Winegry były w grupie i o czymś dyskutowały.... ( o ile można to nazwać dyskusją ) albo raczej warczały, piszczały i wyły jak jakieś poparzeńce. Przeteleportowałem się bliżej. Na litość boską! Czemu nie mogły być to mieszańce? No CZEMU?! Język mieszańcy bym rozszyfrował bez najmniejszego wysiłku, ale winegry? No cóż. Noś o ataku, mistrzu i parówce. Stop, jednak nie parówce, tylko pewnej parze wilków w naszej watasze. Ile mamy tutaj oficjalnych par? Chyba tylko 2. A takich nie oficjalnych..... niech no policzę. 1.... może 2, jak liczyć zauroczenie Reda... chyba, że to się zalicza do oficjalnych. Po chwili jakaś winegra zaryczała i rozpłynęła się w powietrzu. Dość nie typowe... :S Czy winegry tak umieją? A ten ryk raczej nie był spokojny, albo wściekły, ale pełen bólu. Winegra i ból, to dobre połączenie, jeżeli chodzi o wspólnotę, ale winegra, która czuje ból? To nie wróży nic dobrego, zwłaszcza, że inne potwory rozpierzchły się zmieszane wrzeszcząc dziwnie,
Popatrzyłem w stronę, gdzie stała Cheeky, ale jej tam nie było, dlatego wręcz podskoczyłem, kiedy usłyszałem jej głos koło mnie.
- Te wrzaski mogą uszy wypalić. - mruknęła
- Chekky? Co ty tutaj robisz? Przecież mówiłem, żebyś została
- Ale nie zostałam. - odparła. Jaka ona była uparta. Ech...
- No dobra. Zrozumiałaś coś?
- Nie.
- To w pewnym sensie dobrze. - powiedziałem.
- Dlaczego?
- Ech..... może to jeszcze zrozumiesz. - powiedziałem i popatrzyłem na miejsce, gdzie ta winegra wyparowała.
- Tutaj coś się dzieje.
< Cheeky? Lepiej omówmy fabułę :S >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz