Obudził mnie jakiś szmer. Otworzyłam zaspane oczy, po czym zauważyłam, że nie ma mojej nowej towarzyszki.
- Cassandra? - szepnęłam. Nikt nie odpowiedział. Słychać było tylko cichutki oddech śpiącego Lumeo. Wstałam, przeciągnęłam się, po czym leciutko szturchnęłam wydrę nosem. Obudził się. Wcale nie był zły, wręcz przeciwnie - cieszył się. Jego wielkie oczy mówiły pytająco: "Spacerek?"
- Chodź, Lumeo. Przejdziemy się kawałek. - powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się leciutko. Już chciałam ruszyć, ale...Przecież ona mogła być wszędzie. Wataha była bardzo duża. Pomyślałam chwilę, po czym nagle mnie olśniło. Przypomniałam sobie, z jakim zachwytem patrzyła na morze. Zdecydowanie nie była wodnym wilkiem. "Chociaż ja jestem wilkiem żywiołu wody, choć na niego nie wyglądam, ona na pewno nim nie jest. Po prostu to czuję." - pomyślałam. Więc ruszyliśmy - ja, i Lumeo. Podróż nie zajęła zbyt wiele czasu. Po...nie wiem ilu minutach, byliśmy na miejscu. Zobaczyłam ją pluskającą się w wodzie. Świetnie się bawiła. Podeszłam do niej od tyłu, kiedy mnie nie widziała. Skupiłam się na wodzie, po czym wystrzeliła w górę. Cassandra gapiła się na to jednocześnie zdziwiona i zachwycona. Zaśmiałam się, wtedy - nadal wielkimi ze zdziwienia oczami -popatrzyła się w moją stronę.
- Coś, czułam, że cię tu znajdę - powiedziałam, wesoło machając ociekającym wodą ogonem.
- Hej...- powiedziała, po czym jeszcze raz zerknęła na daleko rozciągające się morze. - To bardzo piękne miejsce, prawda?
- Masz rację. Ale po... - nie dokończyłam, ponieważ przerwał mi skrzek mewy. Pikowała w naszą stronę.
- Eee...Lily? Mewa...Ona...Atakuje nas? - rzekła zdziwiona. - Nie wiem...Może spróbuj się z nią jakoś porozumieć, czy coś?
Skoncentrowałam się. Próbowałam wejść do umysłu ptaka i z nim porozmawiać, ale...nie mogłam.
- Nie mogę! Jakby coś kontrolowało jego umysłem! Jakby był...opętany! Nie wiem! - krzyknęłam ze strachem.
Ptak był coraz bliżej. Za nim leciały kolejne. Dookoła krążyło ich chyba z 20.
- Szybko! - krzyknęła Cassandra. - Do lasu!
Pobiegłyśmy we wskazanym przez nią kierunku. Ptaki nadal nas goniły. Kiedy wbiegłyśmy pomiędzy drzewa, mewy się zatrzymały. Na szczęście.
- Uff...Zdążyłyśmy. - powiedziałam zasapana. Chwilę po mojej wypowiedzi coś spadło Cassandrze na głowę:
- Auć! - powiedziała niezadowolona, po czym popatrzyła w górę. Ja zrobiłam to samo. Jedyne co zobaczyłyśmy, to...trzy wiewiórki. Najzwyklejsze w świecie wiewiórki, trzymające żołędzie. Ale coś w nich było nie tak. Miały ostre jak brzytwy pazury i dzikie oczy.
- Coś mi tu nie gra. - westchnęłam.
Po czym jak na zawołanie pojawiła się czwarta wiewiórka. I piąta. Potem szósta. I kolejna. Aż nazbierało się ich ok. 15. Każda trzymała żołądź. Nagle wszystkie pisnęły jak na okrzyk bojowy i zaczęły w nas rzucać. Znowu byłyśmy zmuszone uciekać. Biegłyśmy tak, nie odwracając się za siebie, dopóki nie dobiegłyśmy do jaskini Alfy. Bez pukania, otworzyłam drzwi i wpadłam do środka. Lia gapiła się na nas.
< Cassandra? Sorry, że tak poźno i wgl... >
Nie wiedziałam, że mieszkam w chatce. W dodatku z drzwiami XD
OdpowiedzUsuń