9.02.2019

Od Igazi


Zaszarżowałam.
Wadera spodziewając się mojego ruchu zwinnie odskoczyła na bok, okręcając się wokół własnej osi. Zaryłam pazurami o twardą, nieistniejącą posadzkę, zmniejszając prędkość nadaną podczas szarży. Przy okazji zdążyłam obrócić się w stronę mojego przeciwnika, który akurat teraz bez rozbiegu skoczył w moją stronę, chwytając w swoją paszcze mój bark. Zaskomlałam, jednak nie poddałam się tak prędko. Próbując ją z siebie zrzucić odepchnęłam się tylnymi łapami od podłogi , z przednimi pazurami nadal wbitymi w podłogę. W taki sposób odskakując pociągnęłam ją za sobą, i dzięki sile odśrodkowej, troszkę uszkadzając mięśnie na barku, zrzuciłam ją z siebie. Lekko zakręciło mi się w głowie od piruetu.
Dzięki chwili słabości wilczyca była w stanie się na mnie rzucić, obalając na ziemie. Przyszpiliła mnie swoimi ostrymi pazurami, wbijając je w moją klatkę piersiową. Spojrzała w moje oczy szaleńczym spojrzeniem, jakby zdradzając swoje mordercze intencje. Nie chciała mnie zagryźć. Chciała mnie szarpać, drapać, podgryzać dopóty nie będę jej błagała o śmierć. Zanim zdążyła zryć moją pierś pazurami, zdążyłam kopnąć ją z całej swojej siły w słabiznę. Nikt nie powstrzymałby się od krzyku bólu, włącznie z nią. Kopnięcie było na tyle silne, by odepchnąć ją ode mnie na tyle, bym mogła wstać na cztery łapy.
Dopiero wtedy zauważyłam, że zamiast krwi cieknie ze mnie dziwna, błękitno-kryształowa maź o konsystencji podobnej do śliny. Najwyraźniej jest to odpowiednik szkarłatnej cieczy tak bardzo potrzebnej do funkcjonowania organizmu żywego.
Spojrzała na mnie nienawistnie, kryjąc ból swoją chęcią mordu. Jeżeli nie zostanę obdarowana opatrznością bożą, jest ogromnie wielkie prawdopodobieństwo że zginę.
- Nawet nie myśl że ktoś przyjdzie ci z pomocą, a szczególnie ci zapchleni bodzy – rzekła, jakby czytając mi w myślach. – Ich siła tutaj nie sięga, jesteśmy tu tylko my. Nie masz żadnych szans na ratunek.
Jej słowa mnie strasznie przeraziły. Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami, czując w głębi duszy strach przed śmiercią. Nie będzie to zwykła śmierć – zniknę na zawsze. Nie doznam spokoju wiecznego ani płomieni piekielnych. Nawet ta druga opcja zdawała się w tej chwili wybawieniem. Ogromnym marzeniem które nigdy nie miało się spełnić. Nikt nie chciałby tak skończyć, szczególnie osoba młoda, jeszcze przed ukończeniem pełnoletności. To było straszniejsze niż wszystko co zdołałabym sobie wyobrazić.
- Ktoś… Ktoś tutaj jest? – usłyszałam obcy głos zza moich pleców.

C.D.N


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz