6.02.2019

Misiek CD Kora

Kilka chwil potem opatrzyłem sobie ranę na boku. Kora trochę mi pomogła, bo tak, jak z odkażaniem jeszcze poradziłem sobie sam, tak z bandażem nie było już tak łatwo.
I tym ekscytującym i pełnym emocji sposobem dotrwaliśmy do popołudnia. Kora z początku jeszcze trochę poddenerwowana, szybko zmieniła swoją postawę. Niecałą godzinkę po płaczu była w świetnej formie zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Przynajmniej tak mi się wydawało. Na moje oko wyglądała nawet lepiej niż rano, kiedy wychodziliśmy z jaskini. Zaniepokoił mnie trochę jej entuzjazm, ale co poradzić? Mała jeszcze rośnie. Nastroje w tym wieku chyba dość szybko się zmieniają. Poza tym ona jest inna niż reszta. Bardziej rozbrykana, ale wydaje się też trochę taka... krucha. Nie to złe słowo. Wręcz rażąco złe. Bardziej... Ona sama nie wie, czego chce od świata, od innych. Wie, czego jej trzeba w danym momencie, jest tam, gdzie jej wygodnie, łobuziara z niej bez dwóch zdań, ale to ją wyróżnia. Mądra z niej bestyjka, poradzi sobie. Bystra, tylko trzeba ją trochę zmotywować. Myślę, że w ten sposób zaliczy kilka wywrotek, których chcę jej zaoszczędzić. Ale sama musi to zrozumieć. Trzymanie jej krótko nie ma sensu. Ma zapał, ale bardzo łatwo, żeby się ulotnił.
Przynajmniej tak mi się zdaje.
Z pewnością wyrośnie z niej ktoś ciekawy. Już niebawem. Niedługo wejdzie w dorosłość i tyle ją zobaczę. Szczeniaki za szybko dorastają- westchnąłem w duchu.- W każdym razie ona jest... aż chce się jej pomóc, w czymkolwiek by tej pomocy nie potrzebowała. Może jest trochę oporna, ale to jej urok. Nie każdy do niej dojdzie. Mam nadzieję, że mi się to uda.
Cóż, o ile rozmowę z rana będę musiał przełożyć na później, innych spraw nie będę mógł odłożyć dalej w czasie.
Spojrzałem na Korę, która właśnie kończyła jeść obiad.
- Kora?- Waderka, dalej jedząc, nadstawiła uszu.- Co do tej akcji rano...- spauzowałem, czekając na reakcję samiczki, ale nie doczekałem się niczego konkretnego- Te chmury to... jakiś twój lęk?- Starałem się podchodzić do swojej wypowiedzi ostrożnie, jednak nie było to takie proste. Mimo moich starań Kora zastygła na moment, by zaraz po chwili spojrzeć na mnie jakby z urazą.
- Lęk? Ktoś tu się czegoś boi?- spytała sarkastycznie.- Nie masz jakichś wierszyków do napisania, Niedźwiedź?
- Posłuchaj, to żaden wstyd. Każdy się czegoś...
- Ty nie rozumiesz po naszemu? Niczego. się. nie boję.- warknęła cicho.- Wiesz, chyba pójdę się przewietrzyć- rzuciła, zanim zdarzyłem jakkolwiek zareagować na jej poprzednie stwierdzenie. Wiedziałem jedno.
Absolutnie jej nie wypuszczę.
- Nie idź!- szybko zastąpiłem jej drogę do wyjścia z kuchni. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Ale nie niewinnie pytającym, dziecka, które chce się dowiedzieć, kiedy coś zje. Jej wzrok zdawał się pytać, czy rzucam jej wyzwanie. Nie to chciałem uzyskać. Odsunąłem się, robiąc przejście, ale ona tylko stała i mierzyła mnie wzrokiem.
- Źle do tego podszedłem- przyznałem, patrząc na jej łapki. Nie wiedziałem, czy nie chcę patrzeć jej w oczy, po tym głupim posunięciu, czy też wolałem mieć stuprocentową pewność, że nie ruszy się ona z miejsca, co było okropną niedorzecznością, po tym, jak postanowiłem odsłonić przed nią prostą drogę do wyjścia. Najpierw z kuchni, a potem na dwór.

<Kora?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz