Ja mam dowodzić "armią" magicznych stworzeń? JA?! No chyba się jej coś pomyliło. Dopisać do mojej listy ,, Minusy bycia alphą"
1. NIENAWIDZĘ być w centrum uwagi
2. NIENAWIDZĘ jak mnie ktoś wywyższa
3. NIENAWIDZĘ jak ktoś zwraca się do mnie z nadmiernym szaczunkiem, i traktuje mnie jak sztywniarę.
4. NIENAWIDZĘ jak kimś mam dowodzić. No... czasami.
Popatrzyłam z obawą na Cassie. Czy ona oszalała? Szara myszka dowodząca arią. Brawo
- Cass... to nie jest dobry pomysł.
- Lia, weź porządnie palnij mowę i po problemie. - :S
- Eeeeee.... - zaczęłam zwracając się do zwierzaków - macie misję. - rozłożyłam przed nimi wieeeeelką mapę z czerwonymi kropkami ( laboratoriami ) - Tutaj są inne ośrodki takie jak te. Musicie iść, i uwolnić zwierzęta z tych laboratoriów. Podzielcie się na grupy i uwolnijcie innych. Po tym zadaniu, zabierzemy was do naszego świata. - powiedziałam. Zwierzaki zaczęły piszczeć, albo się śmiać.... nie wiem. Otworzyłam z Cassie klatki. Zwierzęta od razu się pogrupowały, zaczęły drukować na drukarce kopie mapy i zaczęły się rozpierzchać po kraju. Było 63 grupy. A laboratoriów było 70.
- Cass. - powiedziałam. - Musimy zająć się osobiście 7 ośrodkami.
- Eh, jak ja lubię dramaty - wzdechnęła Cassie z uśmiechem i popatrzyła na ogon czarnego wilka i mruknęła w zamyśleniu. - będę musiała go zakonserwować.
***
Byłam głodna. Wyszłyśmy więc z laboratorium, zostawiając basiora na pastwę losu. Może jeden z pracowników tam przyjdzie i go uwolni? Nie wiem. Do mojego nosa od razu wdarł się odór smogu ale także... o tak... znam ten zapach aż za dobrze.
- KFC! - Powiedziałam z uśmiechem.
- Co?
- Byłam kiedyś w świecie ludzi, i jadłam w KFC. Kocham to! - już miałam wyjść zza naszego schronienia, gdy się mocno zastanowiłam.
- Mówimy, jesteśmy magiczne i władamy mocami.
- No tak
- Czy ludzi to ździwi? - zapytałam sarkastycznym tonem. Dotknęłam Cassie. Po chwili stał przede mną biały pudel, z różową obrożą z diamencikami.
- Ej! - zaprotestowała wadera. Nie mogłam powstrzymać chichotu.
- Dobra, dobra. Już zmieniam. - Teraz zamiast pudla, miałam przed sobą psa rasy: Alaskan malamute. Wypielęgnowana samica z białą obrożą, z imieniem.
- Teraz lepiej. - powiedziała. Ja zmieniłam się w psa haskiego, kremowego z czarną obrożą. Tak samo z imieniem.
- No, teraz można iść.
- Dziwnie się czuję w tym ciele.
- Wiem, a teraz chodź. Głodna jestem. - Po chwili byłyśmy już koło KFC. Zapach był niesamowity. To żarcie było nie zdrowe, ale dobre. A szczególnie, jak jest ostre. Szczęście się do nas uśmiechnęło. Kosz, był pełny, jednemu pany spadła na ziemię tortilla, i jeszcze można wybłagać. Kocham wyciągać od ludzi żarcie.
< Cassie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz