciła ją jakaś nagła myśl.
- Kto ci zrobił tę ranę? Mieszańce? - zapytała, odwracając się i spoglądając na basiora wielkimi oczami, jednocześnie odpływając myślami w kosmos.
- No tak - odpowiedział, mimowolnie oglądając się na zranienie. - Ale jak mówiłem, to tylko lekk-
- O! - wykrzyknęła Kora, nie mogąc powstrzymać entuzjazmu, po czym ucichła szybko, wyglądając nawet na nieco zażenowaną swoją “wypowiedzią”. - Eee… mówisz, że lekka? A, to dobrze, nie musimy się jednak tak spieszyć…
Chociaż Michio sam był wcześniej za odroczeniem wizyty, niespodziewana zgoda waderki sprowadziła na nią lekko podejrzliwe i zamyślone spojrzenie.
- No co? - spytała kąśliwie, starając się przybrać minę urażonego niewiniątka, ale nie potrafiła powstrzymać wielkiego uśmiechu.
- A nic, nic. Zastanawiam się tylko, co cię skłoniło do tak nagłej zmiany zdania.
- Przecież jesteś dorosły i wiesz najlepiej, co powinno się zrobić, nie? - odparła. Była to niezwykle słaba wymówka, biorąc pod uwagę codzienne zachowania i poglądy Kory, ale waderka nie była w stanie wymyślić lepszej.
Cały jej umysł pochałniała w tej chwili wizja Niedźwiedzia z różkami lub kopytkami. Albo najlepiej jednym i drugim.
<Misiu? Przepraszam za gniota ;------;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz