9.02.2019

Od Iwona (ten moment kiedy dawno nie piszesz postacią)

Znacie ten moment, kiedy marchew wejdzie za mocno? Zima nie miała zamiaru nas opuszczać, i po chmurach mogłem stwierdzić, iż jeszcze nam dosypie, a wracając do poprzedniego tematu... skąd miałem marchew? Uhodowałem! Wdowiec uprawiający zimą warzywa... - zaśmiałem się ironicznie. Jak mogłem się tak stoczyć. Ułożyłem się wygodnie i zacząłem gryźć koniec pozawijanej w różne strony marchwi. Moje pomarańczowe zdobycze nie były proste. Wręcz przeciwnie: Często powywijane i robiące za spirale. Nie miałem towarzysza, co było raczej oczywiste. Jeśli się tak zastanowić to Inga miała towarzysza.... Nokia się nazywała? Jakoś tak... chyba miałem jeszcze mak gdzieś w osobnej części jaskini. Jak zna się recepturę to można z tego dobry alkohol zrobić, który doskonale działa na sen. W sumie można by spróbować... płatki maku.. trochę czystego alkoholu.. woda, cukier. Ominąłem coś? Raczej nie. Zaraz, stop. CHWALMY ZIMĘ, SŁOŃCA NIE MA! HA HA ŻYCIE JEST CUDOWNE! W tym zdaniu było tyle ironii, a w czasie spędzonym w jaskini tyle nudy, że z marszu wybyłem na dwór. To uczucie kiedy chcesz coś zrobić ale nie masz co i jak i w sumie twoje życie jest do bani. Może kogoś odwiedzić? No ale kto by chciał zobaczyć starego wilka który nie umie ogarniać swojego życia? Porobiłem kilka kółek, slalomów i innych szlaczków niczym w podstawówce, aż wyszło mi kilka ósemek i znak nieskończoności. Niczym nieskończona męka! Ugh... staczam się. Czy ja się powtarzam? Podszedłem do jakiegoś drzewa, na którym wisiały sople. Śnieg się nadawał do lepienia więc... z pomocą lekkiego wietrzyku ulepiłem ze śniegu alpakę, a zerwany sopel wbiłem do czoła, przez co zamiast lamorożca był alpakorożec. Zrobiłem takich jeszcze kilkanaście, i takim oto sposobem miałem całą armię alpakorożców, gotowych by stopnieć przy nadchodzącej odwilży. Stawić czoło nie przewidywalnej pogodzie i gwałtownemu ociepleniu klimatu!

KONIEC.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz