Kiedy tylko przedziwny stwór zaatakował samicę, odruchowo rzuciłem się, aby jej pomóc. Udało mi się odepchnąć 'zwierzę' od Mirany, która poszybowała w powietrzu, lądując z hukiem pod pobliskim drzewem. Warknąłen wściekle, przyjmując pozycję obronną. Wiedziałem, czego chcę. Zabić. Zabić tę bestię. Poczułem w sobie narastający gniew, jednak szybko udało mi się opanować negatywne uczucie. Dałem upust swojej mocy. Wtargnąłem do umysłu przeciwnika, sprawiając mu przy tym potworny ból. Istota zawyła rozpaczliwym tonem, co przywróciło mnie do rzeczywistości. 'Puściłem' napastnika, a ten momentalnie uciekł w kierunku lasu. Popędziłem do ledwo przytomnej wadery.
- Mirana? - szepnąłem.
Miała dość poważne obrażenia, w tym głęboką ranę na brzuchu.
Wydawała się jakby nieobecna. Wciąż utrzymywała świadomość, lecz najwyraźniej zbyt mocno cierpiała, aby wykonać jakikolwiek ruch. Zacisnąłem usta, niepewnie sięgając po torbę samicy. Powinna mieć tam jakąś apteczkę czy coś... Przejrzałem jej pakunek. Widok niewielkiego, białego pudełeczka z czerwonym krzyżykiem na środku wywołał u mnie drobne, ledwo słyszalne westchnienie ulgi. Jej rana była głęboka, wymagała szycia. Nie znam się na tym zbyt dobrze, jednak nie mam wyboru. Przeniosłem wzrok na Miranę, chcąc jakoś zapytać ją o pozwolenie na ten ryzykowny zabieg w wykonaniu amatora, lecz wadera już zupełnie odpłynęła. Straciła przytomność. Może to lepiej? Nie będzie czuła bólu...
~~~*~~~
Otarłem wierzchem łapy zwilżone potem czoło. Prawdopodobnie mi się udało. Na szczęście samica przez całą 'operację' spała jak zabita. Eh, głupia przenośna, zważywszy na jej obecny, niezbyt stabilny stan. Usiadłem obok niej, czekając, aż się wybudzi. Miałem poczucie winy. Dlaczego do tego dopuściłem? Nie potrafiłem skutecznie jej obronić...
[ Mirana? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz