Wypiłem kakao (co prawda Royce postanowił uraczyć się połową, ale zawsze coś), a Alpha zawartość swojego kubka już chwilę potem. Dopytałem jeszcze o tę Wielkanoc. Uzyskałem dość satysfakcjonujące odpowiedzi, a sama wadera z tłumaczyła w nawet zrozumiały sposób. Ciepło jaskini i miękkość koców działały tak przyciągająco, że wyjście stamtąd zdawało się istną głupotą. Szczególnie że na zewnątrz było zimno i nawet tu słyszałem, wprawdzie ledwo, ale jednak, jak wiatr szamota prawie że gołymi gałęziami, które tłuką o siebie jak oszalałe. Pogoda się nieźle pozmieniała. Ile ja już tu siedzę?
- Em... Przepraszam Pani Alpho, ile czasu minęło, odkąd tu jestem?
Royce, który od pewnego czasu był obok mnie w kocach, nagle poruszył się, ale nie było to nic innego, jak zwyczajne przekręcenie się na drugi bok. Postanowił pospać, czy jak?
<Lia?>
28.02.2019
Noe CD. Lia 'Pogoda nieźle się pozmieniała'
Nowy wilk! Shira
Autor grafiki: Aviaku (DA)
Właściciel: Sanders2005 (Hw)Imię: Shira, toleruje zdrobnienia (jeśli jakiekolwiek znajdziesz)
Wiek: 3 lata
Płeć: wadera
Żywioł: woda, powietrze, wolność, natura
Stanowisko: hodowca magicznych zwierząt
Cechy fizyczne: Dosyć wysoka, szczupła wadera. Bardzo zwinna, wytrzymała i szybka. Jej sierść jest głównie koloru białego, jedynie na końcówkach uszu, łap, ogona i piór na skrzydłach, które są czarne. Aktualnie nie nosi obroży widocznej na zdjęciu, gdyż kojarzy jej się z nieprzyjemną przeszłością. Nigdy nie zamierza ich zakładać. Porusza się bardzo zgrabnie, z gracją. Jej wyraz pyska wygląda na raczej dojrzały i poważny (ale niech Cię nie zwiedzie, bo taka nie jest!). Posiada duże, białe skrzydła, z czarnymi końcówkami. Futro ma grube i miękkie, a ogon niezwykle puszysty (choć na lato już nie jest takie grube). Jej oczy zmieniają kolor wraz z używaną w danym momencie mocą. Naturalny kolor jej oczu to fiolet.
Cechy charakteru: Niech Cię nie zwiedzie jej wygląd! Shira jest bardzo żywiołowa i pełna energii, czasem nawet nadpobudliwa.
Ekscytuje się nawet drobnymi rzeczami. Jest dosyć nieufna w stosunku do obcych, ale lubi poznawać nowych. Patrzy pozytywnie na świat, jest optymistką. Ale do odważnych nie należy. Nie chwali się swoimi umiejętnościami i nie wywyższa się. Czasem szybko się denerwuje lub irytuje. Jak z nią zadrzesz to nie da za wygraną. Jest uparta i lubi stawiać na swoim. Jednak w sytuacji wymagającej spokoju i uwagi, potrafi ją zachować.Bardzo dobrze lata, pędzi jak wiatr. Potrafi poruszać się bardzo cicho, bezszelestnie wręcz i dzięki temu jest doskonałym łowcą, ale poluje tylko wtedy kiedy musi. Niestety nie umie usiedzieć długo w jednym miejscu, szybko zaczyna się wtedy nudzić i marudzić. Umie dobrze obchodzić się ze zwierzętami. One do niej po prostu lgną jak do jedzenia.
Cechy szczególne: Zmieniające kolor oczy - jak używa magii wody stają się niebieskie, wiatru - świecąco-białe, natury - zielone. Efekt ten utrzymuje się przez 5 godzin od ostatniego czaru.
Lubi: Uwielbia latać, pędząc jak wiatr, czuć się wolna. Lubi pływać i ogólnie lubi wodę tak samo jak wiatr, rośliny i zwierzęta. Lubi też spędzać czas z przyjaciółmi, towarzystwo, poznawać nowe osoby i zawierać przyjaźnie.
Nie lubi: Nie czuje się zbyt dobrze w samotności, dlatego prawie nigdy nie spotkasz jej samej, bo jak nie ma kontaktu z wilkami to towarzystwa dotrzymuje jej Rayla. Nie lubi siedzieć w miejscu i jak ktoś jej rozkazuje. Czuje ogromny wstręt do obróż, są dla niej oznaką zniewolenia.
Boi się: Nienawidzi, a wręcz boi się małych, ciasnych zamkniętych pomieszczeń (ma klaustrofobię). Obawia się braku akceptacji ze strony innych wilków, tak jak w poprzedniej watasze. Panicznie boi się ciem. Nawet bardziej od jakichkolwiek potworów. Czyli najgorsze co może sobie wyobrazić to zamknięcie jej samej w małym pomieszczeniu pełnym ciem.
Moce: - bardzo ogółem mówiąc posługiwanie się wodą pod różnymi stanami skupienia
- to samo z wiatrem
- potrafi przemienić się w wiatr, czyli stać się niewidzialna
- potrafi tworzyć rośliny i się nimi posługiwać
- potrafi odpierać, przeciwstawiać się iluzji i próbom zawładnięcia jej umysłem, choć nie zawsze skutecznie (ma bardzo silną wolę)
Historia: Urodziła się w dosyć dziwnej watasze. Samiec alfa kontrolował wszystko i wszystkich. Za bardzo. Każdemu rozkazał nosić obroże zamiast medalionu, na znak posłuszeństwa i uległości. Kto zdjął lub próbował to zrobić, tego marne były losy. Kończył swój żywot w lochach lub na wygnaniu. Matka Shiry zaszła w ciążę bez zgody alfy i jej ojciec przypłacił za to życiem. Nie zabił on Dalii (imię matki Shiry) bo była jego dobrą znajomą. Dalia urodziła w spokoju, z dala od watahy trzy zdrowe szczenięta. Ale gdy podrosły, musiała wracać. Były tam nękane przez starszych, wyśmiewane (nie wiadomo czemu). Alfie nie spodobały się skrzydła Shiry. Twierdził, że dają jej zbyt dużą wolność i swobodę. Nakazał swoim służącym pilnować jej na każdym kroku. Było to męczące dla reszty rodziny. Shira dorastała tak, bez możliwości uczenia się magii. Zaczęła się buntować. Na jej szczęście były to bunty skierowane do matki. Gdyby robiła to publicznie, pewnie już by nie żyła. Pewnego dnia alfa podziwiając jak Shira lata swobodnie po niebie, stwierdził że miarka się przebrała. Rozkazał ściąć jej skrzydła. Wadera dowiadując się o rozkazie uciekła z watahy, zostawiając rodzinę. Nie obchodziły ją już myśli innych. Chciała poczuć się wolna. Zaraz po opuszczeniu terenów watahy pozbyła się obroży na dobre. Zaczęła swoją wędrówkę w wieku dwóch lat. Podczas tej wyprawy spotykała wiele przygód. Pewnego dnia zaatakowały ją umarlaki, o mały włos nie przypłacając życiem. Z szczęk tych stworów uratowała ją pewna tygrysica Rayla. Od tego czasu stała się jej towarzyszem i przyjaciółką, dotrzymując jej kroku aż do dziś. Po tej długiej podróży spotkała Watahę Mrocznych Skrzydeł i postanowiła zostać tu na dłużej.
Zauroczenie: brak
Głos: żywy, melodyjny (kiedyś może dam link)
Partner: brak
Szczeniaki: brak
Rodzina: Matka - Dalia
Ojciec - nie znała go osobiście, podobno miał na imię Demon
Rodzeństwo - Roko, Alice, Iris
Jaskinia: aktualnie szuka miejsca do zamieszkania
Medalion: Link
Towarzysz: Rayla
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: -
Dodatkowe informacje: ze wszystkich roślin najbardziej kocha krokusy i dzwoneczki
Umiejętności:
: Siła: 110
: Zręczność: 125
: Wiedza: 100
: Spryt: 115
: Zwinność: 200
: Szybkość: 150
:Mana: 24h
27.02.2019
Od Equela do Kruczka
Co się tu działo? Nie byłem pewny. Stałem jak debil patrząc z zającem w pysku na to co się dzieje. Demoniczny basior robił rozróbę wraz z Kruczkiem. Zastanawiałem się czy się wtrącać, gdyż bałem się reakcji Rose. Już słyszałem jej głos narzekający, że jestem nie odpowiedzialny bo nie dbam o własne życie i zdrowie. Ogólnie cieszę się, że nie było nikogo w pobliżu, bo zaczął być niezły armagedon. Sprawę utrudniała obroża na szyi wadery, więc gdy basior ją wreszcie dopadł, i chciał zagryźć, odstawiłem swój popcorn i podszedłem wolnym krokiem
- stoooooooooooooop - powiedziałem donośnym, spokojnym głosem. Serio, z jakiem oni watahy pochodzą, żeby lekceważyć tak bardzo przeciwnika? Basior był na obcych terenach, a wątpiłem by miał problemy z węchem. Nie znajomy popatrzył na mnie groźnie, ale szybko jego pysk wykrzywił się w grymasie przerażenia, kiedy naderwałem trochę jego żołądka, a potem unieruchomiłem. Nie minęła chwila jak wadera w napływie furii rzuciła się na unieruchomionego basiora, jednak odciągnąłem ją za ogon. Gdy ta chciała mnie ugryźć, jako dorosły który miałem serdecznie dość: spoliczkowałem ją. Po chwili szoku, wreszcie się otrząsnęła
- Ogarnij się - mruknąłem. Zostawiłem ją na chwilę by zaczerpnęła powietrza, a wilka który zaatakował... serio miałem ochotę zostawić jednak... stanąłem przed nim - Koleś, serio. Osobiście nic do ciebie nie mam. Ale wątpię by ktoś miał jeszcze ochotę na kolejne zebranie w sprawie wilków o dziwnych usposobieniach - po tych słowach odblokowałem go, jednak zaraz potem rozerwałem wnętrzności, i ten runął na ziemię z wypływającą z pyska krwią i galaretą we wnętrznościach. Patrzyłem na to wszystko jakoś bez emocji. Teraz serio mnie Rose zabije, jak nie któraś z córek.
- Dobra Kruczku. Ogarnęłaś się? - spytałem pochodząc do niej. Znowu to nienawistne spojrzenie - Słuchaj, serio tego nie chciałem, ale jesteś na próbnym. Jak ci zdejmiemy obrożę i zostaniesz pełnoprawnym członkiem watahy to se będziesz mogła zabijać, ale teraz... ugh... moja kochana medyczka mnie zabije - dostałem załamania nerwowego
- Nic mi nie będzie - uparła się samica, jednak ugryzienie na jej boku mówiło co innego
- Serio, wolałbym tego nie robić, ale chodź - powiedziałem z kwaśną miną - Nitaen się zajmie zwłokami czy coś - rzuciłem jakby od niechcenia i tempem wadery polazłem w stronę pracy partnerki.
< Kruczku?>
Od Czarnego Kruka CD. Equel
Szliśmy już jakiś czas przez las. Akane zostawiłam w jaskini.
- Poluj se tu, obroża pokazuje mi gdzie jesteś, wiec nie próbuj ucieczki- powiedział.
- Yhy...- mruknełam. Ja poszłam na wschód, a on na zachód. Już po jakimś casie znalazłam kilka łań i dwa jelenie. Przyczaiłam się na nie. Gdy uznałam że odpowiednio się ustawiłam, spięłam mieśnie i... skoczyłam. Wylądowałam na grzbiecie jednego z jeleni i wbiłam się kłami w jego szyję. Poczułam słodki zapach jego krwi. Po chwili jeleń padł martwy. Złapałam za kopyto i zaciągnełam pod drzewo. Przykryłam dokładnie łodygą i poszłam dalej. Niedaleko znalazłam młodego borsuka, śpiącego w krzakach. Głupie. Ten skończył podobnie do jelenia. Zaciągnełam do mojej zdobyczy i zrobiłam to samo. Ruszyłam o wiele dalej. Trudno było cokolwiek znaleźć, ale wyczułam zapach kilku dzików i zajęcy. Popędziłam w tamtą stronę.
-Skip Time-
Jestem na miejscu, gdzie chowają zwierzynę. Czyli tak... wygarnełam wszystko spod drzewa. Dwa zajace, jeden jeleń, dzik, trzy sikorski, jedna mysz polna, młody borsuk i jeden jastrząb. No... chyba starczy.
~Choć tu domnie ty... ehe. ..poprostu choć!-przekazałam Equel'owi wiadomość. Po pół godzine zobaczyłam zarys jego sylwetki w chmurach. Gdy wyladował, wytłumaczylam sytuację.
- Masz pomysł jak to przenieść? Sporo tego-zapytał.
- Po kolei. Logiczne... Wysil swój mózg chodziaż trochę!- krzyknęłam.- Powiedz mi tylko, czy w tym mogę latać.
- Czekaj- pomajstrował coś przy mojej obroży- teraz możesz...
- To chodź- powiedziałam. Złapałam za racicę dzika i wzbiłam się w powietrze.
- Daję ci szanse, jak ucie...- poleciałam troszkę szybciej. Dzik mnie spowalniał. Zobaczyłam obóz watahy. Wylądowałam na dole i odłożyłam zwierzynę na środek. Wróciłam po jelenia. Z tym nie było już tak łatwo ale dotarłam. Fiuu... wróciłam. Tym razem wziełam coś lekkiego. Mianowicie jastrzębia. Borsuk, sikorki i jeden zając już zniknęły. Teraz leciało mi się owiele lepiej. Zrobiłam koło do góry nogami i wyrównałam lot. Wyladowałam w obozie i odłożyłam jastrzębia. Było to już prawie wszystko. Właśnie leciałam po zające, ale coś we mnie uderzyło. Machnełam mocno skrzydłami i na moje szczeście lot się wyrównał. Spojrzałam w górę. Był to wielki, złoty basior z białymi skrzydłami. Ash. To nie najlepszy morderca w mojej watasze. Najlepiej byłoby go zabić, ale czy dam radę to nie wiem. Jak na złość zaczął padać śnieg z deszczem.
- Proszę, proszę, proszę! Witamy naszego Kruczka!- powiedział lądujac ze mną.
- Czego chcesz, Ash?- zapytałam wściekła.
- O... Ale ja nie wiem, o co ci chodzi-odpowiedział. Moja siersć zjerzyła się.
- Gadaj! Wiem że czegoś chcesz!- warknęłam. Siadłam.
- O charakterek taki sam... ale czy walczyć dalej potrafisz?!- rzucił mi się do szyi. Ani drgnełam. Zatrzymał się tuż przed ugryzieniem.- No widzę spokojna tak, jak zawsze- syknął.
- Wiem, że tego nie zrobisz Ash... tak wiec czego chcesz?- zapytałam go.
- Nie twój ogon!-odpowiedział złośliwie.- Albo może i twój... mam cię zabić.- Ostatnie trzy słowa wypowiedział z takim sarkazmem, że uszy mi odpadały. Odszedł kilka metrów. Obejrzał się przez ramię i uśmiechnął psychopatycznie. Wiedziałam, co to znaczy. Opanował go demon. Rzucił się w moją strone z kłami, które świeciły na zielono. Zamarłam. To były lekarstwa. Odskoczyłam. Kłapnełam kłami w jego stronę.
- Dajcie mi normalnie żyć!!!- wyrzyknełam. Zmieniłam swoją formę na wilka cienia...
<Equel?>
26.02.2019
Od Equela do Kruka
Przyleciałem do jaskini nad ranem. Spałbym dłużej ale mój umysł zaparcie uważał, że trzeba wstać, a samo leżenie mocno mnie irytowało, więc w pewnym sensie wręcz zeskoczyłem z posłania, nie budząc przy tym Rose. Wziąłem kilka drutów ze stali nie rdzewnej, i przy okazji tej, co wymazuje magię, i zrobiłem z nich bardzo ładną obrożę... Sznur nie był wygodny. Gdy wyszedłem z jaskini błoto zaczęło się pode mną uginać, przez co moje łapy wyglądały teraz jak wielkie gumiaki o brązowym kolorze. Wzleciałem w powietrze i poszybowałem do najbliższego strumyka, by wypłukać łapy. Woda była zimna i nie przyjemna, a metal nie miał najlepszego smaku. Ryb w strumyku nie było. Mech zazwyczaj miękki i suchy teraz był nie przyjemnie wilgotny i szorstki. W lecie było tutaj przyjemniej. Ogólnie to był to raczej ponury dzień z z szarym niebem, mgłą, błotem, siąpem i wszystkim co może być przygnębiające. Nawet się ptaki nie odzywały. Po moim ciele przeszedł dreszcz i w końcu postanowiłem polecieć do kruka żeby ogarnąć co u niej, jednak już przy wielkim kamiennym wejściu do jaskini zorientowałem się że jest coś nie tak jak powinno. Gdy wleciałem na niższą strefę groty i stanąłem na trawie, zobaczyłem oddychającą ciężko waderę z zahaczonym sznurem
- nosz serio? - Mój mózg powoli mówił mi co mam robić. Nie śpieszyło mi się. Przegryzłem linę na szyi wadery kilkoma mocnymi pociągnięciami, jednak metal to jednak metal, i potem miałem obolałe zęby. Gdy była już wolna chwyciłem ją za ogon i pociągnąłem w górę, po czym zostawiłem obok uschniętych paprotek. Oprócz obroży którą miałem jej założyć zamiast sznura, miałem również kilka ziółek czy herbatkę od Rose. W sumie mogłem zrobić z nich jakieś lekarstwa ale Mrok dochodziła już do siebie, więc jakoś odpędziłem z głowy te myśli. Gdybym ją teraz zabił to serio miałbym duży problem. Na moim pysku zagościł kwaśny wyraz. Gdy rudzik nadal był nie aktywny potruchtałem w dół groty, potem w bok i krótko ciemnym korytarzem, aż wreszcie do starego pomieszczenia, gdzie były gliniane naczynia, a raczej resztki, których nie zabrałem po przeprowadzce do Rose. Wziąłem tłuczek i małą miseczkę po czym umyłem to w wodzie deszczowej. Z kałuży obok zaczerpnąłem ciutkę cieczy, ale tylko trochę, po czym dodałem tam kilka ziółek i suszonej skórki z cytryny którą wygrzebałem z herbaty. To wszystko zmieszałem i stłukłem tak, że powstała z tego zielono-brunatna papka. Zrobiłem z jednej małej części tego czegoś kulkę, i wsadziłem do pyska wadery. nie minęła chwila, jak samica otworzyła gwałtownie oczy, zaczęła kaszleć i desperacko machać łapami, by usunąć papkę z języka. Roześmiałem się
- To zawsze działa! - Nadal dusiłem się ze śmiechu. Samica zgromiła mnie wzrokiem
- Śmiejesz się, że o mało nie zginęłam?
- Ja pierdziele... po cholerę żeś się jeszcze bardziej ciągnęła, i przegryzała sznur - otarłem łezkę śmiechu
- Bo mnie zostawiłeś bez wody?
- Jakbyś nie mogła wytrzymać jednej nocy - znowu się zaśmiałem
- A co, że ty niby nie pijesz?
- Piję, ale wiesz, ekhem, należę do wilków którym grozi odwodnienie. Wiesz ile mi o tym Tora truje? To strasznie upierdliwe. - Wadera jakby to zignorowała i potarła się po szyi. Oczy jej się zaświeciły
- Ej, ja nie mam sznu- - przerwałem jej zakładając na jej szyję luźną 'obrożę'
- Już masz - odparłem z kamienną miną - nie zdejmuj jej. Próba może zakończyć się ściśnieniem metalu
- Ugh...
- No, więc skończ już narzekać. trzeba wyżywić watahę. Ruchy
< Kruczku?>
Od Exana do Temisto
Gdy moje źrenice przyzwyczaiły się do światła słonecznego, opuściłem mrok przypadkowo napotkanej jaskini. Błękitne niebo prawie przykrywały bure chmury...
- Oho, zbiera się na deszcz- szepnąłem sam do siebie a ostatnie słowo wypowiedziałem dość ponuro, aby podkreślić mój niezwykle podły humor... no nie przesadzajmy. Z wielkim rezultatem poprawiłby mi humor drobna aktywność fizyczna w postaci krótkiego spaceru, bądź wykonywania codziennych zajęć wojownika.
Treningi siłowe i tym podobnym, byleby nie myśleć o tym cholernym deszczu...
Nie żebym nie lubił deszczu, ale zawsze pojawia się w nieodpowiednim momencie.
Ale pomimo tego nie zrezygnuję z moich dzisiejszych planów ze względu na deszcz, po czym wyłoniłem się z mroku na spowity jasnym światłem skalistą drogę, która właśnie prowadziła do mojej przypadkowo napotkanej jaskini po niedźwiedziu.
Przed tym, jak w planie ma Matka Natura zesłać ten życiodajny dla roślin deszcz, na dworze zaczął szaleć porywisty wiatr, który niósł ze sobą pyłki i ziarenka piasku, bezlitośnie wpadały w oczy.
Wataha pomimo tak dużej ilość mieszkańców, to gdzie się nie znajdę, tam nie było żywej duszy, aczkolwiek wyczuwam czyjąś obecność... to tak, jak tropienie zwierzyny po śladach na ziemi, odciski racic dzików... ale to nie był dzik..
Wiatr niósł ze sobą zapach wilka... z tej właśnie watahy, ale nie widziałem go zbytnio.
Postanowiłem zignorować obecność drugiego osobnika mojego gatunku, gdyż nie wiedziałem, co mogę się spodziewać po nim, jak zareaguje na moje towarzystwo...
Inaczej sytuacja by wyglądała, gdyby ów ten osobnik potrzebował pomocy. ale w tym momencie powietrze niosło ze sobą zapach wilka, ale inny od pozostałych.. był on łagodny i słodki...
Po zapachu stwierdziłem, że płeć owego osobnika jest żeńska. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem dalej, gdy nagle na mojej drodze pojawiła się wadera. Miała prostą śnieżną grzywkę, która częściowo okalała jej lekko oklapnięte uszy. Jej fioletowe oczy wyrażały, że to osoba łagodna i miła, ale skąd mogłem wiedzieć, czy to nie pozór? Zatrzymałem się na chwilę, spojrzałem na waderę i już miałem się przywitać i zapytać " Czy coś się stało" ale od razu odgoniłem od siebie ten pomysł, jednak z drugiej strony ominięcie jej bez słowa byłoby niegrzeczne...
- Cześć- powiedziałem krótko i bezbarwnie, ale starałem się mocno, żeby zabrzmiało to kolorowo...
Wadera użyczyła mnie miłym uśmiechem.
- Hej
Uniosłem lewy kącik ust.
- Co tu robisz w taką pogodę? Zaraz zacznie padać.
<Temisto?>
- Oho, zbiera się na deszcz- szepnąłem sam do siebie a ostatnie słowo wypowiedziałem dość ponuro, aby podkreślić mój niezwykle podły humor... no nie przesadzajmy. Z wielkim rezultatem poprawiłby mi humor drobna aktywność fizyczna w postaci krótkiego spaceru, bądź wykonywania codziennych zajęć wojownika.
Treningi siłowe i tym podobnym, byleby nie myśleć o tym cholernym deszczu...
Nie żebym nie lubił deszczu, ale zawsze pojawia się w nieodpowiednim momencie.
Ale pomimo tego nie zrezygnuję z moich dzisiejszych planów ze względu na deszcz, po czym wyłoniłem się z mroku na spowity jasnym światłem skalistą drogę, która właśnie prowadziła do mojej przypadkowo napotkanej jaskini po niedźwiedziu.
Przed tym, jak w planie ma Matka Natura zesłać ten życiodajny dla roślin deszcz, na dworze zaczął szaleć porywisty wiatr, który niósł ze sobą pyłki i ziarenka piasku, bezlitośnie wpadały w oczy.
Wataha pomimo tak dużej ilość mieszkańców, to gdzie się nie znajdę, tam nie było żywej duszy, aczkolwiek wyczuwam czyjąś obecność... to tak, jak tropienie zwierzyny po śladach na ziemi, odciski racic dzików... ale to nie był dzik..
Wiatr niósł ze sobą zapach wilka... z tej właśnie watahy, ale nie widziałem go zbytnio.
Postanowiłem zignorować obecność drugiego osobnika mojego gatunku, gdyż nie wiedziałem, co mogę się spodziewać po nim, jak zareaguje na moje towarzystwo...
Inaczej sytuacja by wyglądała, gdyby ów ten osobnik potrzebował pomocy. ale w tym momencie powietrze niosło ze sobą zapach wilka, ale inny od pozostałych.. był on łagodny i słodki...
Po zapachu stwierdziłem, że płeć owego osobnika jest żeńska. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem dalej, gdy nagle na mojej drodze pojawiła się wadera. Miała prostą śnieżną grzywkę, która częściowo okalała jej lekko oklapnięte uszy. Jej fioletowe oczy wyrażały, że to osoba łagodna i miła, ale skąd mogłem wiedzieć, czy to nie pozór? Zatrzymałem się na chwilę, spojrzałem na waderę i już miałem się przywitać i zapytać " Czy coś się stało" ale od razu odgoniłem od siebie ten pomysł, jednak z drugiej strony ominięcie jej bez słowa byłoby niegrzeczne...
- Cześć- powiedziałem krótko i bezbarwnie, ale starałem się mocno, żeby zabrzmiało to kolorowo...
Wadera użyczyła mnie miłym uśmiechem.
- Hej
Uniosłem lewy kącik ust.
- Co tu robisz w taką pogodę? Zaraz zacznie padać.
<Temisto?>
25.02.2019
Od Czarnego Kruczka CD. Equel
- Nadal nie będziesz jadła? Wiesz, że to już trzy dni, albo więcej?- zapytał się Equel.
- Bywało gorzej...- odpowiedziałam ciszej.
- Na przykład?
- W miesiącu przegryzałam kilka patyków i jadłam myszy- odpowiedziałam.
- Ale tak się nie da- powiedział.
- W mojej Watasze to był cud, że znalazło się chodziaż mysz.
- Przecież wilk wtedy umrze w kilka dni-odpowiedział nieco zaskoczony.
- U nas nikt się nie przejmuje śmiercią, nawet szczeniaka...- powiedziałam cicho.-Każdy żył na własną łapę...- spojrzałam na niego bez uczuć- Nie tylko wy istniejecie
- ...- Nie odpowiedział. Wydawał się zamyślony. Wstałam i obwąchałam ściany natrafiałam na to, czego chciałam. Wodę. Zaczęłam drapać ścianę, z której zaczęła lać się woda. Na ziemi zebrała się spora kałuża. Wzięłam pierwszy lepszy kamień i zatkałam dziurkę. Schyliłam się i zaczęłam chłeptać wodę. Po chwili wstałam.
- Nie boisz się, że to jest zatrute?-zachichotał.
- Nie, jak widać nie wiedziałeś o tym. Poza tym... Nie przebywałeś tu długo. Nie ma tu twojego stałego zapachu.- Wstałam.
- No tak... to moja stara jaskinia-odpowiedział patrząc w niewidzialny punkt.
Zaczął padać deszcz. Spojrzałam na zewnątrz. Podeszłam do krawędzi jak tylko się dało i położyłam głowę na łapach.
- Yyyh, pada!- powiedział.
- Odczep się, oke?- warknęłam. Położyłam skrzydła tak by tworzyły mostki. Akane wypadła, ale wstała i zaczęła powolutku podchodzić pod krawędź „dachu". Zaczęłam łapać krople wody. Equel zobaczył łańcuch i odleciał, jak podejrzewam, zrobić to coś dla Kalego. Będę musiała się mu odwdzięczyć.
-Skip time-
Minęło sporo czasu, a deszcz przestał padać. Dziura, z której wcześniej leciała woda, zatkała się czymś. Miałam pustynię w gardle. Wstałam. Stanęłam i zaczęłam ciągnąć line przeplecioną magicznym żelazem. Pękło kilka nitek, ale nic więcej. Cofnęłam się i zaczęłam przegryzać linę. Jak ten mysi móżdżek mógł zostawić mnie tu i nie dać dostępu do wody?! Lina w połowie pękła. Zrobiłam się czerwona ze złości. Użyłam kuli ognia i lina się poczerwieniła, ale zaraz zgasła. Dobrałam się do liny. Jeszcze jedna nitka! Odepchnęło mnie do tyłu, a lina zaczepiła się o stalagmit. Wstałam i zaczęłam się szarpać, ale nic to nie dawało. Nagle złapał mnie ostry kaszel. Zaczęłam się dusić. Biegałam wokół stalagmitu, ale nie odczepiło. Użyłam osiem razy zaklęcia kuli ognia, ale skutkowało to krwawieniem łap. Zaczęłam widzieć mroczki, zwolniłam i stanęłam w miejscu. Ostatkami sił próbowałam oderwać linę, ale przez magiczne żelazo nie udało mi się. Zemdlałam.
<Equel?>
Od Equela do Kruczka
To w sumie było do przewidzenia. Padło na Kali'ego. Widać ucieszyło się dziecko że może robić ze swoją ofiarą co mu się podoba. Gdy Lia wyszła, basior podszedł do nowej osobniczki i przygwoździł ją do ściany
- No, to witamy w watasze - mruknął i sobie poszedł, wcześniej zakładając na nową jakiś sznur, a jego końcówkę trzymając w pysku, i wyszedł. Ja tylko wymieniłem spojrzenia z Rudzielcem i gdy oni też wyszli, westchnąłem ciężko przecierając kark łapą. Ugh... to będzie złe
~następny dzień~
Od rana obserwowałem co też nasz zabójca sobie ubzdura. Najpierw pokazał jej całe tereny, jednak nie zdjął sznura. Wadera nie wyglądała najlepiej, do tego nawet z tak dużej odległości czułem zapach zwłok. Czyżby Kaliś położył ją obok czegoś dziwnego? Czyżby Haraka go wtedy nie pilnowała? Czyżby.... nie, już dość. Obserwowałem tak tą dwójkę aż do wieczora, podczas którego Kali chciał wcisnąć waderze coś do jedzenia, ale ta się upierała że tego nie tknie. W końcu wyszedłem zza krzaków
- O jeju, jeju i po co tak drzecie mordy. Wiecie ile przez was straciłem okazji do upolowania jakiejś kaczki domowej?
- Gdybyś nie marudził, pewnie byś upolował. - mruknął rudzielec
- Ej, ale ty przecież możesz unieruchomić ofiarę i... - Kali zmarszczył brwi próbując ogarnąć o co tak właściwie chodzi
- BLA, BLA, BLA NIE SŁUCHAM CIE - krzyknąłem siadając - Rudzielcu przejmuję nad tobą władzę - powiedziałem uśmiechając się szeroko
- No chyba cię coś - powiedzieli oboje w tym samym czasie, co mnie rozśmieszyło, ale przybrałem minę i postawę aktora z czasów średniowiecza.
- Panienka została poproszona by ze mną poszła. Czy madam się zgodzi? - zrobiłem ukłon i popatrzyłem na nią z dołu z chytrym uśmiechem - Oj słonko, co ci? Chyba lepiej zjeść to co ci dam niż to co zaserwuje zabójca watahy
- Pfff
- Kaliś? - spojrzałem na niego wielkimi oczami
- Aż tak bardzo chcesz mi zabrać moją zabawkę?
- No tak. W sumie to tak właściwie nie powinienem z nią o tym gadać a z tobą. Więc jak?
- Chmmm... co z tego będę miał?
- Zrobię ci figurkę żółwia z porcelany i pozłocę brzegi
- Zgoda - wyciągnął łapę, którą uścisnąłem. Potem wziąłem koniec sznura i pociągnąłem waderę za sobą
- Dzięki! - zawołałem w stronę Kalego który już się oddalał.
- Chcesz mnie jeszcze bardziej upokorzyć? - spytała wymownie. Najwyraźniej nie podobało jej się że była traktowana jak niewolnik
- Nie. - Zamachnąłem się skrzydłami wzbijając w powietrze. Wadera nie miała wyboru i też wzleciała. W locie, i utrzymując tępo dolecieliśmy do mojej starej jaskini. Była już trochu zarośnięta... - dobra niedołęgo. Tutaj będziesz odpoczywać. Nikt tu obecnie nie mieszka, jednak... - zmieniłem jej sznur na szyi na taki z wymazującym metalem wplecionym w warstwy, i przywiązałem do jakiegoś druta
- Nadal nie będziesz jadła? Wiesz że to już ze 3 dni albo więcej?
<R U D Z I E L C U ? XD>
Wyniki Eventu
Haj żółwie, miśki, wilczki i szczury! Koniec dzisiaj terminu, a że nikt w konkursie opowiadań nie brał udziału tylko sami rysunkowcy, więc oto wyniki głosowania!
1 miejsce: Mateo! Tak więc dostajesz - eliksir miłości, Kitsune i 220 cs! Ale z racji tego żeś bardzo chciała, to jedna szklana butelka alkoholu z chabrów od Lii c:
2 miejsce: Misiek (czyt: Kali). Tak więc masz rysia, wodę młodości i 160 cs
3 miejsce: No i tutaj zremisowali - Demo i Exan. Tak więc oboje dostajecie duchowego towarzysza, zupkę babuni i 89 cs
No, to tyle z ogłoszeń! Następny Event planowany jest na Wielkanoc! Pa ;)
1 miejsce: Mateo! Tak więc dostajesz - eliksir miłości, Kitsune i 220 cs! Ale z racji tego żeś bardzo chciała, to jedna szklana butelka alkoholu z chabrów od Lii c:
2 miejsce: Misiek (czyt: Kali). Tak więc masz rysia, wodę młodości i 160 cs
3 miejsce: No i tutaj zremisowali - Demo i Exan. Tak więc oboje dostajecie duchowego towarzysza, zupkę babuni i 89 cs
No, to tyle z ogłoszeń! Następny Event planowany jest na Wielkanoc! Pa ;)
Od Czarnego Kruka C .D Equel
Jak powiedział Equel jestem w czarnej „dupie"... pierwsza opcja od razu odpada, nie chce tak skończyć, jestem za młoda, by umierać... he he... rozważam drugą i trzecią. Popatrzyłam na zająca głodnym wzrokiem. A co, jeśli go otruli? Pokręciłam głową. Miałam już podejść do zwierzęcia, gdy coś pisnęło. Wzdrygnęłam się. Siano zadrżało, a z niego wyskoczyła mała, kolorowa kulka. Widziałam je kiedyś na terenie Watahy Ciernistego Słońca. Nie pamiętam nazwy. Istotka powoli do mnie podeszła i obwąchała. Zatrzymała się na jednym ze skrzydeł. Zaczęłam powoli podnosić i zwijać skrzydło ze zwierzakiem. Legenda głosiła, że to zwierzę samo wybierało właściciela, miał on czyste serce. Ale było to niemożliwe, żebym ja je miała.
Jego krew była trucizną dla innych, a łzy lekarstwem na wszystkie rany. Często je zabijali, bo ich kości były lekarstwem na różne ciężkie choroby; teraz jest ich mało, ale powoli się rozmnażają. Zwierzątko zaczęło się do mnie łasić.
- Chcesz ze mną zostać?- stworek zaczął się jeszcze bardziej łasić.- To chyba znaczy tak. To dam ci na imię... Akane.- Spojrzałam nazwierzątko, które zaczęło skakać. Ktoś wszedł do lochów, wstałam i kazałam Akane wejść mi do skrzydła. Do lochów wszedł czarno-biały wilk, którego zaatakowałam kiedyś. Patrzył na mnie swoimi brązowymi ślepiami, jakby chciał wypalić we mnie dziurę. Stanął przed klatką i tak stał... jak słup soli... wróciłam do rozmyślania. Druga opcja kusiła, ale zarazem zastraszyła, więc została mi opcja trzecia... Nie za bardzo mi pasowało śledzenie mnie, alee... spróbujmy. Popatrzyłam na, jak mi się zdaje, Kalego.
- Ej ty!- krzyknęłam w jego stronę.
Basior podniósł nieco wzrok, wlepiając spojrzenie w moje oczy.
- Możesz powiedzieć waszej Alphie, że wybrałam opcje?- zapytałam, podchodząc do klatki i siadając przy wejściu.
- Tsa.- Sprawdził jeszcze raz wszystkie zamki i poszedł.
-Skip Time-
Do lochów weszła Alpha, a Equel cichutko wszedł za nią i pokazał Kalemu język. Był on odwrócony, wiec tego nie widział. Ledwo powstrzymał się, żeby nie parsknąć śmiechem. Equel wszedł w jakiś kąt, a ja patrzyłam na jego poczynania.
- Na co się patrzysz?- zapytała mnie Alpha i się odwróciła.
- Na...- wilk z rogu zaczął kręcić głową na nie.- Na inne lochy...
- Dobrze, to jaką opcje wybrałaś?- zapytała.
- Wybrałam opcję trzecią. Myślę, że to dobry wybór.- Popatrzyłam na Alphę Lie.
- Dobrze, będzie cię pilnować wader...
- Błagam tylko nie waderę! Tą białą pchłę nawet zniosę, ale błagam nie waderę!- krzyknęłam niespokojna.
- Nah. Dobrze... więc będzie cię pilnował...
<Equel? Pociagnij to jakoś>
24.02.2019
Od Equela do Czarnego Kruka
Przysłuchiwałem się tej niby rozmowie, ale jakoś mało mnie to interesowało. Gdyby wadera nie chciała wszystkich pozabijać, to pewnie miałaby tylko krótką rozmowę z Lią i kaput, droga wolna tak, jak w moim przypadku i większości wilków. Ale nie. Teraz musiałem tutaj siedzieć i ogarniać, co się właśnie dzieje. Poszukałem wzrokiem wilków. Nie było Tenshi, Rose i tego rannego. Tak to to raczej wszyscy się już tutaj zgromadzili. Mój wzrok padł na Nitaena. Biedak nudził się tak samo jak ja, i najwidoczniej właśnie kończyły mu się żelki. A teraz, wracając do naszego rudego słoneczka: teraz będzie mieć problemy z Kalim. Khe, khe.... to może być ciekawe.
- Rodzinną watahą? Wiesz, że to i tak nie usprawiedliwia twojego zachowania nie? - mruknęła Lia patrząc na nią z góry.
- Trzeba było mi pozwolić lecieć dalej. -Czyżbym wyczuł kropkę nienawiści na końcu tego zdania?
- Trzeba było nie atakować wilków z watahy.... dobra, czekaj tu chwilę, trzeba coś omówić - Alpha poszła gdzieś z bethami oraz Tori, gdyż miała tam podawać jakieś argumenty i Mazi, bo się uparła, a ja czekałem, aż wreszcie przyjdą, nudząc się przy tym niemiłosiernie.
- Haj tato - usłyszałem znajomy głos. Różowa wilczyca usiadła obok mnie
- Hmm? A ty nie miałaś tam iść zamiast siostry?
- No niby miałam, ale byłam po jakiś sojusz... Przed chwilą wróciłam.
- Że też chciało ci sie tu przychodzić. Nie wzięłaś słodyczy dla Nitaena prawda?
- Phe! A w życiu. Jeszcze chwila, a cukrzycy dostanie! Pamiętam jak za czasów szczeniaka na gwiazdkę wyłudzał ode mnie słodycze, no bo przecież, jak starszemu braciszkowi nie dać? - skarżyła się z kwaśną miną.
- O, już są- popatrzyłem na kamień na którym znowu zawitała Lia.
- Masz trzy opcje.
Pierwsza: siedzisz dalej w lochach, aż nie zgnijesz i komuś przypadnie 'zaszczyt' posprzątania cię, i pewnie wszyscy tu już umrą.
Druga: Dostajesz od nas karne i wybywasz migiem z watahy. Jeśli wrócisz patrol będzie miał pozwolenie na zabicie cię
Trzecia: - i tu się diablica uśmiechnęła- Zostajesz w tej watasze pod naszą opieką, pod stałym nadzorem, dostaniesz robotę społeczną plus trzy dni w lochach, żebyś sobie trochę odsiedziała. A teraz weźcie ją do jej celi, niech sobie to przemyśli. - To powiedziawszy ogłosiła koniec spotkania. Plotki się szybko rozniosły, więc już każdy wiedział co, jak i gdzie. Odprowadziłem rudzielca do jej słomianego pomieszczenia w podziemiach, po czym, gdy przypiąłem jej łańcuchy do muru, odszedłem zamykając za sobą drzwi, jednak zatrzymałem się jeszcze przed odejściem
- Korektując to, co powiedziała Alpha. Na razie jesteś pod naszym nadzorem, więc nie możesz tak właściwie NIC zrobić. A więc nie polujesz w zakresie naszych terenów jeśli zdecydujesz się opuścić watahę, JESZ to co ci dajemy - tu wskazałem na zająca. Innych posiłków o tej porze roku nie ma- nie masz tutaj praw i ogólnie jesteś w jednej wielkiej czarnej dupie... a - tutaj dodałem gdy wadera chciała coś powiedzieć - Od teraz będzie cię pilnował Kali. Wiesz, on nie ma tyle cierpliwości, więc najprawdopodobniej będzie sobie robił z tobą, co chce. Pa słonko! - odszedłem zostawiając waderę na łasce lochów.
<Rudzielcu?>
Od Mauvais CD Videtura
Nasza... przyszłość? Sprawdzałam to w momencie kiedy zastanawiałam się gdzie jest mantykora i to już wtedy nie wyglądało za kolorowo.
- Nie wygląda to za dobrze, wiesz? - z jakiegoś dziwnego powodu unikałam jasnej odpowiedzi na pytanie, ale zdecydowany wzrok Videtura przeszywał mnie niczym promień rentgenowski. Westchnęłam cicho i po chwili ponownie spojrzałam na samca - To wygląda jakbyś umarł, albo raczej leżał w kałuży krwi, co nie oznacza od razu, że nie żyjesz, bo nie widzę samej sceny śmierci. Więc bądźmy optymistami i uznajmy, że po prostu sobie leżysz.
Cisza. Dosyć długa i niezręczna, ale to akurat najmniej ważny aspekt tego wszystkiego.
- A ty? - padło pytanie. Odpowiedź na to pytanie była... dosyć krępująca, nie miałam ochoty tego mówić, ale coś mi podpowiadało, żebym nie kłamała w żadnym wypadku.
- Stoję niedaleko... ale nie po co by ci pomóc, tylko żeby cię dobić... A tak przynajmniej to wygląda, w końcu nieczęsto moje futro zostaje zabrudzone przez karmazynową krew, a rzecz którą dostałam do pewnej osoby tkwi w twoim ciele - mówiłam jakby o pogodzie, sprawiałam wrażenie spokojnej, chociaż w środku wszystko we mnie się gotowało.
- Chcesz mnie zabić? - niedawną ciszę przeszył nieco podniesiony ton mojego towarzysza.
- Gdybym chciała to zrobić to już by to się stało, mam nadzieję, że o tym wiesz! - czemu jego zaufanie jest takie małe? No dobrze, przyznaję, dosyć rzadko słyszy się, że jakaś osoba będzie próbowała cię zabić, ale jest przecież milion możliwości, aby wytłumaczyć zaistniałą przyszłość!
<Videtur? 20 dni później, przepraszam, nie miałam głowy do pisania niczego>
- Nie wygląda to za dobrze, wiesz? - z jakiegoś dziwnego powodu unikałam jasnej odpowiedzi na pytanie, ale zdecydowany wzrok Videtura przeszywał mnie niczym promień rentgenowski. Westchnęłam cicho i po chwili ponownie spojrzałam na samca - To wygląda jakbyś umarł, albo raczej leżał w kałuży krwi, co nie oznacza od razu, że nie żyjesz, bo nie widzę samej sceny śmierci. Więc bądźmy optymistami i uznajmy, że po prostu sobie leżysz.
Cisza. Dosyć długa i niezręczna, ale to akurat najmniej ważny aspekt tego wszystkiego.
- A ty? - padło pytanie. Odpowiedź na to pytanie była... dosyć krępująca, nie miałam ochoty tego mówić, ale coś mi podpowiadało, żebym nie kłamała w żadnym wypadku.
- Stoję niedaleko... ale nie po co by ci pomóc, tylko żeby cię dobić... A tak przynajmniej to wygląda, w końcu nieczęsto moje futro zostaje zabrudzone przez karmazynową krew, a rzecz którą dostałam do pewnej osoby tkwi w twoim ciele - mówiłam jakby o pogodzie, sprawiałam wrażenie spokojnej, chociaż w środku wszystko we mnie się gotowało.
- Chcesz mnie zabić? - niedawną ciszę przeszył nieco podniesiony ton mojego towarzysza.
- Gdybym chciała to zrobić to już by to się stało, mam nadzieję, że o tym wiesz! - czemu jego zaufanie jest takie małe? No dobrze, przyznaję, dosyć rzadko słyszy się, że jakaś osoba będzie próbowała cię zabić, ale jest przecież milion możliwości, aby wytłumaczyć zaistniałą przyszłość!
<Videtur? 20 dni później, przepraszam, nie miałam głowy do pisania niczego>
Od Lii do Noego
Ziewnęłam mocno, aż mi łezki z oczu poleciały. Zaczęłam się robić senna no ale...
- No więc, to takie święto.... nie pochodzące od naszej religii. W sumie to do naszej "wiary" nic nie ma, ale obchodzimy święta takie jak Boże narodzenie, Wielkanoc, walentynki dożynki luj wie co jeszcze.... ogólnie chodzi o to że jemy sobie wspólnie śniadanko, święcimy koszyki.... czasem są jakieś zabawy jak szukanie pisanek. Ogólnie cały dzień jest poświęcony jajku, jakby to było święto nienarodzonej kury. - podsumowałam swoimi dziwnymi myślami. Szczeniak przysłuchiwał mi się uważnie, po czym zadał kolejne pytanie
- Wszyscy w tym uczestniczą?
- Kto chce
- Czyli ja też bym mógł
- Nom. - przytaknęłam wypijając końcówkę zawartości kubka.
- W tamtym roku malowałam jajka.... znaczy skorupki.. tylko zapomniałam czy z kimś czy sama. Wiem że pomagały mi duszki wietrzne. Crystal! Byłaś wtedy w domu?
- Czemu mnie pytasz, nie pamiętam. - powiedziała Crys, która odeszła tylko na chwilę, by potem wrócić gdy ją zawołałam, i odgoniła tego czarnego ptaka od Shiona, dmuchając w jego stronę dymem. Ptak nie wyglądał na zadowolonego. Samica też nie, gdyż teraz w powietrzu unosił się zapach spalenizny. Ale spokojnie. Ptak był cały.
- A kiedy będzie wielkanoc?
- 21 kwiecień - mruknęłam - chyba. Albo to było... nie, czekaj... chyba dobrze mówię - znowu zaczęłam się plątać.
- O... rozumiem
- No, to będzie trzeba iść bo bazie, i inne pierdoły jak urosną. I kury trzeba załatwić...
< Noe? Coś jeszcze chcesz wiedzieć?>
- No więc, to takie święto.... nie pochodzące od naszej religii. W sumie to do naszej "wiary" nic nie ma, ale obchodzimy święta takie jak Boże narodzenie, Wielkanoc, walentynki dożynki luj wie co jeszcze.... ogólnie chodzi o to że jemy sobie wspólnie śniadanko, święcimy koszyki.... czasem są jakieś zabawy jak szukanie pisanek. Ogólnie cały dzień jest poświęcony jajku, jakby to było święto nienarodzonej kury. - podsumowałam swoimi dziwnymi myślami. Szczeniak przysłuchiwał mi się uważnie, po czym zadał kolejne pytanie
- Wszyscy w tym uczestniczą?
- Kto chce
- Czyli ja też bym mógł
- Nom. - przytaknęłam wypijając końcówkę zawartości kubka.
- W tamtym roku malowałam jajka.... znaczy skorupki.. tylko zapomniałam czy z kimś czy sama. Wiem że pomagały mi duszki wietrzne. Crystal! Byłaś wtedy w domu?
- Czemu mnie pytasz, nie pamiętam. - powiedziała Crys, która odeszła tylko na chwilę, by potem wrócić gdy ją zawołałam, i odgoniła tego czarnego ptaka od Shiona, dmuchając w jego stronę dymem. Ptak nie wyglądał na zadowolonego. Samica też nie, gdyż teraz w powietrzu unosił się zapach spalenizny. Ale spokojnie. Ptak był cały.
- A kiedy będzie wielkanoc?
- 21 kwiecień - mruknęłam - chyba. Albo to było... nie, czekaj... chyba dobrze mówię - znowu zaczęłam się plątać.
- O... rozumiem
- No, to będzie trzeba iść bo bazie, i inne pierdoły jak urosną. I kury trzeba załatwić...
< Noe? Coś jeszcze chcesz wiedzieć?>
Od Noego CD. Lii 'Powinienem przystopować.'
Kakao zdawało się nie być wątpliwej jakości, a jakoś nie czułem się otruty. Jak się właściwie czują otruci? Nie ważne, chyba picie jest w porządku.
Pokręciłem głową, żeby zrzucić z niej Royce'a, który tylko podleciał na chwile, po czym znowu usiadł mi na łbie. Mały pierzasty zdrajca. Gdyby nie on, mógłbym być już daleko od tej...
- Nie za gorące?- spytała nagle Alpha, zerkając na mnie zza swojego kubka.
- Je-jest dobre.- Jąkam się. Koniec, zaraz wyleję wszystko z tego kubka przez nerwy. Warknąłem na siebie w myślach, po czym odstawiłem parujące naczynie, gdzieś na bok. Po co mnie tu zaprosiła? Są też inne szczeniaki, dlaczego nie wzięła ich?
- No, i dobrze... nie spotkałeś jeszcze nikogo ze szczeniaków, nie? Było ich więcej, ale wszystkie wyrosły- odparła ze śmiechem. Czyli ich nie zjadła. Dobrze wiedzieć! Ale ja... Czyta w myślach? Jeśli... Em. Motylki, ptaszki, lalala, i tak dalej!
A jeśli szczeniaki z watahy wcale nie urosły? Gdzieś je tu trzyma. Będę następny? Albo i je zjadła, ale teraz nie chce się... Powinienem przystopować.- Miałam kilku podopiecznych... wszyscy wyrośli i opuścili watahę. Trochu smutne, nie?
Em...
Znowu pokiwałem głową i tym razem Royce zleciał z mojego łba, ale zaraz znalazł miejsce dla swojego. W kakałku.
Co się mówiło, jak ktoś pije? Na zdrowie? A to nie, gdy ktoś kichnie? Em... Zostawię to bez komentarza, bo jeszcze się wygłupie przy Alphie i dopiero będzie. Chyba już i tak się wygłupiłem. A jeśli czyta w myślach to poczwórnie.
- Teraz będzie się zbliżać Wielkanoc... bazie kotki...
Bazie kotki?
I jaka wielka noc?
Coś się stanie?
- Proszę Pani Alpho a... Ta wielka noc... Co tak dokładniej będzie się dziać? I kiedy?
Royce wyjął głowę ze szklanki i kraknął zadowolony. Zaraz podleciał do góry i chwile potem mogłem stwierdzić, że ląduje w pobliżu węża Alphy. Jeśli zrobi mu krzywdę, to go uduszę.
<Lia? Tłumacz dziecku. Masz co robić. On już tak trochę pewniejszy; to tylko kwestia czasu aż zacznie dzikie densingi odprawiać na świecącym muchomorku>
Pokręciłem głową, żeby zrzucić z niej Royce'a, który tylko podleciał na chwile, po czym znowu usiadł mi na łbie. Mały pierzasty zdrajca. Gdyby nie on, mógłbym być już daleko od tej...
- Nie za gorące?- spytała nagle Alpha, zerkając na mnie zza swojego kubka.
- Je-jest dobre.- Jąkam się. Koniec, zaraz wyleję wszystko z tego kubka przez nerwy. Warknąłem na siebie w myślach, po czym odstawiłem parujące naczynie, gdzieś na bok. Po co mnie tu zaprosiła? Są też inne szczeniaki, dlaczego nie wzięła ich?
- No, i dobrze... nie spotkałeś jeszcze nikogo ze szczeniaków, nie? Było ich więcej, ale wszystkie wyrosły- odparła ze śmiechem. Czyli ich nie zjadła. Dobrze wiedzieć! Ale ja... Czyta w myślach? Jeśli... Em. Motylki, ptaszki, lalala, i tak dalej!
A jeśli szczeniaki z watahy wcale nie urosły? Gdzieś je tu trzyma. Będę następny? Albo i je zjadła, ale teraz nie chce się... Powinienem przystopować.- Miałam kilku podopiecznych... wszyscy wyrośli i opuścili watahę. Trochu smutne, nie?
Em...
Znowu pokiwałem głową i tym razem Royce zleciał z mojego łba, ale zaraz znalazł miejsce dla swojego. W kakałku.
Co się mówiło, jak ktoś pije? Na zdrowie? A to nie, gdy ktoś kichnie? Em... Zostawię to bez komentarza, bo jeszcze się wygłupie przy Alphie i dopiero będzie. Chyba już i tak się wygłupiłem. A jeśli czyta w myślach to poczwórnie.
- Teraz będzie się zbliżać Wielkanoc... bazie kotki...
Bazie kotki?
I jaka wielka noc?
Coś się stanie?
- Proszę Pani Alpho a... Ta wielka noc... Co tak dokładniej będzie się dziać? I kiedy?
Royce wyjął głowę ze szklanki i kraknął zadowolony. Zaraz podleciał do góry i chwile potem mogłem stwierdzić, że ląduje w pobliżu węża Alphy. Jeśli zrobi mu krzywdę, to go uduszę.
<Lia? Tłumacz dziecku. Masz co robić. On już tak trochę pewniejszy; to tylko kwestia czasu aż zacznie dzikie densingi odprawiać na świecącym muchomorku>
Od Kalego CD. Herberta
- Z dala od jaskini- prychnąłem pod nosem, szurając łapami o ziemię.- Od węża- warknąłem, angażując w swoją przechadzkę pazury.- Zmartwień.- Kopnąłem jakiś przemoknięty, spróchniały patyk, który od razu złamał się w połowie.
I od Doktorci.
Westchnąłem. Trzeba odejść trochę dalej niż teraz. To nadal góry.
Rześkie powietrze pomagało w zebraniu myśli, ale również na swój sposób mnie rozdrażniało. W dobrym sensie. Potrzebowałem tego; podejście do polowania na dziko to coś, co marzyło mi się od jakiegoś czasu, a lekko wyczulone od poddenerwowania zmysły polepszają dwukrotnie rozrywkę.
Bez planowania, bez obmyślania, gdzie tu wbić kły, a gdzie pazury. Istna wariacka samowolka.
Postanowiłem się poprzeciągać. Po górach nie lata zbyt wiele zwierząt. Dużo tu nie ma do upolowania. Może coś więcej będzie przy rzece. Zwierzyna lubi mieszkać blisko wody. Trzeba będzie zejść trochę na południe. Chociaż nie. Kto by się fatygował? Yh, i tak nie mam nic do roboty. Przy Aneksie nie będę szalał. Największa rzeka jest w miarę często odwiedzana. Wilki kręcące się wszędzie płoszą jedzenie. W jej pobliżu jest dużo mniejszych żyjątek. Nah. Miałem ochotę zaatakować coś dużego. O wiele większego niż byle zajączek. Przecież szarak to żadne wyzwanie. Gdzieś dalej powinno być coś konkretniejszego. Las kolorów jest na zachodzie, ale nie widzi mi się unikanie drzew. Nie chcę się czaić. Chcę sobie wreszcie porządnie zaszarżować. Może przy wodopoju na zachodzie? Tam powinno kręcić się sporo zwierząt. Ahh,
A jutro już na dobre skończę z Zerem w jakiś porządny sposób. Za długo go męczę i przez to nie mogę wziąć na siebie kolejnego zlecenia. Muszę szybciej się uwijać z celami, bo tylko marnuję sobie czas.
*machina czasu zaprasza na skip later, bo płynne przejście mi nie leży*
Rozgrzewka? Rozeznanie? Nie wiem, poczułem po prostu przymus przebiegnięcia kilku rundek wokół watahy. W mgnieniu oka mijam góry, wodospad, źródło Aneksy, dolinę lawy i wiele innych. Łapy ledwo dotykają ziemi, a oczy nie biorą udziału w przebieżce. Nadal nie wiem, jakim cudem przy takiej prędkości na nic nie wpadam. To chyba jakiś specjalny refleks. Sam nie wiem, czy nie zaliczyć go do swoich mocy, ale bez superprędkości nie działa, więc jakoś się ku temu nie przymierzam (¿ - nie wiem, czy tak jest ok, ale zaliczyłam kilkudniowego artblocka, więc nie czepiaj sb pls. Te opko nie będzie wykwintnie dobre).
Po trzynastej rundce zacząłem zwalniać, gdy poczułem coś miękkiego pod łapami. Lepiej zatrzymać się na tym niż na jakiejś skalistej obłożonej ostrymi kijami części watahy. Lawenda. Dość mocno pachnie w nocy. Kto był tego właścicielem? Red? A nie, on zdechł.
Rozejrzałem się po kwiatach, próbując doszukać się jakiegoś przekwitniętego czy czarnego wyjątku, ale znalazłem tylko... basiora. I to nadzwyczaj brzydkiego i łysego.
Nie żyje? Ah, nie. Śpi.
Hm... Może chociaż razem z nim zapoluje. Jeśli robi to dobrze, będzie można załatwić coś naprawdę wielkiego i to bez użycia mocy. Bardziej dziko. Bardziej agresywnie.
Szturchnąć? A co ja się tam będę! Od czego ma się łeb!
Po chwili zacząłem tworzyć w pełni audiowizualną iluzję drzewa, by zaraz mogło z głośnym walnięciem upaść na ziemię i narobić hałasu, po czym by znikło.
Ale niestety zniknęło przedwcześnie. Za słaby jestem teraz na takie bajery. Niedostatecznie skupiony, znaczy się. Cóż, może obudzi się od dźwięku nawalania w blachę? Tyle jeszcze z siebie mogę wykrzesać.
<Herbert? Sory, że tak długo czasowo i że tak słabo merytorycznie. Postaram się o coś lepszego, jak pomordujemy razem <3 >
Od Czarnego Kruka CD. Equel
Basior wyszedł. Stanęłam na wprost ściany i użyłam zaklęcia kuli ognia. Łapy stały się jak z waty. Upadłam... Leniwie wstałam... Zaczęłam chodzić w kółko. Uderzyłam o martwego królika. Pf. Nie zamierzałam tego tknąć. Kopnęłam zwierzaka pod wejście... Właśnie, to jest to! Zaczęłam merdać ogonem. Gdy ktoś po mnie przyjdzie, wyskoczę. Stanę przy drzwiach i wyskoczę. Ale co dalej? Jak tam będzie więcej wilków. Nie, to zły pomysł. Zaczęłam wymyślać plan ucieczki.
-Skip Time -
Do pomieszczenia ktoś wszedł. Oczywiście było wiadomo, kto to był.
- Jak tam?- zapytał się. Zgadnijcie kto? Nasz Equel! Prychnęłam.
- Wiesz... Ja nie lubię wszy, wiec może byś sobie poszedł?- powiedziałam wkurzona.
- Nie jestem wszom- odpowiedział.
- Jesteś i to bardzo rzadkim osobnikiem, bo jedynym na świecie. Wiesz jaką? Jesteś białą wszą- dogryzłam.
- Dobra idziemy na przesłuchanie.-powiedział. Przeklęłam pod nosem. Wyszłam, a on nałożył na mnie jakiś łańcuch. Szliśmy „korytarzem”, aż nie doszliśmy do jaskini. Był tam wielki kamień i wyjście na zewnątrz. Chciałam się wyrwać, ale podświadomość podpowiedziała mi, żebym została w tej watasze. Ale to tylko podświadomość. Podeszliśmy pod głaz. On odszedł, a łańcuch podpiął do skały. Na skałę weszła Lia, jeśli dobrze zapamiętałam. Popatrzyła na mnie i zawyła. Jak na dotknięcie magicznej różdżki, pojawiły się inne wilki. Gdy wszyscy się uspokoili Alpha zaczęła.
- Zawołałam zebranie, ponieważ znaleźliśmy tę waderę na naszym terytorium. Chciała mnie zabić i rzuciła się na dwa wilki, Equela i Kalego.- rozległy się oburzony warknięcia- Jak się nazywasz?-tym razem zwróciła się do mnie.
- A po co chcesz wiedzieć? Nikt nie chciał wiedzieć i czemu ty chcesz wiedzieć? A jeszcze jedno; jak ktoś po mnie przychodzi to możesz wysłać każdego tylko nie tą białą wszę.- powiedziałam spokojnie pokazując na Equela.
- Ja jestem Alphą, więc powiedz, jak masz na imię.- Zignorowała moje upomnienie.-Czarny Kruk... albo wszystko, co związane z ciemnym- mruknełam.
- To twoje imię... Dobrze, a co cię przywiało na nasze tereny?
- Wataha -odpowiedziałam krotko.
- Co?- zapytała.
- Uciekam przed rodzinną watahą-odpowiedziałam.
<Equel? Siema elo 5 2 0! Hah teraz twoja kolej "Biała Wszo" he he he>
23.02.2019
Od Equela do Czarnego Kruka
Ten wieczór był chłodny. Pomimo braku śniegu minusowa temperatura źle wpływała na mój układ krwiobiegu. Teraz pozostawało mi tylko patrzeć na alphę i tego nie znanego mi wilka. Zastanawiałem się czy mam bardziej martwić się o przywódczynię czy tą wilczkę. Zerknąłem z niepokojem na Lię. Spytałem pytająco czy mogę unieruchomić przeciwnika, jednak ta dała mi znak żebym tego nie robił. Cóż to diablisko kombinuje? Wydawała się na początku rozluźniona, po czym na jej pysku zawitał szeroki uśmiech, i waderę nowo poznaną otoczyły jakieś cienie ograniczając jej ruchy. Czyżby wreszcie po tak długim czasie nasz kochany wietrzyk użył żywiołu mroku? Lia otrzepała się i odeszła kilka kroków, gdy wadera która wcześniej na mnie nawrzeszczała próbowała jak najwyżej unieść głowę by dziwna mgła nie wleciała jej do pyska
- Equel, teraz możesz. Nie wiadomo jakie ma zdolności - mruknęła alpha siadając. Uśmiechając się że wreszcie mogłem użyć swoich mocy spojrzałem na waderę, po czym ta stanęła w bezruchu, a mrok który ją otaczał zniknął
- Mamy ładny posąg - Usłyszałem głos Mazi, która siedziała przyglądając się całej scenie
- A dziękuję, no. To już spieszymy z wyjaśnieniami! - zawołałem wesoło,podchodząc do wadery gdy cała reszta usiadła i zaczęła się temu przyglądać oddając mi głos, a Lia jakby nigdy nic zaczęła sobie pić jakiś soczek, który pewnie przyniósł duszek wietrzny. - Pewno za późno ogarnęłaś się że tutaj każdy ma jakąś moc... chyba że doliczamy szczura - dodałem cicho patrząc wymownie gdzieś w bok. Była dobra medyczką ale bałem się że ktoś może się pomylić i ją zjeść - No, więc odpowiadając na pytania: Ja jestem Equel, ta miła pani którą chciałaś zagryźć to Lia i w pewnym sensie lepiej z nią nie zaczynać bo skończysz na stosie... jak kilka wilków. - tutaj też ściszyłem głos mrucząc. Wyglądało to tak jakbym komentował sam siebie - Wadera chwaląca moje dzieła artystyczne to Mazi, a tych dwóch z tyłu to Iwo i Rimmon. - wziąłem kilka wdechów
- Dobra, dobra bo się zapowietrzysz - Lia przybliżyła się do mojego pięknego futrzanego posągu który nie mógł nawet poruszać gałkami ocznymi. To ci ironia - Zapytanie o pochodzenie było trochę dziwne. Chcesz znać mój rodowód do klonowania? - zachichotała. Chyba jej się nudziło
- I jesteś w watasze mrocznych skrzydeł, zatrzymujemy się na przesłuchanie za nie przestrzeganie praw terytorialnych bla, bla, bla - Mazi chyba chciała to jak najszybciej odklepać - Serio, po kiego wała żeś się tu pakowała? Nie mogłam dokończyć swojej kolacji
- Podjadałaś? - spytałem patrząc na nią z ukosa
- Pfff - ruszyła przodem, wymijając wszystkich i przeskakując w truchcie jakąś belkę.
- Jak tam słonko? Fajnie być posągiem który umie tylko myśleć? Znasz powiedzenie by nie lekceważyć przeciwnika? Szczególnie w watasze w której jest magia czy alchemia? - mruknąłem od niechcenia, po czym ruszyłem za resztą wilków, gdy Iwo za pomocą wiatru uniósł mój posąg i zaczął go nieść w stronę 'kochanego' królestwa wolności. Albo wsadzą ją do lochów albo do torturowni, ale bardziej obstawiałem lochy, i ten dziwny metal który hamował magię. W końcu w taki sposób udało im się pozbyć Katniss... ekhem, nie ważne.
~Time skip~
Rose miała pełno pracy od rana gdyż trafił nam się jakiś wilk przybłęda którego ugryzł umarlak, więc trzeba mu było dać jakieś zioła, a reszta wybyła z samego rana, więc poszedłem sprawdzić co u naszego jeńca wojennego. Może nie była z wojny, no ale...
- Haj słonko! Jak życie? - spytałem otwierając drzwi. Na słomie, skuta łańcuchami, leżała wadera, która chyba nadal miała mi za złe że ją zablokowałem. I ją, i jej magię - Masz i jedz, bo potem nie będzie - wepchnąłem do jej 'pokoiku' królika
- Że mam to niby zjeść?
- A no. Jak nie chcesz być potem głodna. A, i pamiętaj by być grzeczna podczas przesłuchania. Jak używasz jakiejkolwiek magii, to nie dość że nie możesz, to jeszcze metal cię rani... i z tego co widzę już chyba o tym wiesz - spojrzałem na rany na łapach - a, i nie atakuj nikogo następnym razem, to może ci się uda i cię puszczą w swoje strony. - po tej krótkiej radzie wyszedłem, zamykając kraty, pozostawiając ją samą, w zamkniętej przestrzeni.
< Kruczku? Jak ci się tam żyje?>
Od Czarnego Kruka CD. Equel
Moje uszy kręciły się dookoła. Nic nie było słychać ani widać. Leciałam nad chmurami, co chwilę się zniżając. Nagle coś we mnie uderzyło. Jak ja nienawiedzę dnia! W nocy mnie prawie nie widać. Zaryłam mocno o ziemię i fiknęłam kilka koziołków. Jakiś biały punkt toczył kręgi na niebie. Szybko się podniosłam i otrzepałam. Gdy znowu spojrzałam w niebo punktu już nie było. Zaczęłam kręcić uszami. (co? XDD ~Księciunio) Białe pióro spadło na mój nos. Wyczułam basiora, ale nie rozpoznałam zapachu. Kichnęłam. Kurde! Jak to ten morderca z watahy, to już po mnie. Wystartowałam z powrotem w niebo, ale od razu runęłam z powrotem. Próbowałam jeszcze trzy razy, ale się nie udało. Machnęłam jednym skrzydłem i drugim. Przeszedł mnie niewyobrażalny ból. Skrzydło opadło bezwładnie na bok. Pięknie! Po prostu super. Chwyciłam pierwszą lepszą lianę i obwiązałam się nią do o koła. Drugie skrzydło położyłam wzdłuż ciała. Wyglądało to jakbym miała czarne futro. Prychnęłam pod nosem i spojrzałam na górę. W krzakach pękła gałązka. Odwróciłam się w tamtą stronę i zaczęłam się cofać. Usłyszałam ciche warczenie za mną i dopiero teraz wyczułam dwie wadery i trzy basiory. Zostałam okrążona. Z krzaków wyszła piękna szara wadera z niebieskimi skrzydłami na grzbiecie i tylnych nogach. Nagle zostałam powalona. Zaczęłam się szarpać, aż zrzuciłam ją, gdy wyczułam basiora. Był on cały biały, miał skrzydła i dwukolorowe oczy. Przygwoździłam go do ziemi.
- Kim jesteście?- zapytałam spokojnie z nutką zdenerwowania.
- Po co ci to wiedzieć basiorze?- zapytał się wychodzący z krzaków basior był biały a jego ogon i głowa były czarne.
Rzuciłam mu się do gardła.
-NIE JESTEM BASIOREM!!! Ty... ty... zajęczyy móżdżku!- ryknęłamm mu w twarz. Wilki się na mnie rzuciły. W końcu wysunęłam skrzydła.
Złapałam szarą wilczycę za kark.
- Ty tam! Puść mój ogon, boo ją zagryzę!- syknęłam. Wszystkie wilki wycofały się.-Gadać: imiona, pochodzenie i wataha!- krzyknęłamm.
<Equel? Nie wiem co dalej wiec wzięłam pierwszego lepszego.>
Od Lii do Noego
Młody zaczął kaszleć. Przekrzywiłam głowę na bok, i poleciłam duszkom powietrznym zanieść kakao na jakąś kłodę obok kocy.
- Crystal, pilnuj Shiona... bo chyba chce wleźć do wrzątku - mruknęłam patrząc to z niepokojem na węża który właśnie postanowił się 'obudzić', to na Noego - Co ci? - spytałam szczeniaka
- Ja... chyba muszę wyjść... - odparł nadal kaszląc
- No... no oke... - usiadłam
- Royce... chodź - mruknął ciszej do kruka, jednak ten jakby się zaparł
- Poradzisz sobie - zakrakał jakby się śmiejąc, na swój ptakowaty sposób. Szczeniak znowu coś tam pokaszlał i wybył z jaskini
- Ma astmę czy jak? - spytałam ptaka
- Powiedzmy - zatrzepotał skrzydłami - ten wąż jest do zjedzenia?
- Jak go zjesz to ci rozpruję brzuch i tego węża stamtąd wyciągnę - mruknęłam tykając ptaka łapą w dziób. Po chwili szczeniak wrócił, jakby bardziej spokojny, po czym rzucił krukowi nienawistne spojrzenie, i usiadł na kocach i poduszkach.
- Kakao zdążyło na tyle wystygnąć byś mógł trzymać kubek w łapach - powiedziałam podając mu ozdobne naczynie z brązowawym płynem.
- Mnie zołza nie zrobi - naburmuszyła się Crystal, podchodząc i wąchając moją zawartość drugiego kubka, w którym była inka, nie kakao. Szczeniak nie pewnie, idąc za śladem Crystal powąchał kakao
- Naturalne kakao - mruknęłam - posłodziłam ci trochu, chociaż nie wiem czy takie lubisz. Wiesz... takie opakowanie z wiatrakiem, stara firma.
- No pij, nie jest trujące - Royce (bo tak się najwidoczniej nazywał towarzysz Noego) usiadł na głowie szczeniaka i coś tam jeszcze gadał, do puki szczeniak nie wziął łyka napoju.
- Nie za gorące? - spytałam - ja zwykle muszę długo czekać.... mam dziwnie wrażliwy język
- Je-jest dobre - szczeniak postawił kubek nieco dalej od koców
- No, i dobrze... nie spotkałeś jeszcze nikogo ze szczeniaków nie? Było ich więcej ale wszystkie wyrosły - zaśmiałam się. Postanowiłam nie dodawać do tego faktu, iż są tu organizowane czystki i moja znajoma podczas pierwszej takowej nocy przerobiła kilka szczeniaków na dywaniki... ugh... - Miałam kilka podopiecznych.... wszyscy wyrośli i opuścili watahę. trochu smutne nie? Teraz będzie się zbliżać wielkanoc... bazie kotki.... - zaczęłam się plątać w słowach i gadać od rzeczy. O czym ja mam z nim gadać?
<Noe? Weź napisz coś, dzięki czemu miałabym zarys co może być dalej...>
- Crystal, pilnuj Shiona... bo chyba chce wleźć do wrzątku - mruknęłam patrząc to z niepokojem na węża który właśnie postanowił się 'obudzić', to na Noego - Co ci? - spytałam szczeniaka
- Ja... chyba muszę wyjść... - odparł nadal kaszląc
- No... no oke... - usiadłam
- Royce... chodź - mruknął ciszej do kruka, jednak ten jakby się zaparł
- Poradzisz sobie - zakrakał jakby się śmiejąc, na swój ptakowaty sposób. Szczeniak znowu coś tam pokaszlał i wybył z jaskini
- Ma astmę czy jak? - spytałam ptaka
- Powiedzmy - zatrzepotał skrzydłami - ten wąż jest do zjedzenia?
- Jak go zjesz to ci rozpruję brzuch i tego węża stamtąd wyciągnę - mruknęłam tykając ptaka łapą w dziób. Po chwili szczeniak wrócił, jakby bardziej spokojny, po czym rzucił krukowi nienawistne spojrzenie, i usiadł na kocach i poduszkach.
- Kakao zdążyło na tyle wystygnąć byś mógł trzymać kubek w łapach - powiedziałam podając mu ozdobne naczynie z brązowawym płynem.
- Mnie zołza nie zrobi - naburmuszyła się Crystal, podchodząc i wąchając moją zawartość drugiego kubka, w którym była inka, nie kakao. Szczeniak nie pewnie, idąc za śladem Crystal powąchał kakao
- Naturalne kakao - mruknęłam - posłodziłam ci trochu, chociaż nie wiem czy takie lubisz. Wiesz... takie opakowanie z wiatrakiem, stara firma.
- No pij, nie jest trujące - Royce (bo tak się najwidoczniej nazywał towarzysz Noego) usiadł na głowie szczeniaka i coś tam jeszcze gadał, do puki szczeniak nie wziął łyka napoju.
- Nie za gorące? - spytałam - ja zwykle muszę długo czekać.... mam dziwnie wrażliwy język
- Je-jest dobre - szczeniak postawił kubek nieco dalej od koców
- No, i dobrze... nie spotkałeś jeszcze nikogo ze szczeniaków nie? Było ich więcej ale wszystkie wyrosły - zaśmiałam się. Postanowiłam nie dodawać do tego faktu, iż są tu organizowane czystki i moja znajoma podczas pierwszej takowej nocy przerobiła kilka szczeniaków na dywaniki... ugh... - Miałam kilka podopiecznych.... wszyscy wyrośli i opuścili watahę. trochu smutne nie? Teraz będzie się zbliżać wielkanoc... bazie kotki.... - zaczęłam się plątać w słowach i gadać od rzeczy. O czym ja mam z nim gadać?
<Noe? Weź napisz coś, dzięki czemu miałabym zarys co może być dalej...>
Nowa wadera o nietypowym imieniu! Czarny Kruk
Autor grafiki: Nie mogę znaleść! Naprawdę!
Właściciel: Naomi2000 na howrse
Imię: Czarny Kruk lub Mrok, wszystko, co związane z czarnym.
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Żywioł: Mrok, Ogień i Wolność; czwarty odkrywa
Stanowisko: Wojownik Powietrzny i Zabójca
Cechy fizyczne: Mrok jest ruda; od pyska do ogona idzie biała linia. Ma wielkie czarne, upierzone skrzydła, przez które mówią na nią Czarny Kruk. Czarne, rozmazane pasy są na nogach i ogonie. Ma niebieskio-zielone oczy. Jest dosyć szczupła i wysoka. Jej nogi są długie, przez co jest szybsza i zwinniejsza.
Cechy Charakteru: Mrok jest cichą zabójczynią. Jest poważna i spokojna. Dzięki jej czarnym skrzydłom może się chować w ciemnych miejscach. Nie lubi rozmawiać, chyba że z wojownikami. Jest obojętna wszystkiemu co się dzieje. Prawie. Potrafi być miła i opiekuńcza, ale bardzo rzadko. Zwykle jest zwinna i oschła, ale dla szczeniaków to już inny świat. Bardzo przypomina basiora. Trochę z wyglądu, ale charakter jest o wiele podobniejszy. Lubi to, co powinien lubić basior a nie wadera. Przypadek? Nie sądzę.
Cechy szczególne: Mrok wyróżnia się wielkimi czarnymi skrzydłami.
Lubi: Lubi towarzystwo basiorów, ale w sensie, że znajomych. Kocha latać w nocy; przez jej czarne skrzydła wtapia się w tło.
Nie lubi: Nie lubi towarzystwa wader; nie czuje się tam mile widziana.
Boi się: Czarny Kruk boi się o najbliższych - to jej słaby punkt.
Moce:
- Potrafi zmieniać się w cień.
- Potrafi zamienić się w formę wilka cienia
- Umie zamienić się w kruka i lisa, ale to ją strasznie męczy.
- Umie zrobić kule z ognia i tarczę.
- Umie otworzyć każdy zamek na czary i bez.
- Umie być cicho jak myszka nawet jakby chodziła po liściach i patykach nie wydałaby najmniejszego dźwięku.
- Mrok potrafi przesyłać i czytać komuś myśli (chyba że ktoś je zablokuje, a da się)
Historia: Urodziłam się w watasze... W... w Watasze Ciernistego Słońca... Tak tej watasze... Wilki tam były oschłe i niemiłe. Wysysały sobie nawzajem duszę. Ja urodziłam się bezpiecznie. Mogłam żyć na jakis czas z mamą z dala od watahy, ale musiałyśmy wrócić. Gdy byłam w pełni silna wróciłyśmy. Ja i moje rodzeństwo ledwo przetrwaliśmy. Gdy każde miało po dwa i pół roku, dostaliśmy zawody. Samiec Alpha umarł, a że nie miał zastępcy, wybrano mojego brata - Breacka. Pewnego dnia pokłóciłam się z nim, a o co? O pokój w watasze. Zaczęłam się z nim kłócić. Aż powiedziałam że zbuntuje stado. Ten chciał mnie zabić. Tak jak mu mówiłam... uciekłam ze stada z siostrami, każda poszła w swoją stronę. Jednak mój brat nie odpuszczał, nie odpuści i nie będzie odpuszczał. Po długiej ucieczce natrafiłam na Watahę Mrocznych Skrzydeł. Tu każdy wilk był sobą. Ale ja się nie zmieniłam, krew, która lala się co dnia w mojej watasze była krwią nienawiści, przesiąkłam nią co do kępki sierści. Mimo różnych żywiołów lubili się. Postanowiłam dołączyć i jak na razie zostałam.
Zauroczenie: Jest kilka basiorów które jej się podobają, ale żaden nie jest taki, jaki by chciała. Na razie dwa się jej bardzo podobają.
Głos: Ava Max-But Sweet Psycho
Partner: Brak
Szczeniaki: Może kiedyś? Ale raczej nie.
Rodzina:
Mama- Kira
Tata- Dead (to imię)
Bracia- Breack, Stick, Arrow i Black
Siostry- Darkness, White, Fire, Cassie i Ayby
Jaskinia: Po co jej? Zresztą znajdzie sobie jakąś. Ma też drzewa nie?
Medalion: Link
Towarzysz: ///
Inne zdjęcia: Ciekawe obrazki pojawią się w opowiadaniach.
Przedmioty kupione w sklepie: brak
Dodatkowe informacje:
- podejrzewa jaki jest jej 4 żywioł
- nie znała ojca osobiście
- to co teraz Umie nauczyła się w Watasze Ciernistego Słońca
- jej słabością są bliscy i lekarstwa
Umiejętności:
105: Siła
150: Zręczność
100: Wiedza
145: Spryt
150: Zwinność
150: Szybkość
Mana:
Gdy walczy 3h=regeneruje się 30 minut
Walka 18h=180 minut regeneracja
Walka 19 h =24 h regeneracji
Walka 13 h=18 regeneracji
Najczęściej regeneruje się po 20 godzinach.
20.02.2019
Od Tenshi do Seibutsu
Nosz spokojnie, nie wszystko na raz... jakby to tu... em... Zamyśliłam się próbując ogarnąć co jak i gdzie, aż wreszcie wciągnęłam powietrze i z oczami wbitymi dla skupienia w bardzo interesujący patyk w rogu, a raczej w powietrze przed tym się znajdujące (bo w sumie na nic nie patrzyłam) odpowiedziałam:
- Wyjdziesz stąd jak Rose lub Haraka ci pozwolą..., a jak wiesz albo nie, ja nimi nie jestem, więc tego nie wiem, ale pewnie za niedługo. Może 2 dni? Jakoś tak... Jeśli chodzi o to co z tobą zrobimy to pewnie nic ciekawego. Albo zostajesz albo se idziesz i masz tak jakby 'sojusz' z watahą, chyba że chcesz być wrogiem to już twój interes. A jeśli chodzi o te rzepy... - tu się zaśmiałam podchodząc do jednego ze stworzonek, - to jest no nowo wyhodowana rasa której jeszcze nie nazwałam. Znaczy się miałam pomocników ale jeden wybył a drugi zmienił zawód.
- Żyjesz trochę jak pustelnik
- Jak dla mnie może być. Robię ciasteczka na halloween
- Hę? - zdziwił się
- A TERAZ BARDZIEJ CIEKAWE INFORMACJE! Będziesz codziennie jeść oto to zielsko - wskazałam na dziwne chwasty przyniesione przez Rose.
- Czemu mam to jeść
- Bo to zdrowe. Niestety nie koniecznie dla twoich kubków smakowych i jelit - zaśmiałam się diabelsko, ale po chwili wzięłam wdech i wydech powietrza by się uspokoić.
Mój sen był dziwny. Może się za dużo dziwnych rzeczy naoglądałam? Spadłam gdzieś, i łaziłam z jakimś dziwnym kimś który podawał się za mojego ojca, a ja byłam w ciele kogoś innego... było dużo schodów, widziałam z trzeciej osoby jakiegoś robaka w butelce który uciekał z wyspy na pustych beczkach które pod koniec zamieniły się w wielką rybę.... ale jak zawsze pod koniec snu musiałam się obudzić, i nie znać zakończenia. NOSZ... Gdy się obudziłam byłam podekscytowana jak mała dziewczynka której rodzicie obiecali pieska (czemu to musi być piesek? Czemu nie kotek? CZEMU LUDZIE TAK BARDZO WOLĄ PSY OD KOTÓW? No ale kogo obchodzą ludzie, wróćmy do rzeczywistości) Wstałam i od razu się ogarnęłam, w czym pomogły mi dziwne stworzenia, które udało mi się wyhodować. Weszłam po cichu do pomieszczenia w którym się znajdował Seba. Spał czy udawał że śpi? Ostrożnie położyłam obok jego legowiska zająca, i wodę, oraz równie cicho wyszłam tyłem, by mieć go w zasięgu wzroku. Powinien już normalnie chodzić. Od tych ziół każdy by uciekał gdzie pieprz rośnie. W smaku były suche i gorzkie, jakbym siano jadła. Serio, jak konie mogą to żreć? Przecież to jest straszne. Nie minęły 2 godziny gdy zajrzałam tam znowu, ale tym razem z Rose. Basior już od dłuższego czasu nie spał (albo nie udawał że spał) i teraz marudził że mu się nudziło. Medyczka obejrzała jego ogon który podobno wracał do swoich normalnych funkcji. Gdy wyszła, spojrzałam na resztki królika.
- Żylasty prawda? - spytałam
<Seibutsu? Nie miałam pomysłu>
- Wyjdziesz stąd jak Rose lub Haraka ci pozwolą..., a jak wiesz albo nie, ja nimi nie jestem, więc tego nie wiem, ale pewnie za niedługo. Może 2 dni? Jakoś tak... Jeśli chodzi o to co z tobą zrobimy to pewnie nic ciekawego. Albo zostajesz albo se idziesz i masz tak jakby 'sojusz' z watahą, chyba że chcesz być wrogiem to już twój interes. A jeśli chodzi o te rzepy... - tu się zaśmiałam podchodząc do jednego ze stworzonek, - to jest no nowo wyhodowana rasa której jeszcze nie nazwałam. Znaczy się miałam pomocników ale jeden wybył a drugi zmienił zawód.
- Żyjesz trochę jak pustelnik
- Jak dla mnie może być. Robię ciasteczka na halloween
- Hę? - zdziwił się
- A TERAZ BARDZIEJ CIEKAWE INFORMACJE! Będziesz codziennie jeść oto to zielsko - wskazałam na dziwne chwasty przyniesione przez Rose.
- Czemu mam to jeść
- Bo to zdrowe. Niestety nie koniecznie dla twoich kubków smakowych i jelit - zaśmiałam się diabelsko, ale po chwili wzięłam wdech i wydech powietrza by się uspokoić.
***Mały przeskok czasu bo nie mam o czym pisać***
Mój sen był dziwny. Może się za dużo dziwnych rzeczy naoglądałam? Spadłam gdzieś, i łaziłam z jakimś dziwnym kimś który podawał się za mojego ojca, a ja byłam w ciele kogoś innego... było dużo schodów, widziałam z trzeciej osoby jakiegoś robaka w butelce który uciekał z wyspy na pustych beczkach które pod koniec zamieniły się w wielką rybę.... ale jak zawsze pod koniec snu musiałam się obudzić, i nie znać zakończenia. NOSZ... Gdy się obudziłam byłam podekscytowana jak mała dziewczynka której rodzicie obiecali pieska (czemu to musi być piesek? Czemu nie kotek? CZEMU LUDZIE TAK BARDZO WOLĄ PSY OD KOTÓW? No ale kogo obchodzą ludzie, wróćmy do rzeczywistości) Wstałam i od razu się ogarnęłam, w czym pomogły mi dziwne stworzenia, które udało mi się wyhodować. Weszłam po cichu do pomieszczenia w którym się znajdował Seba. Spał czy udawał że śpi? Ostrożnie położyłam obok jego legowiska zająca, i wodę, oraz równie cicho wyszłam tyłem, by mieć go w zasięgu wzroku. Powinien już normalnie chodzić. Od tych ziół każdy by uciekał gdzie pieprz rośnie. W smaku były suche i gorzkie, jakbym siano jadła. Serio, jak konie mogą to żreć? Przecież to jest straszne. Nie minęły 2 godziny gdy zajrzałam tam znowu, ale tym razem z Rose. Basior już od dłuższego czasu nie spał (albo nie udawał że spał) i teraz marudził że mu się nudziło. Medyczka obejrzała jego ogon który podobno wracał do swoich normalnych funkcji. Gdy wyszła, spojrzałam na resztki królika.
- Żylasty prawda? - spytałam
<Seibutsu? Nie miałam pomysłu>
Konieeec
A więc moje miśki, event się skończył. Na stronie bloga powinna się pojawić ankieta z linkiem do strony głosowania. Tak więc macie 5 dni (czyli do 26 tak dla jasności bo dzisiejszy dzień się nie liczy) na oddawanie swoich głosów!
Bayo!
Bayo!
Od Aarona c.d Gemini
O nie, nie, nie. Tego już za wiele! Przylgnąłem do zdobionej, metalowej bramy. Pchnąłem ją z całej siły barkami. Nawet nie drgnęła. Powoli przestawałem panować nas sobą. Łapałem szybko oddech. Bardzo nie chcę tutaj być. Nastroszyłem swoje białe futro. Zrobiłem szybki unik, gdy duch próbował uderzyć mnie łapą. Wycofałem się i spojrzałem na stojący przed nami zamek. Wyglądał ponuro. Zbudowano go z ciemniej cegły i był cały obrośnięty mchem oraz pnączami. W ramy okien wprawiono ciemne witraże. Zamek wokoło otaczały stare drzewa i uschnięte kwiaty.
- To, co robimy? - zapytała niepewnie Gemini. Wyglądała na równie przerażoną co ja.
- Obejdźmy budynek - postanowiłem. - Wejście do środka pewnie nie będzie najlepszym pomysłem.
Wadera niepewnie ruszyła za mną. Szliśmy przed wąską dróżkę pokrytą ostrymi kamieniami. Wsłuchiwałem się we wszystko, co mnie otacza. Na każdy głośniejszy dźwięk podskakiwałem i lokalizowałem źródło odgłosów. Przechodziliśmy obok jakiegoś jeziorka. Było brudne i śmierdziało. Woda jest na pewno nieświeża. Wokoło niej skakały żaby, które zresztą przyglądały się nam zdziwione. Za zamkiem znajdowało się drewniane patio. Jego deski były przegniłe. Wyglądały niebezpiecznie. Dalej ustawione zostały potworne rzeźby. Przedstawiały zwierzęta, które wyglądały jakby zatrzymano je w biegu. Na ich pyskach malowało się przerażenie.
- Coraz mniej mi się tutaj podoba - odparła Gemini, nerwowo rozglądając się na boki. Sam czułem, jak mocno i szybko bije mi serce. Chociaż moje futro opadło i nie wyglądałem jak wielka biała kulka.
- Mnie również - westchnąłem głośno. Spojrzałem na ogrodzenie, do którego się zbliżaliśmy. Po drugiej stronie roiło się od dusz wilków. Chyba nie zostaje nam nic innego, niż eksploracja wnętrza budynku. Może dowiemy się, dlaczego tutaj się znaleźliśmy? Dlaczego nie mogę prowadzić sobie spokojnego życia, takiego bez zmartwień? Poznałbym jakąś waderę lub basiora. Miałbym dwójkę dzieci. Chłopców. Dalej pracowałbym w bibliotece. Na sam koniec umarłbym wcześniej niż mój partner. Pogrążony w rozmyślaniach, nawet nie zauważyłem, że wróciliśmy pod drzwi do zamczyska. Były wielkie, dębowe. Miałem bardzo złe przeczucia. Przecież to nie może się skończyć dobrze. Spojrzałem niepewnie na Gemini. Przełknąłem głośno ślinę. Jeżeli to jedyne wyjście, by się stąd wydostać, to może warto zaryzykować? Popchnąłem wrota, które ze skrzypnięciem otworzyły się. Zajrzałem do środka. Wolałem wejść pierwszy, nie mogę pozwolić by mojej towarzyszce coś się stało. Przesunąłem się o parę kroków. Ciemna sala zapłonęła światłem od pochodni, które nagle zalśniły. Czy to miejsce jest jakieś przeklęte?! Gemini weszła za mną. Rozglądała się na boki. Salon był ogromny. Przed nami widniały ogromne schody prowadzące na wyższe piętro. Pokój obwieszono czerwonymi baldachimami, a ciemną posadzkę pokryto rubinowymi dywanami. Gdzieniegdzie na ścianach wisiały skóry i poroże zwierząt. Po lewej stronie znajdowała się czarna kanapa, a za nią murowany kominek. Po prawej stronie dojrzałem coś na kształt biblioteki. Właściciel tej posesji ma całkiem pokaźny zbiór. Zbliżyłem się do pierwszej półki i spojrzałem na księgę. Była gruba i wyglądała na starą. Nie potrafiłem odczytać napisu widniejącego na okładce. Kolejna, na którą również zwróciłem uwagę, była owiana podobną tajemnicą. Cóż to za dziwne literki?
- Idziemy dalej? - usłyszałem głos wilczycy. Racja, nie czas na zachwycanie się książkami. Musimy znaleźć wyjście. Kiwnąłem głową potakująco i skierowałem się w stronę schodów. Dziwne. Cały zamek wygląda, jakby był zamieszkały. Więc, gdzie do licha, jest jego właściciel? Właściwie, może lepiej, że go aktualnie nie ma w domu. Spotkanie z dwoma wilkami we własnym domu nie będzie pewnie przyjemne. Z drugiej strony. Ogród nie wyglądał na zadbany, dlaczego więc wnętrze zamku wygląda jakby mieszkał tutaj król? Dopiero na szczycie schodów zauważyłem ogromny, złoty żyrandol. Był tak wielki, że od samego patrzenia na niego robiło mi się niedobrze.
- Jesteś pewna, że dobrze robimy? - zacząłem niepewnie rozmowę. - Jest za cicho. Obiecuję, że jak coś wyskoczy zza rogu, to zejdę na zawał.
<Gemini? c:>
- To, co robimy? - zapytała niepewnie Gemini. Wyglądała na równie przerażoną co ja.
- Obejdźmy budynek - postanowiłem. - Wejście do środka pewnie nie będzie najlepszym pomysłem.
Wadera niepewnie ruszyła za mną. Szliśmy przed wąską dróżkę pokrytą ostrymi kamieniami. Wsłuchiwałem się we wszystko, co mnie otacza. Na każdy głośniejszy dźwięk podskakiwałem i lokalizowałem źródło odgłosów. Przechodziliśmy obok jakiegoś jeziorka. Było brudne i śmierdziało. Woda jest na pewno nieświeża. Wokoło niej skakały żaby, które zresztą przyglądały się nam zdziwione. Za zamkiem znajdowało się drewniane patio. Jego deski były przegniłe. Wyglądały niebezpiecznie. Dalej ustawione zostały potworne rzeźby. Przedstawiały zwierzęta, które wyglądały jakby zatrzymano je w biegu. Na ich pyskach malowało się przerażenie.
- Coraz mniej mi się tutaj podoba - odparła Gemini, nerwowo rozglądając się na boki. Sam czułem, jak mocno i szybko bije mi serce. Chociaż moje futro opadło i nie wyglądałem jak wielka biała kulka.
- Mnie również - westchnąłem głośno. Spojrzałem na ogrodzenie, do którego się zbliżaliśmy. Po drugiej stronie roiło się od dusz wilków. Chyba nie zostaje nam nic innego, niż eksploracja wnętrza budynku. Może dowiemy się, dlaczego tutaj się znaleźliśmy? Dlaczego nie mogę prowadzić sobie spokojnego życia, takiego bez zmartwień? Poznałbym jakąś waderę lub basiora. Miałbym dwójkę dzieci. Chłopców. Dalej pracowałbym w bibliotece. Na sam koniec umarłbym wcześniej niż mój partner. Pogrążony w rozmyślaniach, nawet nie zauważyłem, że wróciliśmy pod drzwi do zamczyska. Były wielkie, dębowe. Miałem bardzo złe przeczucia. Przecież to nie może się skończyć dobrze. Spojrzałem niepewnie na Gemini. Przełknąłem głośno ślinę. Jeżeli to jedyne wyjście, by się stąd wydostać, to może warto zaryzykować? Popchnąłem wrota, które ze skrzypnięciem otworzyły się. Zajrzałem do środka. Wolałem wejść pierwszy, nie mogę pozwolić by mojej towarzyszce coś się stało. Przesunąłem się o parę kroków. Ciemna sala zapłonęła światłem od pochodni, które nagle zalśniły. Czy to miejsce jest jakieś przeklęte?! Gemini weszła za mną. Rozglądała się na boki. Salon był ogromny. Przed nami widniały ogromne schody prowadzące na wyższe piętro. Pokój obwieszono czerwonymi baldachimami, a ciemną posadzkę pokryto rubinowymi dywanami. Gdzieniegdzie na ścianach wisiały skóry i poroże zwierząt. Po lewej stronie znajdowała się czarna kanapa, a za nią murowany kominek. Po prawej stronie dojrzałem coś na kształt biblioteki. Właściciel tej posesji ma całkiem pokaźny zbiór. Zbliżyłem się do pierwszej półki i spojrzałem na księgę. Była gruba i wyglądała na starą. Nie potrafiłem odczytać napisu widniejącego na okładce. Kolejna, na którą również zwróciłem uwagę, była owiana podobną tajemnicą. Cóż to za dziwne literki?
- Idziemy dalej? - usłyszałem głos wilczycy. Racja, nie czas na zachwycanie się książkami. Musimy znaleźć wyjście. Kiwnąłem głową potakująco i skierowałem się w stronę schodów. Dziwne. Cały zamek wygląda, jakby był zamieszkały. Więc, gdzie do licha, jest jego właściciel? Właściwie, może lepiej, że go aktualnie nie ma w domu. Spotkanie z dwoma wilkami we własnym domu nie będzie pewnie przyjemne. Z drugiej strony. Ogród nie wyglądał na zadbany, dlaczego więc wnętrze zamku wygląda jakby mieszkał tutaj król? Dopiero na szczycie schodów zauważyłem ogromny, złoty żyrandol. Był tak wielki, że od samego patrzenia na niego robiło mi się niedobrze.
- Jesteś pewna, że dobrze robimy? - zacząłem niepewnie rozmowę. - Jest za cicho. Obiecuję, że jak coś wyskoczy zza rogu, to zejdę na zawał.
<Gemini? c:>
Event walentynkowy
Witajcie moi drodzy w czasie tych jakże pięknych i różowych świąt! do porzygania Każdy dobrze wie, że w tym święcie wszyscy rozjebują ściany i wyżywają się na przedmiotach są zakochani i szczęśliwi c: Można sobie w tym czasie znaleźć drugą połówkę, lub po prostu zrobić dla kogoś innego coś miłego. Tak więc z okazji tego jakże szczęśliwego wydarzenia nie dla mnie organizujemy Event! Będzie on polegał na:
1. Napisanie najbardziejmdłego romantycznego opowiadania, lub najbardziej ciekawego, co w tamtym czasie robiłeś/aś. Opowiadanie powinno się zaczynać od 300 słów. Będzie za to dodatkowa punktacja.
2. Bardziej malownicza wersja, czyli narysowanie walentynkowego rysunku. Będzie oceniany styl rysowania oraz to, co zostało na tym rysunku ukazane.
Wszystko wysyłać do mnie (czyli Lia) na konto Karia (hw) czy też e-mail i inne pierdoły gdzie żyję (w tym na discorda) lub do któregoś z adminów o ile się zgodzi. Macie czas od teraz do 20 lutego, a wyniki postaramy się ogłosić w dość bliskim czasie, chociaż najlepiej przyjęte, dodane i wysłane prace jednak będą tego 14 lutego. Prosiłabym też żebyście (chodzi tu o autorów bloga) dodawali w etykietach do opowiadań oprócz swojego imienia ,,Event" by było wiadomo gdzie, jak i czego szukać, co ułatwi sprawę.
Nagrody (opowiadania)
1 miejsce: Eliksir miłości, Etno, 220 cs
2 miejsce: Eliksir miłości, tygrys w płynie, 160 cs
3 miejsce: Papuga, woda starości 90 cs
Pozostałe: Trucizna, 60 cs
Nagrody (rysunki)
1 miejsce: Eliksir miłości, Kitsune 221 cs
2 miejsce: Ryś, woda młodości 160 cs
3 miejsce: Duchowy towarzysz, zupka babuni 89 cs
Pozostałe: Alkohol z maków lub też z chabrów polnych, 65 cs (XD nie miałam pomysłu, oke?)
PS: Zawsze można wykorzystać jakiś temat z questów.
1. Napisanie najbardziej
2. Bardziej malownicza wersja, czyli narysowanie walentynkowego rysunku. Będzie oceniany styl rysowania oraz to, co zostało na tym rysunku ukazane.
Wszystko wysyłać do mnie (czyli Lia) na konto Karia (hw) czy też e-mail i inne pierdoły gdzie żyję (w tym na discorda) lub do któregoś z adminów o ile się zgodzi. Macie czas od teraz do 20 lutego, a wyniki postaramy się ogłosić w dość bliskim czasie, chociaż najlepiej przyjęte, dodane i wysłane prace jednak będą tego 14 lutego. Prosiłabym też żebyście (chodzi tu o autorów bloga) dodawali w etykietach do opowiadań oprócz swojego imienia ,,Event" by było wiadomo gdzie, jak i czego szukać, co ułatwi sprawę.
Nagrody (opowiadania)
1 miejsce: Eliksir miłości, Etno, 220 cs
2 miejsce: Eliksir miłości, tygrys w płynie, 160 cs
3 miejsce: Papuga, woda starości 90 cs
Pozostałe: Trucizna, 60 cs
Nagrody (rysunki)
1 miejsce: Eliksir miłości, Kitsune 221 cs
2 miejsce: Ryś, woda młodości 160 cs
3 miejsce: Duchowy towarzysz, zupka babuni 89 cs
Pozostałe: Alkohol z maków lub też z chabrów polnych, 65 cs (XD nie miałam pomysłu, oke?)
PS: Zawsze można wykorzystać jakiś temat z questów.
19.02.2019
Kolejna praca od Misia, Yay! ^^
18.02.2019
Od Yoshie
Spojrzałam w dal i przypomniałam sobie że gdzieś tam mogą być moi bracia i rodzicie. Ale to była przeszłość której nie chciałam rozdrapywać a jednak... Codziennie to robię, nieustannie, bez końca... Myślę o nich, o tym co się tam stało... Zaskomlałam z bez radości. Koło mojego pyska pojawił się Mali czarny nosek.
-Zefir?- zapytałam mojego syna i wstałam z posłania. -, Chcesz czegoś?- spytałam i udawałam że wcale wcześniej nie skomlałam z tęsknoty.
- Nie. Chciałem tylko sprawdzić coś. Możemy wyjść na dwór?- mówił to wszystko i patrzył na mnie swoimi oczami szczenięcia. Nie mogłam się oprzeć!
- Dobrze ale chwila i wracamy.- wylizałam siebie i Zefira i ruszyliśmy na spacer po terenach watahy. Wszędzie było tak pięknie, nic nie przypominało terenów watahy mojego ojca... Tej czarnej pustki z bijącymi się wilkami na każdym rogu. Tutaj wszytko było inne... Zielone i żywe... Gdzieś w oddali zobaczyłam wilki ale nie biły się lecz rozmawiały przyjaźnie ze sobą. Mam nadzieję że i ja kiedyś będę mogła z jakimiś wilkami porozmawiać, normalnie... Bez sprzeczek. Zefir zaciągną mnie na polane gdzie ganiał za motylami. Czułam się wyśmienicie na zielonej trawie pod gołym niebem. Wreszcie byłam wolna... Razem z Zefirem mogliśmy wreszcie być wolni jak na wilki przystało.
-Zefir?- zapytałam mojego syna i wstałam z posłania. -, Chcesz czegoś?- spytałam i udawałam że wcale wcześniej nie skomlałam z tęsknoty.
- Nie. Chciałem tylko sprawdzić coś. Możemy wyjść na dwór?- mówił to wszystko i patrzył na mnie swoimi oczami szczenięcia. Nie mogłam się oprzeć!
- Dobrze ale chwila i wracamy.- wylizałam siebie i Zefira i ruszyliśmy na spacer po terenach watahy. Wszędzie było tak pięknie, nic nie przypominało terenów watahy mojego ojca... Tej czarnej pustki z bijącymi się wilkami na każdym rogu. Tutaj wszytko było inne... Zielone i żywe... Gdzieś w oddali zobaczyłam wilki ale nie biły się lecz rozmawiały przyjaźnie ze sobą. Mam nadzieję że i ja kiedyś będę mogła z jakimiś wilkami porozmawiać, normalnie... Bez sprzeczek. Zefir zaciągną mnie na polane gdzie ganiał za motylami. Czułam się wyśmienicie na zielonej trawie pod gołym niebem. Wreszcie byłam wolna... Razem z Zefirem mogliśmy wreszcie być wolni jak na wilki przystało.
Od Noego CD. Lii 'Jeśli teraz zacznę kaszleć...'
- Nic- kraknął Royce w stronę Alphy, niczym pisklątko wyjęte z gniazdka wbrew swojej woli. Ona tylko bez słowa wzruszyła ramionami i wyszła szykować wcześniej wspomniane, kto wie, czy nie zatrute kakao. A ja? Siedziałem zdygany, nie odlepiając wzroku od smoka, który przed chwilą gadał coś o wężach i ofiarach. Royce poczłapał do mnie, zaraz potem podleciał i stanął mi na głowie.
- Na co czekasz? Kocyk w łapki!- zawołał z nutką złośliwości, po czym trzepnął mnie skrzydłem w nos. Spróbowałem napaść na niego z pazurami, ale podleciał wyżej, uniemożliwiając mi dotknięcie go choćby pazurem.
Smok wywrócił oczami.
- Nie chcę tu niczego ruszać- mruknąłem, jak najciszej mogłem, zgrywając obrażoną kulkę futra.
- Nie wypełniasz polecenia Alphy?- Kruk uniósł brwi, udając zniesmaczonego.
- To nie tak.
- To jak?- Kiedyś mu się nie udało, to teraz zaczyna od nowa. Wredny ptak.
- Ja tylko... Nie korzystam z propozycji.- W końcu jednak musiałem skupić spojrzenie na czymś innym niż na smoku, którego najwyraźniej zaczynało irytować, że poza krótkimi odskoczniami, jest głównym obiektem mojego zainteresowania. Rzuciłem okiem na stertę kocyków, która samym swoim wyglądem zachęcała do położenia się na nich. W budzie nie było takich. Spanie na słomie było praktyczne, ale nie wygodne. Niby jakieś poduchy tam były, ale naznaczone zapachem innego wilka, a ja, potulne szczenię, wolałem nie ruszać nie swoich rzeczy.
- Alpha na pewno się zdenerwuje- zanucił złośliwie, rozpościerając swoje czarne skrzydła i za chwilę podlatując do góry. Usiadł na jakimś świecącym grzybie. Doskonale wiedział, że się boje. Robił to specjalnie.
- Jesteś podły- warknąłem, wchodząc pod koce, i zagrzebując się w nich.- Miękkie- mruknąłem, wtulając się w materiał.- I ciepłe.
- Chodziło mi tylko o to, żebyś się ugrzał.- usprawiedliwił się- A twój strach jest bezpod-
- Mam kakao!
Momentalnie się spiąłem, słysząc nadchodzącą Alphę. Wystawiłem głowę spod koców, zastanawiając się, czy atak byłby lepszym, czy gorszym rozwiązaniem niż udawanie napadu kaszlu, żeby wyjść na świeże powietrze i wtedy uciec.
Jeśli teraz zacznę kaszleć, powinno mi się to udać.
<Lia?>
- Na co czekasz? Kocyk w łapki!- zawołał z nutką złośliwości, po czym trzepnął mnie skrzydłem w nos. Spróbowałem napaść na niego z pazurami, ale podleciał wyżej, uniemożliwiając mi dotknięcie go choćby pazurem.
Smok wywrócił oczami.
- Nie chcę tu niczego ruszać- mruknąłem, jak najciszej mogłem, zgrywając obrażoną kulkę futra.
- Nie wypełniasz polecenia Alphy?- Kruk uniósł brwi, udając zniesmaczonego.
- To nie tak.
- To jak?- Kiedyś mu się nie udało, to teraz zaczyna od nowa. Wredny ptak.
- Ja tylko... Nie korzystam z propozycji.- W końcu jednak musiałem skupić spojrzenie na czymś innym niż na smoku, którego najwyraźniej zaczynało irytować, że poza krótkimi odskoczniami, jest głównym obiektem mojego zainteresowania. Rzuciłem okiem na stertę kocyków, która samym swoim wyglądem zachęcała do położenia się na nich. W budzie nie było takich. Spanie na słomie było praktyczne, ale nie wygodne. Niby jakieś poduchy tam były, ale naznaczone zapachem innego wilka, a ja, potulne szczenię, wolałem nie ruszać nie swoich rzeczy.
- Alpha na pewno się zdenerwuje- zanucił złośliwie, rozpościerając swoje czarne skrzydła i za chwilę podlatując do góry. Usiadł na jakimś świecącym grzybie. Doskonale wiedział, że się boje. Robił to specjalnie.
- Jesteś podły- warknąłem, wchodząc pod koce, i zagrzebując się w nich.- Miękkie- mruknąłem, wtulając się w materiał.- I ciepłe.
- Chodziło mi tylko o to, żebyś się ugrzał.- usprawiedliwił się- A twój strach jest bezpod-
- Mam kakao!
Momentalnie się spiąłem, słysząc nadchodzącą Alphę. Wystawiłem głowę spod koców, zastanawiając się, czy atak byłby lepszym, czy gorszym rozwiązaniem niż udawanie napadu kaszlu, żeby wyjść na świeże powietrze i wtedy uciec.
Jeśli teraz zacznę kaszleć, powinno mi się to udać.
<Lia?>
17.02.2019
Od Herberta do kogoś
Młody basior wędrował po nieznanym, co było niezbyt mądre z jego strony, jako iż zmysłu wzroku już nie posiadał, przez co mógł wpaść w szponiaste łapy silnego drapieżnika lub sturlać się do głębokiego rowu, w którym siedziałby do śmierci, ale to go nie ruszało, uważał, że najważniejsze jest to, że Albert (wyimaginowany przyjaciel) i ośmiorniczka przy nim są. Podniósł głowę do góry, co wyglądało jakby spoglądał w niebiosa.
-Jakie dziś mamy niebo, ośmiorniczko?- Spytał, niosąc w pysku, już dawno martwego głowonoga.
-Ah.. Mówisz, że chmury przybrały barwę purpury?- Zaśmiał się cicho. - W takim razie powinnaś iść już spać. - Mówiąc to włożył zmarłe zwierze do małej torby, którą targał na grzbiecie. Poczuł nagle jak zimno subtelnie ogarnia jego skórę.
-Brrr.. - Mruknął, trzęsąc się, był wyczulony na zimno, ale nie tylko poprzez łysinę, również przez jego chorą tarczycę. Kontynuował monotonną wędrówkę, gdy nagle poczuł coś miękkiego pod łapami, zdziwił się, zaczynając węszyć swym czarnym noskiem.
-Lawenda.. - Powiedział cicho, sam do siebie.
-Ośmiorniczko, będziesz miała dziś wygodne posłanie.. - Oznajmił, po czym nieudolnie wyjął ośmiornicę, ze swojej brudnej i prześmierdłej torby. Rzucił ją na miękkie podłoże i sam położył się obok, nasłuchując.
-Albercie.. Proszę bądź grzecznym chłopcem i idź już spać.-Rzekł do jednego ze swoich wyimaginowanych kompanów.
-Dobranoc Albercie.. - Wyszczerzył swoje ostre kły, w opiekuńczym uśmiechu.
-Dobranoc ośmiorniczko.. - Położył swoją głowę na przednich łapach, po chwili pogrążając się w przyjemnym śnie.
-Jakie dziś mamy niebo, ośmiorniczko?- Spytał, niosąc w pysku, już dawno martwego głowonoga.
-Ah.. Mówisz, że chmury przybrały barwę purpury?- Zaśmiał się cicho. - W takim razie powinnaś iść już spać. - Mówiąc to włożył zmarłe zwierze do małej torby, którą targał na grzbiecie. Poczuł nagle jak zimno subtelnie ogarnia jego skórę.
-Brrr.. - Mruknął, trzęsąc się, był wyczulony na zimno, ale nie tylko poprzez łysinę, również przez jego chorą tarczycę. Kontynuował monotonną wędrówkę, gdy nagle poczuł coś miękkiego pod łapami, zdziwił się, zaczynając węszyć swym czarnym noskiem.
-Lawenda.. - Powiedział cicho, sam do siebie.
-Ośmiorniczko, będziesz miała dziś wygodne posłanie.. - Oznajmił, po czym nieudolnie wyjął ośmiornicę, ze swojej brudnej i prześmierdłej torby. Rzucił ją na miękkie podłoże i sam położył się obok, nasłuchując.
-Albercie.. Proszę bądź grzecznym chłopcem i idź już spać.-Rzekł do jednego ze swoich wyimaginowanych kompanów.
-Dobranoc Albercie.. - Wyszczerzył swoje ostre kły, w opiekuńczym uśmiechu.
-Dobranoc ośmiorniczko.. - Położył swoją głowę na przednich łapach, po chwili pogrążając się w przyjemnym śnie.
<mówiłem, że trochę psychol z niego>
<Ktoś?>
Nowy basior! Herbert
Właściciel: commiewithgun@gmail.com
Imię: Herbert
Płeć: Basior
Wiek: 4 lata i 5 miechów
Żywioł: Iluzja, umysł
Stanowisko: Odkrywca nowych terenów
Cechy fizyczne: Drobny, prawie całkowicie łysy basior, jedynie parę kępków jego sierści przetrwało, posiada lekko zdeformowane uda, jego skóra jak i kłębki sierści są koloru kremowego
Cechy charakteru: Ma własny świat, przez co coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością, zazwyczaj jego słowa i czyny są niezrozumiałe dla otoczenia, miły i przyjaźnie nastawiony do innych wilków
Cechy szczególne: Wyblakłe źrenice, które kiedyś były koloru zielonego (No bo jest ślepy), nadgryzione uszy
Lubi: Niewiadomo z jakiego powodu, ale strasznie uwielbia patyki, lubi jeść grzyby, przez co czasami wszama czasami jakiegoś halucynka, rozmowy z wymyślonymi kompanami
Nie lubi: Głośnych dźwięków, przemocy, złodziejstwa
Moce: Potrafi się kontaktować z innymi wilkami poprzez myśli, jednak czasami swoimi niezrozumiałymi zdaniami umie trochę namieszać w głowie drugiego drapieżnika, umie przejąć kontrolę nad czyimś umysłem, jednak wymaga to od niego wiele czasu i nadmiernego skupienia
Historia: W młodym wieku zachorował na jaskrę, przez co oczywiście jest ślepy, jednak to nie z tego powodu rodzina go odrzuciła, a mianowicie rodziece uznali, że chcą się go pozbyć tylko dlatego, że nadmiernie łysieje, ale nie wpłynęło to zbytnio na niego, już od najmłodszych lat miał zakrzywiony światopogląd, przez co nigdy nie był przywiązany do bliskich, sam prędzej czy później by zostawił tą rodzinę w cholerę, ciągle wypominali mu to, że jest "dziwny", co go mocno irytowało, no ale ojciec i matka go wyprzedzili w tym postanowieniu, od tamtej pory błąka się po różnorakich miejscach, może i jest ślepy, ale zawsze w głowie ma abstrakcyjny obraz doniosłości w której się znajduje
Zauroczenie: Brak
Głos: Cichy, monotonny, przyjemny dla ucha
Partner: Brak
Szczeniaki: Brak
Rodzina: Brak
Jaskinia: Aktualnie jest bezdomny
Medalion: Wisiorek z krzyżem leviathana, w sumie to nawet nie zdaje sobie sprawy z wyglądu medalionu
Dodatkowe informacje: Podniecają go pokrzywy
Umiejętności: Siła: 20,
Zręczność:100,
Wiedza: 300,
Spryt: 50,
Zwinność: 10,
Szybkość: 10
Maana: 24h
Od Exana
Dzień wlókł się powoli, a z nim lekki wiatr, który niósł ze sobą uschnięte liście, po skończonej już dawno jesieni. Słońce zrzucało na łąkę swoje promienie, ogarniając teren jasną szatą.
Ptaki snuły się spokojnie po niebie, niczym nakręcone zabawki, które dawno puszczało się małym szczeniaczkom. W pobliżu nigdzie nie było drapieżników. Ani na lądzie czy w powietrzu.
Spacer po okolicy, która wydawała się spokojna, mijał mi spokojnie.
Dziki świat, a jednak tak spokojny, że aż chciałoby się ułożyć na wilgotnej trawie, wciągnąć powietrze, przepełnione zapachem kwiatów, lasu...
Na płaskowyżu nie było ani krzty żywej duszy, chyba że nie brać pod uwagę obecności zwierzyny. Spojrzałem w lewo, gdzie spokojnie pasła się mała sarenka, do czasu aż mnie nie namierzyła swoimi węgielkowymi oczami, ale to ją nie zmartwiło i wróciła do poprzedniej czynności.
Pokręciłem głową, gardząc lekkomyślnego postępowania głupiego zwierzęcia, bo gdybym był głody, ta sarenka już dawno pożegnałaby się z życiem.
-Witaj
A już pochwaliłem dzień przed zachodem słońca. Jednak była żywa dusza, która się do mnie odezwała. Jednak to się odbyło tak szybko, że nie potrafiłem stwierdzić do kogo ten głos należy. Exan, durniu odwróć się, a się dowiesz- podpowiedziała mi podświadomość.
Odwracam się.
- Hej.
<Ktoś?>
Ptaki snuły się spokojnie po niebie, niczym nakręcone zabawki, które dawno puszczało się małym szczeniaczkom. W pobliżu nigdzie nie było drapieżników. Ani na lądzie czy w powietrzu.
Spacer po okolicy, która wydawała się spokojna, mijał mi spokojnie.
Dziki świat, a jednak tak spokojny, że aż chciałoby się ułożyć na wilgotnej trawie, wciągnąć powietrze, przepełnione zapachem kwiatów, lasu...
Na płaskowyżu nie było ani krzty żywej duszy, chyba że nie brać pod uwagę obecności zwierzyny. Spojrzałem w lewo, gdzie spokojnie pasła się mała sarenka, do czasu aż mnie nie namierzyła swoimi węgielkowymi oczami, ale to ją nie zmartwiło i wróciła do poprzedniej czynności.
Pokręciłem głową, gardząc lekkomyślnego postępowania głupiego zwierzęcia, bo gdybym był głody, ta sarenka już dawno pożegnałaby się z życiem.
-Witaj
A już pochwaliłem dzień przed zachodem słońca. Jednak była żywa dusza, która się do mnie odezwała. Jednak to się odbyło tak szybko, że nie potrafiłem stwierdzić do kogo ten głos należy. Exan, durniu odwróć się, a się dowiesz- podpowiedziała mi podświadomość.
Odwracam się.
- Hej.
<Ktoś?>
Nowa wadera! Peggie
Właściciel: @wrathandlust na ig, drunkfork99@gmail.com
Imię: Peggie, Peg.
Wiek: 3 lata
Żywioł: Uczucia
Płeć: Wadera
Stanowisko: Opiekun szczeniaków
Cechy fizyczne: Jest wysoką i wychudzoną samicą, przez co kosci na jej ciele są wyraźnie zaznaczone. Jej futro jest w marchewkowo-rdzawym odcieniu z czarnymi koncowkami w niektorych miejscach. Jej brzuch, piers i szyja są białe. Posiada parę lekko wadliwych srebrno-niebieskich oczu. Według niektórych przypomina kojota, co wielokrotnie było powodem drwin ze stronny innych.
Cechy charakteru: Peggie jest cicha z wyboru. Jest empatyczna, skromna i niepewna. Nieufność do innych jest spowodowana wczesniejszymi wydarzeniami, ktore ukrztaltowaly w niej tą cechę.
Cechy szczegolne: Jej poduszka u lewej, tylnej łapy jest zdeformowana przez złe zrośniecie sie po urazie, spowodowanym nadepnieciem na szkło od butelki.
Lubi: Peggie lubi dzieci, co wiąże się po czesci z jej instynktem macierzyńskim oraz checia pomocy słabszym. Wadera wydaje się byc również zainteresowana zbieractwem ładniejszych szyszek. Uwielbia nocne przechadzki po łąkach i mniejszych laskach.
Nie lubi: Głośne dzwieki, specyficzne czy po prostu nieprzyjemne zapachy odtracają ja dość mocno tak samo jak ostre światło. Nie znosi znecania sie na slabszymi i odmiennymi jednostkami, gdyż zdaje sobie sprawę jak nieprzyjemne jest to doswiadczenie.
Boi sie: Peg przerazliwie boi sięwody oraz pływania, mimo ze sama czynność w bezpiecznych warunkach jest dla niej czyms przyjemnym. Wysokość wywołuje u niej ataki paniki, a duze obiekty dyskomfort i strach. Inne czynniki, ktore powoduja u niej strach to silny wiatr oraz silne burze.
Moce: Potrafi kontrolować emocjie innych, jednak umiejętność ta wymaga od niej niezwykłego skupienia i zużywa duzo energii.
Historia: Peggie przed dołączeniem do watahy znajdowała sie w innej wraz ze swoją chorowitą matką, będącą na skraju wyczerpania. Wilki nalezace do watahy kpiły z Peggie z powodu jej wygladu jak i umiejętności, co było czynnikiem ktory zadecydował w późniejszym czasie o wygnaniu jej z grupy. Po odłączeniu sie od reszty, zajmowała sie matką aż do jej smierci, czego jednak wilczyca nie zauważyła. Z amoku ocucił ją smród gnijacego truchła jej matki i zmusił do opuszczenia zatęchłej jaskini i odnalezienia nowego, lepszego schronienia.
Zauroczenie: Brak
Glos: Jej głos jest cichy, zimny i melodyjny. Czesto zdarza jej sie zaciąć na jednym słowie lub przejezyczyc. Zazwyczaj często powtarza to co mowi, przez to, ze wypowiada sie za cicho, aby inne wilki uslyszały ja za pierwszym razem.
Partner: Brak
Szczeniaki: Brak
Rodzina: Brak
Jaskinia: Aktualnie błąka sie po polanach w poszukiwaniu chociażby nory.
Medalion: srebrna bransoletka z małym, błękitnym motylem.
Umiejętności:
Siła:30
Zręczność:100
Wiedza:200
Spryt:120
Zwinność:100
Szybkość:250
15.02.2019
Od Noego CD. Exana 'Miło było, ale...'
Patrzyłem, jak wilk z niezwykłą łatwością znajduje, napada i w końcu zabija zająca, który z przegryzioną krtanią, jeszcze przez kilka sekund machał łapkami i szarpał się, próbując się wyrwać. Niby nigdy specjalnie nie zwracałem uwagi na to, jakie dźwięki wydają zające, ale tego, że jakiś wydają, byłem pewny. Teraz jednak w głowie miałem odgłos, jaki wydał ten osobnik, w chwili, gdy Exan wbił w niego kły.
Zamrugałem szybko, a kiedy ocknąłem się z przemyśleń, basior stał przede mną z już martwym, nie ruszającym się zwierzęciem, które za moment leżało już u moich łap.
Przełknąłem ślinę.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
Spojrzałem jeszcze na zwierzę, które właśnie zamieniło się w moje śniadanie.
- Przepraszam za kłopot- mruknąłem cicho, kładąc łapkę na szaraku, który właśnie nabrał szkarłatną barwę.
- Nie ma problemu.- Uśmiechnął się.- Pójdę już. Smacznego, mały!
- Do widzenia.
- Cześć.
Bez dalszych ceregieli wbiłem ząbki w jeszcze ciepłe mięsko.
Mniam.
Cóż. Było miło, ale nie dla psa kiełbasa.
Będę musiał nauczyć się polować.
Zamrugałem szybko, a kiedy ocknąłem się z przemyśleń, basior stał przede mną z już martwym, nie ruszającym się zwierzęciem, które za moment leżało już u moich łap.
Przełknąłem ślinę.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
Spojrzałem jeszcze na zwierzę, które właśnie zamieniło się w moje śniadanie.
- Przepraszam za kłopot- mruknąłem cicho, kładąc łapkę na szaraku, który właśnie nabrał szkarłatną barwę.
- Nie ma problemu.- Uśmiechnął się.- Pójdę już. Smacznego, mały!
- Do widzenia.
- Cześć.
Bez dalszych ceregieli wbiłem ząbki w jeszcze ciepłe mięsko.
Mniam.
Cóż. Było miło, ale nie dla psa kiełbasa.
Będę musiał nauczyć się polować.
Od Lii do Noego (aż tak rozdzielać tych opowiadań nie musiałaś -_-)
Jeśli mam być szczera to Noe był śmieszny, i nie było to zgryźliwe sformułowanie. Po prostu wyglądał jak mięsna galareta którą jak się tyknie to zaczyna swoje dzikie densy.
- Co tak wyglądasz jakbyś demona zobaczył - przekręciłam głowę na bok - Przecież cię nie zjem! Chodź bo wyglądasz jak wrak wilka. - odebrałam patyk od dziwnego ptaka który posłusznie umieścił patyk w powietrzu, bym mogła to złapać pyskiem i zamachem głowy wyciągnąć linkę z wody.
- Złowiliście coś? - zawołałam do wietrznych stworków. Mniejszość z nich pokiwała głowami, inne się rozwiały zostawiając po sobie tylko patyki. W sumie mogłam jeszcze zagonić do roboty mroczne duchy ale jakoś nie pałałam do nich sympatią. No dobra... ogarnęłam resztę patyków by nie były w wodzie a duszkom poleciłam wyłowione ryby ciaputnąć do koszyków i zanieść do jaskini. "Wędki" natomiast wzięłam i położyłam pod drzewami.
- Chodźmy! - powiedziałam z uśmiechem niczym jakiś optymistyczny podróżnik który właśnie idzie na jakąś wyprawę - Opowiesz coś... chm... nie wiem. Jak ci się tu żyje? - pytanie o to było tak bardzo bezsensowne, że aż odwróciłam na chwilę głowę by się sama do siebie żenująco uśmiechnąć. Serio? To jedyne co ci przyszło do głowy stara pało? No ale jednak lepsze to niż pytanie o historię. Szczeniak jednak wydawał się dziwnie nie obecny, i jego wzrok niby nie wyraźny był taki... emm...
- Co ci? - spytałam, zwalniając tępo
- Ja...ja chyba muszę iść - mruknął cicho. Prawie nie dosłyszalnie.
- he he he... nie - zrobiłam kwaśną minę - do sierocińca jest daleko, a moja jaskinia... o właśnie jesteśmy! - Powiedziałam stając na górce, i patrząc w dół. Las był porośnięty wielkimi jak i małymi drzewami. A tam na dole było wejście do jaskini - Nie bój żaby, nic ci się nie stanie jak będziesz ostrożnie schodził - powiedziałam - a i moja towarzyszka może byś trochu straszna ale cię nie zje - jak już zeszliśmy, wyczułam w powietrzu woń strachu unoszącą się od szczeniaka, ale postanowiłam to zignorować, bo rozmowy jakoś nie były moją mocną stroną. Gdy weszliśmy pokazałam szczeniakowi moją stertę poduszek i kocy na których zwykle leżałam jak chciałam sobie poczytać albo coś pooglądać i przy okazji jedząc oreo. Nad tym był ten dziwny zmutowany świecący grzyb więc jakoś się nie przejęłam.
- Crys! Dotrzymasz gościom towarzystwa? - zawołałam do towarzyszki
- Pilnuj, węża, pilnuj obiadu, pilnuj ofiar i gości. Czego mam jeszcze pilnować? - burknęła smoczyca która wyszła z innej komory
- Źle to odczytujesz - pokazałam jej koszyk z rybami
- A, to może być - powiedziała zachęcona samica.
- Okryj się tam kocami! Ja ci idę kakao zrobić! A, właśnie kruku. Chcesz coś? - zawołałam do szczeniaka po czym zwróciłam się do tego nie smacznego ptaszyska.
< Noe? Nie padnij na zawał bo Lia nie bedzie wiedziała co zrobić)
- Co tak wyglądasz jakbyś demona zobaczył - przekręciłam głowę na bok - Przecież cię nie zjem! Chodź bo wyglądasz jak wrak wilka. - odebrałam patyk od dziwnego ptaka który posłusznie umieścił patyk w powietrzu, bym mogła to złapać pyskiem i zamachem głowy wyciągnąć linkę z wody.
- Złowiliście coś? - zawołałam do wietrznych stworków. Mniejszość z nich pokiwała głowami, inne się rozwiały zostawiając po sobie tylko patyki. W sumie mogłam jeszcze zagonić do roboty mroczne duchy ale jakoś nie pałałam do nich sympatią. No dobra... ogarnęłam resztę patyków by nie były w wodzie a duszkom poleciłam wyłowione ryby ciaputnąć do koszyków i zanieść do jaskini. "Wędki" natomiast wzięłam i położyłam pod drzewami.
- Chodźmy! - powiedziałam z uśmiechem niczym jakiś optymistyczny podróżnik który właśnie idzie na jakąś wyprawę - Opowiesz coś... chm... nie wiem. Jak ci się tu żyje? - pytanie o to było tak bardzo bezsensowne, że aż odwróciłam na chwilę głowę by się sama do siebie żenująco uśmiechnąć. Serio? To jedyne co ci przyszło do głowy stara pało? No ale jednak lepsze to niż pytanie o historię. Szczeniak jednak wydawał się dziwnie nie obecny, i jego wzrok niby nie wyraźny był taki... emm...
- Co ci? - spytałam, zwalniając tępo
- Ja...ja chyba muszę iść - mruknął cicho. Prawie nie dosłyszalnie.
- he he he... nie - zrobiłam kwaśną minę - do sierocińca jest daleko, a moja jaskinia... o właśnie jesteśmy! - Powiedziałam stając na górce, i patrząc w dół. Las był porośnięty wielkimi jak i małymi drzewami. A tam na dole było wejście do jaskini - Nie bój żaby, nic ci się nie stanie jak będziesz ostrożnie schodził - powiedziałam - a i moja towarzyszka może byś trochu straszna ale cię nie zje - jak już zeszliśmy, wyczułam w powietrzu woń strachu unoszącą się od szczeniaka, ale postanowiłam to zignorować, bo rozmowy jakoś nie były moją mocną stroną. Gdy weszliśmy pokazałam szczeniakowi moją stertę poduszek i kocy na których zwykle leżałam jak chciałam sobie poczytać albo coś pooglądać i przy okazji jedząc oreo. Nad tym był ten dziwny zmutowany świecący grzyb więc jakoś się nie przejęłam.
- Crys! Dotrzymasz gościom towarzystwa? - zawołałam do towarzyszki
- Pilnuj, węża, pilnuj obiadu, pilnuj ofiar i gości. Czego mam jeszcze pilnować? - burknęła smoczyca która wyszła z innej komory
- Źle to odczytujesz - pokazałam jej koszyk z rybami
- A, to może być - powiedziała zachęcona samica.
- Okryj się tam kocami! Ja ci idę kakao zrobić! A, właśnie kruku. Chcesz coś? - zawołałam do szczeniaka po czym zwróciłam się do tego nie smacznego ptaszyska.
< Noe? Nie padnij na zawał bo Lia nie bedzie wiedziała co zrobić)
od Seibutsu do Tenshi
Odprowadziłem Tenshi wzrokiem. Kiedy zniknęła w wyjściu, pozwoliłem sobie na ukradkowe przewrócenie oczami. Nie do końca zrozumiałem, o co jej chodziło. Cóż, dopóki nie dowiem się, kim jest owy Seba, muszę po prostu założyć, że przezwisko nie jest szczególnie obraźliwe. Z resztą, tak czy siak niezbyt mnie to obchodziło. Równie dobrze mogłem pozostać dla niej Drewnem. Co za różnica.
Moje łapy przeszył nieprzyjemny dreszcz, gdy poczułem, że druga wadera kombinuje coś z moim ogonem. Rana nie bolała - w zasadzie to nie czułem już nawet łap.
- Połóż się lepiej. - usłyszałem polecenie. Gdybym mógł, wzruszyłbym ramionami. Ale nie mogłem. Przestałem więc naprężać mięśnie barków i pozwoliłem mojemu ciału swobodnie opaść na leżącą na podłodze matę. Rose zaczęła opatrywać mój ogon, kładąc na nim chłodne okłady. Po raz pierwszy od dobrych kilku godzin poczułem ulgę. Kto wie, może obędzie się nawet bez amputacji?
Usłyszawszy brzęk szkła za plecami nie mogłem się powstrzymać od obrócenia łba, by kątem oka dostrzec waderę niosącą garść podejrzanie wyglądających flakonów i butelek. Uniosłem brwi, zaskoczony. Zaczynałem żałować, że w ogóle przylazłem tu po dobroci. Ba, żałowałem, że dałem tak łatwo się ugryźć temu chodzącemu trupowi. Rose spojrzała na mnie z politowaniem, uśmiechając się lekko.
- Dałabym ci znieczulenie, ale sam jad umarłych wystarczająco cię otępia. To potrwa tylko chwilę. Sugeruję leżeć spokojnie i się nie wiercić. - nakazała, przytrzymując mój ogon łapą, czego oczywiście nie byłem w stanie poczuć. Postanowiłem więc oprzeć głowę na przednich łapach i przymknąłem oczy, by nie myśleć o tym, co właśnie dzieje się z moim ogonem.
***
- Sebi?
Głos nad moim uchem przedarł się do mojej świadomości z siłą rozpędzonego nosorożca. Naprawdę, wielkie dzięki za subtelność...
- To znowu ty? - mruknąłem, unosząc powieki. Czyżbym zasnął? Nadal znajdowałem się w tym samym pomieszczeniu, jednak teraz leżałem na miękkim posłaniu w rogu. Poza tym odzyskałem czucie w tylnych partiach ciała. Świetnie.
Tenshi prychnęła, odpędzając od siebie jakieś małe, puchate zwierzątko.
- Stęskniłeś się, drewniaku? - rzuciła, podchodząc bliżej i bez pytania zaczęła przyglądać się mojemu ogonowi. Zanim zaprotestowałem, sam rzuciłem na niego okiem. Niemal od połowy owinięty był bandażami, przez które zdążyła lekko przesiąknąć ciemnobura krew. Zmarszczyłem nos.
- Nie bardzo. Kiedy będę mógł sobie z tąd iść? - zapytałem rzeczowym tonem, choć jeszcze nie całkiem rozbudzony.
Wadera przewróciła oczami i bezczelnie zaczęła bawić tym, co zostało z mojego ogona. Zignorowała moje piorunujące spojrzenie i ziewnęła szeroko.
- Wtedy, kiedy ci pozwolę. - wycedziła, jednak w jej głosie nie było szczególnej złości. - Na razie wysłali mnie tu, żebym się tobą zajęła.
- Ciebie? - westchnąłem ciężko. - Nie było innych chętnych?
Tenshi zostawiła w spokoju mój Bogu ducha winny ogon i przyjrzała mi się krytycznym wzrokiem.
- Tylko ja. Więc ciesz się, że w ogóle raczyłam się tu przywlec. - warknęła, tym razem chyba już zirytowana. Ups. Mogłem darować sobie jadowite uwagi. Teraz wadera wyglądała, jakby chciała wyrwać mi język. A szkoda, była na tą chwilę jedyną osobą z tej całej watahy, którą zdążyłem poznać.
- Jasne, jasne. - spróbowałem nieco ją uspokoić, hamując dalsze krytyczne odzywki. Tenshi odwróciła się w miejscu, obdarzając mnie wyniosłym prychnięciem. Tak, wiem. Moja wina. Mogłem jej nie prowokować, bo do najłagodniejszych to ona nie należy. Może po prostu muszę lepiej ją poznać.
Wadera przestała zwracać na mnie uwagę i zaczęła ogarniać bałagan, jaki znajdował się pod frontową ścianą pomieszczenia. Kaszlnąłem ostentacyjnie, próbując przywrócić sobie uwagę Tenshi. Na szczęście nie była chyba szczególnie rozsierdzona. Odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie spode łba.
- Czego? - mruknęła obojętnym tonem.
- Po pierwsze: chcę wiedzieć, kiedy będę mógł stąd iść. Po drugie: co zrobicie ze mną, jak już stąd wyjdę. I po trzecie: co to za puchate rzepy? - parsknąłem, odpędzając od siebie kolejne dwa wełniaste stworki.
< Ee, Tenshi? :3 >
Moje łapy przeszył nieprzyjemny dreszcz, gdy poczułem, że druga wadera kombinuje coś z moim ogonem. Rana nie bolała - w zasadzie to nie czułem już nawet łap.
- Połóż się lepiej. - usłyszałem polecenie. Gdybym mógł, wzruszyłbym ramionami. Ale nie mogłem. Przestałem więc naprężać mięśnie barków i pozwoliłem mojemu ciału swobodnie opaść na leżącą na podłodze matę. Rose zaczęła opatrywać mój ogon, kładąc na nim chłodne okłady. Po raz pierwszy od dobrych kilku godzin poczułem ulgę. Kto wie, może obędzie się nawet bez amputacji?
Usłyszawszy brzęk szkła za plecami nie mogłem się powstrzymać od obrócenia łba, by kątem oka dostrzec waderę niosącą garść podejrzanie wyglądających flakonów i butelek. Uniosłem brwi, zaskoczony. Zaczynałem żałować, że w ogóle przylazłem tu po dobroci. Ba, żałowałem, że dałem tak łatwo się ugryźć temu chodzącemu trupowi. Rose spojrzała na mnie z politowaniem, uśmiechając się lekko.
- Dałabym ci znieczulenie, ale sam jad umarłych wystarczająco cię otępia. To potrwa tylko chwilę. Sugeruję leżeć spokojnie i się nie wiercić. - nakazała, przytrzymując mój ogon łapą, czego oczywiście nie byłem w stanie poczuć. Postanowiłem więc oprzeć głowę na przednich łapach i przymknąłem oczy, by nie myśleć o tym, co właśnie dzieje się z moim ogonem.
***
- Sebi?
Głos nad moim uchem przedarł się do mojej świadomości z siłą rozpędzonego nosorożca. Naprawdę, wielkie dzięki za subtelność...
- To znowu ty? - mruknąłem, unosząc powieki. Czyżbym zasnął? Nadal znajdowałem się w tym samym pomieszczeniu, jednak teraz leżałem na miękkim posłaniu w rogu. Poza tym odzyskałem czucie w tylnych partiach ciała. Świetnie.
Tenshi prychnęła, odpędzając od siebie jakieś małe, puchate zwierzątko.
- Stęskniłeś się, drewniaku? - rzuciła, podchodząc bliżej i bez pytania zaczęła przyglądać się mojemu ogonowi. Zanim zaprotestowałem, sam rzuciłem na niego okiem. Niemal od połowy owinięty był bandażami, przez które zdążyła lekko przesiąknąć ciemnobura krew. Zmarszczyłem nos.
- Nie bardzo. Kiedy będę mógł sobie z tąd iść? - zapytałem rzeczowym tonem, choć jeszcze nie całkiem rozbudzony.
Wadera przewróciła oczami i bezczelnie zaczęła bawić tym, co zostało z mojego ogona. Zignorowała moje piorunujące spojrzenie i ziewnęła szeroko.
- Wtedy, kiedy ci pozwolę. - wycedziła, jednak w jej głosie nie było szczególnej złości. - Na razie wysłali mnie tu, żebym się tobą zajęła.
- Ciebie? - westchnąłem ciężko. - Nie było innych chętnych?
Tenshi zostawiła w spokoju mój Bogu ducha winny ogon i przyjrzała mi się krytycznym wzrokiem.
- Tylko ja. Więc ciesz się, że w ogóle raczyłam się tu przywlec. - warknęła, tym razem chyba już zirytowana. Ups. Mogłem darować sobie jadowite uwagi. Teraz wadera wyglądała, jakby chciała wyrwać mi język. A szkoda, była na tą chwilę jedyną osobą z tej całej watahy, którą zdążyłem poznać.
- Jasne, jasne. - spróbowałem nieco ją uspokoić, hamując dalsze krytyczne odzywki. Tenshi odwróciła się w miejscu, obdarzając mnie wyniosłym prychnięciem. Tak, wiem. Moja wina. Mogłem jej nie prowokować, bo do najłagodniejszych to ona nie należy. Może po prostu muszę lepiej ją poznać.
Wadera przestała zwracać na mnie uwagę i zaczęła ogarniać bałagan, jaki znajdował się pod frontową ścianą pomieszczenia. Kaszlnąłem ostentacyjnie, próbując przywrócić sobie uwagę Tenshi. Na szczęście nie była chyba szczególnie rozsierdzona. Odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie spode łba.
- Czego? - mruknęła obojętnym tonem.
- Po pierwsze: chcę wiedzieć, kiedy będę mógł stąd iść. Po drugie: co zrobicie ze mną, jak już stąd wyjdę. I po trzecie: co to za puchate rzepy? - parsknąłem, odpędzając od siebie kolejne dwa wełniaste stworki.
< Ee, Tenshi? :3 >
Subskrybuj:
Posty (Atom)