30.09.2017

Od Lily CD. Nighta

Po całej rozwiązanej sprawie, wróciłam do miejsca, w którym znajdowała się bariera. Ne było w niej już żadnych dziur. Błyszczała w słońcu mieniąc się różnymi kolorami, których nie potrafiłam nazwać. Zamknęłam oczy i odetchnęłam świeżym powietrzem. Ten dzień był piękny. W tym momencie myślałam tylko o dobrych i miłych rzeczach, w mojej głowie nie było miejsca na problemy i zmartwienia... Nagle coś mi przerwało, a mianowicie syk. Odwróciłam się. Tuż za mną, na niewielkim kamieniu, leżał (czy może stał?) około metrowy zaskroniec. Mimo jego groźnej postawy, tylko rozczuliła mnie jego bezbronność. Syknął raz jeszcze i zsunął się z kamienia. Zaczął pełznąć w moją stronę, a ja - zaczęłam się cofać. W pewnym momencie skoczył w moją stronę i mnie ukąsił. To był moment, nie byłam w stanie nic zrobić. Chwilę potem wąż uciekł do lasu. Na początku tylko zapiekło, ale z czasem bolało coraz bardziej. Nie wiedziałam, dlaczego aż tak mnie bolało. Z tego co wiem, ukąszenia zaskrońców nie są strasznie bolesne, ani trujące. Spojrzałam na krwawiący już bok. Wyciekała z niego... czarna krew. Czarna? Dobra, zrozumiałabym niebieską, ale czarna? To coraz mniej mi się podobało. Zaczęłam iść w stronę watahy. Na szczęście dotarłam na miejsce. Najbliżej stał domek Nighta. Jak najszybciej mogłam, pobiegłam do jego domu. Wpadłam do środka, i wysapałam:
- Szybko...Wąż...Krew...
Po czym runęłam na podłogę.
~~ Nie wiadomo ile czasu później. Powód - utrata przytomności~~
Kiedy otworzyłam oczy, oślepiło mnie światło. Stali nade mną Night i jakaś wadera. "Jestem w niebie? Ale co on tu robi?"
- Gdzie ja jestem? - wydukałam.
< Night? Sorki, że musiałeś tak długo czekać... >




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz