Noś mnie napadło. Teraz chodziłem w tę i z powrotem dookoła jaskini Rodinii. Po pewnym czasie wyszła z niej Cheeky cała w bandażach.
- Cheeky! Dzięki bogom nic Ci nie jest! - wadera uśmiechnęła się słabo.
- A miało mi coś być?
- No wiesz.... gdyby to był mieszaniec albo umarlak...
- Dobrze, wiem. - powiedziała wadera
- Jak się czujesz?
- No więc.... - zaczęła ale jej przerwałem
- Ej, chwila. Czy ty nie powinnaś leżeć, i odpoczywać?
- No.....
- Wio do łóżka! - powiedziałem.
***
Zacząłem latać po terenach. Winegra w górach to rzadkość. Raczej nie była głodna, atakując Cheeky, bo pewnie od razu by ją pochłonęła. Tutaj chyba chodziło o coś innego. Przyleciałem nad miejsce tego " wypadku" Nie było ani śladu winegry, nie było krwi, nic. Kompletnie. Brak zapachu mnie zastanowił, i zaniepokoił. Skoro nie było śladów, to znaczy, że albo coś tutaj nie gra, albo to się wogóle nie zdarzyło...
< Cheeky?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz