13.02.2019

Od Gemini cd Aarona

Stałam na łące, jak urzeczona. Ten obraz tak szybko znikł.
- Co o tym sądzisz? - Aaron zapytał się mnie, uśmiechając się lekko.
- To było cudowne... Jak to zrobiłeś?
- Ah, mam taką umiejętność... - odpowiedział i spuścił nieco wzrok na łapy, którymi rozgarniał śnieg.
- Piękne. Też tak bym chciała. - westchnęłam cicho i ruszyłam, lecz jeszcze spojrzałam za siebie. - To co, idziemy dalej? Czy może już wracamy? Zaniedługo zacznie zach... Aa! - wrzasnęłam wystraszona. Zaczęłam machać łapami. Coś czarnego i szybkiego atakowało moją głowę! Jak opętana szamotałam się z czarnym ptakiem. W końcu to coś oderwało kawałek moich włosów, co nie powiem, bardzo bolało i odleciał. Zdyszana padłam na ziemię. Aaron zaniepokojony podszedł do mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał zdenerwowany.
- Tak. - odpowiedziałam nadal ciężko dysząc - Lepiej chodźmy stąd, zanim coś większego tutaj przyjdzie. Mam dość.

Powoli wracaliśmy do watahy, słońce zaczynało już zachodzić. Łyse drzewa pochylały się nad nami, a ich cienie się wydłużały. Szliśmy wydeptaną ścieżką, która ciągnęła się bardzo daleko. Nagle na naszej drodze wylądował ptak. Znowu ten okropny kruk! Spojrzałam na Aarona i szepnęłam.
- Teraz powoli go ominiemy, najlepiej jak najdalej od niego.
- Co ty, to tylko głupi ptak...
- No nie wiem.
Kruk odwrócił głowę. Wwiercał swoje spojrzenie we mnie. Oboje przystanęliśmy i patrzyliśmy z napięciem. Ptak zakrakał głośno i korkociągiem poleciał prosto na mnie. Poczułam jak wbił mi coś ostrego. Obraz zaczął się kurczyć, ciemnieć i falować. Zemdlona padłam na ziemię.

Obudziłam się i jęknęłam. Mój łeb tak bardzo bolał. Rozejrzałam się. Już nie byłam w pięknym zimowym lesie. Leżałam na żwirowej drodze, wokół której stały ciemne drzewa. Było ich tak dużo, że nie przepuszczały światła. Patrzyłam przed siebie, lecz droga ginęła w ciemnościach. Usłyszałam dalekie krakanie. Spojrzałam w bok. Całe szczęście leżał tam Aaron. Jeszcze się nie obudził. Odwróciłam się, a za mną stał ogromny, stary zamek. My leżeliśmy przed wysoką, żelazną bramą, którą zdobiły rzeźby kruków. Dopiero teraz zauważyłam, że niebo było czerwone. Po chwili Aaron jęknął obok mnie. Usiadł i zamrugał oczami.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał. Wzruszyłam ramionami. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy i co się z nami dzieje. Aaron wstał, gdy nagle brama od zamku z głośnym piskiem się otworzyła. Jakoś nie zachęcała do przejścia przez nią.
- Może wracamy tamtą ścieżką? Jakoś nie mam zamiaru wchodzić do tego zamczyska. - zapytałam się Aarona.
- Ja też. Ale ten las również nie wygląda zachęcająco...
- Niestety.
Już chciałam ruszyć, gdy z lasu usłyszałam warczenie. Zza drzew, powoli zaczęły wyłaniać się wilki, które przypominały mi duchy. Rzeczywiście nimi były, bo po niedługim czasie zaczęły przenikać przez drzewa. Wystraszona cofałam się do tyłu. W pewnym momencie wilki były tak blisko, że nie pozostało nam nic innego jak rzucić się do bramy. Zaczęliśmy uciekać, czułam zimny oddech na swoim karku. Biegnąc, zauważyłam kruka, który leciał nad nami w stronę zamku. W końcu dopadliśmy bramy, gdy ją przekroczyliśmy, wrota same się zatrzasnęły. Dusze wilków starały się nas dosięgnąć łapami, lecz po chwili rozpłynęły się w powietrze. Gdy wszystkie zniknęły, Aaron podszedł do bramy, by spróbować ją otworzyć. Ani drgnęła. Chyba jesteśmy zmuszeni zostać tu na dłużej.

<Aaron? Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam, ale w końcu się do tego zebrałam c: !>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz