Nasza... przyszłość? Sprawdzałam to w momencie kiedy zastanawiałam się gdzie jest mantykora i to już wtedy nie wyglądało za kolorowo.
- Nie wygląda to za dobrze, wiesz? - z jakiegoś dziwnego powodu unikałam jasnej odpowiedzi na pytanie, ale zdecydowany wzrok Videtura przeszywał mnie niczym promień rentgenowski. Westchnęłam cicho i po chwili ponownie spojrzałam na samca - To wygląda jakbyś umarł, albo raczej leżał w kałuży krwi, co nie oznacza od razu, że nie żyjesz, bo nie widzę samej sceny śmierci. Więc bądźmy optymistami i uznajmy, że po prostu sobie leżysz.
Cisza. Dosyć długa i niezręczna, ale to akurat najmniej ważny aspekt tego wszystkiego.
- A ty? - padło pytanie. Odpowiedź na to pytanie była... dosyć krępująca, nie miałam ochoty tego mówić, ale coś mi podpowiadało, żebym nie kłamała w żadnym wypadku.
- Stoję niedaleko... ale nie po co by ci pomóc, tylko żeby cię dobić... A tak przynajmniej to wygląda, w końcu nieczęsto moje futro zostaje zabrudzone przez karmazynową krew, a rzecz którą dostałam do pewnej osoby tkwi w twoim ciele - mówiłam jakby o pogodzie, sprawiałam wrażenie spokojnej, chociaż w środku wszystko we mnie się gotowało.
- Chcesz mnie zabić? - niedawną ciszę przeszył nieco podniesiony ton mojego towarzysza.
- Gdybym chciała to zrobić to już by to się stało, mam nadzieję, że o tym wiesz! - czemu jego zaufanie jest takie małe? No dobrze, przyznaję, dosyć rzadko słyszy się, że jakaś osoba będzie próbowała cię zabić, ale jest przecież milion możliwości, aby wytłumaczyć zaistniałą przyszłość!
<Videtur? 20 dni później, przepraszam, nie miałam głowy do pisania niczego>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz