14.02.2019

Od Haraki cd. Kalego

Siedziała na kredensie, wlepiając spojrzenie w podłogę poniżej. Zatkany nos sprawiał, że nawet oddychanie stało się niekomfortowe. Już od kilku minut panowała cisza.
Cichy szmer dobiegający z kuchni oznajmił szczurzycy pojawienie się Kalego. Nie mogła go widzieć, a mimo to potrafiła z całą pewnością stwierdzić, że stoi teraz w futrynie i patrzy prosto na nią oczami pełnymi mieszanki troski, zmartwienia i niepewności, w które nie była w stanie spojrzeć. Zacisnęła powieki.
Wiedziała, dlaczego tam stoi. Oprócz niepokoju naturalną koleją rzeczy z pewnością chciał wiedzieć, co się właściwie stało. Miał święte prawo żądać natychmiastowych wyjaśnień, a jednak milczał, dając jej czas. Była mu za to wdzięczna, ale i świadoma, że cisza nie będzie trwać wiecznie.
Ostatecznie konfrontacja była nieunikniona, a Haraka wcale nie była gotowa i miała pewność, że nie będzie nawet i do końca dnia. Choć chciała, nie mogła udzielić mu odpowiedzi, której sama nie znała. Czas powoli się kończył.
Sfrustrowana, pozwoliła podeptanej wybuchem płaczu dumie na popchnięcie jej do działania. Bez słowa zeskoczyła z szafki i ruszyła w stronę wyjścia.
- Haraka…? - zapytał basior, chcąc podejść, ale zatrzymując się po kilku krokach. Nie odpowiedziała. - Hej, dokąd idziesz?
- Muszę… Muszę coś załatwić. Przepraszam. - Wybiegła ile sił w łapach, żeby nie zdążył jej zatrzymać. Po wyjściu z jaskini nie zwalniała. Nie chciała być w zasięgu głosu, nie chciała słyszeć jego wołania. Pewnie uraziła go tym jeszcze bardziej, ale… czy miała wyjście?
- Jasne. Oczywiście, że tak. - warknęła wściekle do swoich myśli. - Można było nie rodzić się kretynką.
Wytraciła tempo, wkraczając do lasu, ale nie przestawała iść prędko, aż nie znalazła się wystarczająco głęboko. Wolnym krokiem minęła kilka kęp paproci i wbiła pazurki w najbliższy pień. Zawahała się, ale po chwili ruszyła w górę, podciągając się na nierównościach kory, by ostatecznie zwinąć się w kłębek w wysokich gałęziach. Wiatr szumiał cicho, przechylając drzewa powoli to w prawo, to w lewo. Sprawiały wrażenie, jakby całe obecne istnienie zapomniało o swoich problemach i oddało się w całości wolnemu kołysaniu. Chciałaby pójść w jego ślady.
Wbijając wzrok w zasnute chmurami niebo, odświeżyła wspomnienia wizji. Były dość bolesne, ale trzymanie ich zwiniętych w kłębek w ciemnym zakątku umysło nie pomagało - ciągle wracały. Szczególnie widok jej samej i basiora odepchniętych z przeraźliwym piskiem… Wciąż nie miała pojęcia, co oznacza większość iluzji. Oczywiście, nie zapytała o to Kalego. Może dowie się, gdy już wróci. Ale kiedy to będzie?
I czy w ogóle…?
Słońce nie przebyło jeszcze długiej drogi, kiedy zmęczona szczurzyca zmrużyła oczy z zamiarem odpłynięcia w sen. Nie do wiary, ale po chwili jej się to udało.
Jeżeli Kali będzie jej szukał tego wieczoru, to raczej nie znajdzie.

<I’m sorry ;-;>

1 komentarz: