Iwo gdzieś poleciał... Najprawdopodobniej w góry obejrzeć miejsce wypadku, ale nie dziwię mu się... winegra w górach to nie jest zwyczajny widok. Poleciał nad klif i zobaczył tam stado winegr z niewiadomej przyczyny omawiających... coś. Z pewnością było to Coś. Iwo z zaciętością wleciał do jaskini Rodinii.
-Cheeky... chyba mamy problem...
-Jejku... co znowu?
-Em... powiem tyle: winegry, dużo ich, spotkanie.
-No to po nas. Lecimy tam
-O nie droga panno. Ty tu zostajesz
-Ale już się dobrze czuję.
-Nawet najmniejszej mowy nie ma
No i poleciał. Sam. Beze mnie. Jak już oddalił się na tyle aby mnie nie widzieć odplątałam bandaże i poleciałam za nim. Kiedy doleciałam już do klifu zobaczyłam Iwo wpatrującego się w stado winegr. Podeszłam:
-No to faktycznie jesteśmy w kropce
-Miałaś zostać w jaskini. Dobra zostajesz tu, ale nie oddalasz się ode mnie - powiedział z niezbyt miłym wyrazem twarzy
-Okej
<Iwo? Sorry, że takie krótkie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz