16.09.2017

Od Lily do Cassandry

Siedziałam sobie w domu. Myślałam o...wszystkim. Przed chwilą zdarzyły się najpiękniejsze chwile mojego życia. Dostałam dom, poznałam nowe wilki...Po prostu...Nie mogło być już lepiej. To dalej do mnie nie docierało. Musiałam to jakoś przemyśleć. Więc wymyśliłam, że wyjdę na spacer. No więc wyszłam na przechadzkę po lesie. Cisza, piękne zapachy. Było ładnie, ptaki ćwierkały. Po jakimś czasie poczułam coś dziwnego. Był to obcy zapach...wilka. Poszłam w stronę, z której dochodził owy zapach. I wtedy ją zobaczyłam. Niedaleko stała trochę większa ode mnie wilczyca. Jej futerko było gęste i jasne, gdzieniegdzie brązowe. Odwróciła się w moją stronę.
- Kim jesteś? - wycedziłam przez zęby. Tak naprawdę tylko udawałam groźną. Szczerze, byłam ciekawa.
- A ty? - zamiast odpowiedzieć, zadała pytanie.
- Weszłaś na teren watahy, do której należę. - trochę było mi głupio. Oskarżałam ją, a sama dopiero przed chwilą zostałam przyjęta. - Jestem Lily. A ty? - uległam. Stałam spokojnie, już nie warcząc gotowa do ataku.
- Cassandra. - odpowiedziała krótko, i zwięźle.
- Co ty tu tak w ogóle robisz? - spytałam z ciekawością. - Do jakiej watahy należysz?
- Tak szczerze to...Nie mam domu - odparła.
Widząc, że nie sprawia zagrożenia, powiedziałam:
- Chodź, zabiorę cię do Alfy. Myślę, że chętnie cię przyjmą.
Przez chwilę wydawało mi się, że się waha, ale poszła za mną.
<Cassandra? Mogę mówić Cassie? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz