- Wyjdziesz stąd jak Rose lub Haraka ci pozwolą..., a jak wiesz albo nie, ja nimi nie jestem, więc tego nie wiem, ale pewnie za niedługo. Może 2 dni? Jakoś tak... Jeśli chodzi o to co z tobą zrobimy to pewnie nic ciekawego. Albo zostajesz albo se idziesz i masz tak jakby 'sojusz' z watahą, chyba że chcesz być wrogiem to już twój interes. A jeśli chodzi o te rzepy... - tu się zaśmiałam podchodząc do jednego ze stworzonek, - to jest no nowo wyhodowana rasa której jeszcze nie nazwałam. Znaczy się miałam pomocników ale jeden wybył a drugi zmienił zawód.
- Żyjesz trochę jak pustelnik
- Jak dla mnie może być. Robię ciasteczka na halloween
- Hę? - zdziwił się
- A TERAZ BARDZIEJ CIEKAWE INFORMACJE! Będziesz codziennie jeść oto to zielsko - wskazałam na dziwne chwasty przyniesione przez Rose.
- Czemu mam to jeść
- Bo to zdrowe. Niestety nie koniecznie dla twoich kubków smakowych i jelit - zaśmiałam się diabelsko, ale po chwili wzięłam wdech i wydech powietrza by się uspokoić.
***Mały przeskok czasu bo nie mam o czym pisać***
Mój sen był dziwny. Może się za dużo dziwnych rzeczy naoglądałam? Spadłam gdzieś, i łaziłam z jakimś dziwnym kimś który podawał się za mojego ojca, a ja byłam w ciele kogoś innego... było dużo schodów, widziałam z trzeciej osoby jakiegoś robaka w butelce który uciekał z wyspy na pustych beczkach które pod koniec zamieniły się w wielką rybę.... ale jak zawsze pod koniec snu musiałam się obudzić, i nie znać zakończenia. NOSZ... Gdy się obudziłam byłam podekscytowana jak mała dziewczynka której rodzicie obiecali pieska (czemu to musi być piesek? Czemu nie kotek? CZEMU LUDZIE TAK BARDZO WOLĄ PSY OD KOTÓW? No ale kogo obchodzą ludzie, wróćmy do rzeczywistości) Wstałam i od razu się ogarnęłam, w czym pomogły mi dziwne stworzenia, które udało mi się wyhodować. Weszłam po cichu do pomieszczenia w którym się znajdował Seba. Spał czy udawał że śpi? Ostrożnie położyłam obok jego legowiska zająca, i wodę, oraz równie cicho wyszłam tyłem, by mieć go w zasięgu wzroku. Powinien już normalnie chodzić. Od tych ziół każdy by uciekał gdzie pieprz rośnie. W smaku były suche i gorzkie, jakbym siano jadła. Serio, jak konie mogą to żreć? Przecież to jest straszne. Nie minęły 2 godziny gdy zajrzałam tam znowu, ale tym razem z Rose. Basior już od dłuższego czasu nie spał (albo nie udawał że spał) i teraz marudził że mu się nudziło. Medyczka obejrzała jego ogon który podobno wracał do swoich normalnych funkcji. Gdy wyszła, spojrzałam na resztki królika.
- Żylasty prawda? - spytałam
<Seibutsu? Nie miałam pomysłu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz