16.09.2017

Od Hestii do Mateo ,, Szkoła ''


Patrzyłam na szczeniaka. Była sama w opuszczonej... całkowicie opuszczonej jaskini. Chyba nawet nie zamieszkanej. Chyba... tak... Rodinia i Erotare mają trzy szczeniaki, z czego 2 liche. Może to jedno z nich? Wzięłam koc ze szczeniaka, położyłam na ziemi, a gdy rozłożyłam, chwyciłam szczeniaka w pół i ułożyłam na kocu, po czym mruknęłam do Mateo
- Trzeba ją zanieść do sierocińca. Tam dorośli się nią zajmą, i powiadomią jej rodziców... o ile się nie pomyliłam, i właśnie należy do tej watahy.
- Ok. - Wzięłam dwa końce koca tak, że zrobił się taki worek ze szczeniakiem, i wyszłam z jaskini.

*** Kilka minut później ***

W sierocińcu szczeniaka przekazałam Miranie i Katrin, po czym poszłam w stronę jaskini
- Jutro też idziesz do szkoły?  - spytał Mateo
- Muszę. Lia by mnie zgniotła, gdybym nie poszła - zaśmiałam się. - a dzisiaj do szkoły nie wrócę, więc nie mam nic do roboty.
- Idziemy gdzieś?
- Gdzie.
- Nie wiem. - basior wzruszył ramionami
- Na grzyby? - spytałam.
- Masz zamiar robić zupę grzybową?
- Nie wiem. - odparłam. - ale wiem jak wyglądają te jadalne, i nie jadalne. Tylko chwila, muszę iść po koszyk. - Chodzenie po lesie i w dodatku po deszczu we wrześniu jest świetne. A dlaczego? Bo nikt nie kwapi się do szukania grzybów, i moczenia sobie łap. Chodziliśmy z około 2 godziny, przez które uzbieraliśmy około 27 grzybów. Wszystkie jadalne. Gdy wyszliśmy z lasu byłam zziębnięta. I coś mi się widziało, że będę chora.
- Zaproszę cię na zupę grzybową. - zaśmiałam się i wzleciałam w powietrze, ale nie wysoko. Leciałam tak jakoś metr nad ziemią. - A teraz pa. - to mówiąc poleciałam do jaskini, położyłam grzyby na stoliku, i zaczęłam się suszyć, po czym poszłam spać, natomiast rano... wstałam z obolałą głową i z zawalonym nosem. Chusteczki zwykle nie były potrzebne, ale teraz... zaczęłam szukać ich wszędzie, aż wreszcie znalazłam. Nie czekając na moją opiekunkę wyszłam szybko do szkoły.
Pierwsza była nauka liczenia. Kilka wzmianek na tablicy, kłótnia między szczeniakami i koniec. Potem lekcja magii. Wreszcie mieliśmy nauczyciela,a mianowicie nową waderę Lily. Lekcja byłaby przyjemna... gdyby nie mój katar. Pani Lily kazała się skupić na tym, co leży w naszej duszy. Ogółem tłumaczyła jak Luna, ale jednak inaczej. Nie znaliśmy jeszcze swoich żywiołów, więc magia była trudnym tematem. Skupiłam się na tym, co mówiła nauczycielka, i wokół mnie pojawiła się jakby lekka mgiełka, która się co chwila nasilała, a gdy była gęsta jak mleko, dalej nie dałam rady tego utrzymać, i mgła rozlazła się na całą salę niknąc niczym czekoladki z pudełka. Po tym zdarzeniu... potrzebowałam jeszcze większej ilości chusteczek.

< Mateo? Katar... >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz