Uniosłem pysk ku górze, wpatrując się w nocne niebo, które jednak z każdą sekundą nieco bladło. Zaczynało świtać. Wciągnąłem w nozdrza rześkie, poranne powietrze. Wokoło roztaczał się zapach nadchodzącej jesieni. Z każdym silniejszym powiewem wiatru, przenikający chłód przeszywał moje ciało. Powoli podążałem przed siebie, przeczesując okolicę uważnym wzrokiem. Skrzywiłem się nieco, czując nagłe, piekące ukłucie w boku. Narastający ból z licznych ran nieprzerwanie dawał mi o sobie znać. Na domiar złego znajdowałem się na czyichś terenach. Cholera. Jestem teraz zwykłym intruzem, którego powinno się zlikwidować, a w tym stanie nawet nie mam szansy się obronić. Wtem w powietrzu rozniosła się obca woń. Momentalnie stanąłem w miejscu, nerwowo rozglądając się dookoła. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, coś lub ktoś skoczyło na mnie, przygniatając mnie do ziemi. Jęknąłem głucho pod wpływem ogromnego bólu i zamrugałem kilkukrotnie powiekami. Moim oczom ukazał się pysk jakiejś wadery.
- Kim jesteś i co tu robisz? - warknęła, ukazując groźnie kły.
- Hej, spokojnie! - rzuciłem szybko. - Tylko przechodziłem...
- Doprawdy? - samica bezwiednie przełożyła łapę na jedną z moich ran.
Syknąłem cicho, zaciskając powieki. Nieznajoma odruchowo podniosła kończynę.
- Słuchaj, jak widzisz nie jestem nawet w stanie zrobić czegokolwiek na waszą niekorzyść, więc może byś tak ze mnie zeszła, co? - mruknąłem, starając się nie zwracać uwagi na ból.
[ Lia? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz