13.02.2019

Od Noego do Lii 'NIENIENIE'

Kiedy już skończyłem obczyszczanie się z mrówek z pomocą Royce'a, któremu podobna okoliczność sprawiła niewiarygodną przyjemność ('Drugie śniadanie na życzenie to w końcu świetna sprawa'), kontynuowaliśmy wyprawę, tym razem w dogodnym dla mnie tempie. Wolałbym wrócić do sierocińca niż biec drugie tyle z tą samą prędkością. Płuca by mi wysiadły.
 - Zaraz będziemy- odparł mój towarzysz, co oczywiście było zbędne. Tak duże jezioro to widać było z kilkunastu metrów.- Wiesz, że nie wpuszczę cię do wody, nie?
 - Nie masz nic do wpuszczania.
 - Będziesz chory- zagroził, ale postanowiłem to olać. Ostatnio chory to ja byłem... Nawet nie pamiętam kiedy.
 - Katarek mi nie groźny- wywróciłem oczami i lekceważąco machnąłem ogonem.
 - Może katarek nie, ale kaszelek czy zapalenie płuc to co innego.
 - Musi tu być jakiś medyk, nic mi nie będzie.
 - Ciekawe jak go znajdziesz- zaśmiał się gardłowo.- Zero orientacji w terenie, kochany.
 - Zamknij dziób, demonie
 - Też cię kocham. Oh! Twoja Alpha!

Co.

- Jednak stąd idziemy, Royce.- Szybko zawróciłem, oglądając się jeszcze na waderę, która łowiła ryby w przejrzystej wodzie. Szybko zacząłem biec w stronę wcześniej widzianego wielkiego głazu, którego było widać nawet stąd. Schowam się za nim, a potem obierzemy inny cel wyprawy. Biblioteka nie wydaje się aż tak złym pomysłem. A może zobaczę czy kest tu jakaś szkoła?
Westchnąłem, kiedy byłem już dobry kawałek od Alphy. Te kilkadziesiąt kroków, nawet na otwartej przestrzeni dawało mi minimalną ulgę. A Royce... Chwila.
- Royce, idziemy!- warknąłem na kruka, żeby się pospieszył.
CHWILA STOP! COFNĄĆ TO! NIC NIE MÓWIŁEM! BASTA! NIENIENIE.

  Samica niestety zdążyła się odwrócić, a ja stanąłem jak skamieniały.
- Royce, zabierz mnie stąd- szepnąłem, do najwyraźniej świetnie się bawiącego kruka.

- Hej, poczekajcie!

NIENIENIENIENIENIENIE.

Skrzydlaty diabeł zawrócił w stronę wadery, a ja nie widząc innej opcji także podreptałem w jej stronę.



<Lia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz