1.05.2017

Od Iwona do Cheeky

5 szczeniąt. Chodziłam w szoku dookoła wadery, ale gdy zobaczyłem 2 szczeniaki ze skrzydłami, szok się zwiększył. Jedynym takim przypadkiem, że były 2 szczeniaki ze skrzydłami, był w przypadk Lii. Lia miała skrzydła przez czarną moc, a jej siostra, bo miała żywioł wolności. Tutaj jedno ze szczeniąt miało więcej w sobie demona. Tylko które? Gapiłem się na szczeniaki. Ledwo się urodziły, a już były... no.... duże, suche, a oczy otwarte, i zdawały się wszystko penetrować. Mel patrzyła na to z niepokojem.
- Ja już muszę wracać. - powiedziała. Dotknąłem jej, przeteleportowałem się do watahy, po czym wróciłem.
- I co? Cieszysz się, że zostałaś mamą? - zapytałem z uśmiechem, próbując ukryć szok.
- Eeeee... nie wiem.- Wadera patrzyła, jak szczeniaki leżą przytulone do jej ciała przy brzuchu.
- Nie dziwię się. - Czy mi się zdawało, czy te szczeniaki na serio rosły coraz bardziej? Jeśli nie, powinienem przestać brać LSD. :D. - Trzeba was zabrać w bardziej bezpieczne miejsce. Jutro wyruszymy dalej. Coś mi się zdaje, że te szczeniaki do jutra będą w stanie chodzić.
- Ale... - wadera nie zdążyła się sprzeciwić, bo dotknąłem ją i szczeniaki skrzydłem, po czym przeteleportowałem nas dalej, między drzewa, pod nachylenie skalne. Wyczarowałem trochę pierza, słomy, siana, mchu zimowego i tp, po czym usadowiłem tam Cheeky ze szczeniętami. Było południe.
- Cheeky. - odezwałem się. - ja lecę na zwiady. Zostawię tutaj barierę, ale to nie jest całkowite zabezpieczenie, pamiętaj o tym.
- Tak. Nie musisz się martwić.
- Muszę. - odparłem. - Słuchaj się starszych. -wadera przewróciła oczami. Odszedłem nieco dalej, i wyczarowałem barierę. Po czym poleciałem do góry. Najbardziej przeraził mnie ten "krajobraz"
Brama. Zachodnia brama. Widok nie za piękny. Ale przecież większość rzeczy niebezpiecznych, jest piękne. Poleciałem dalej, i tam zastałem inny widok. Bardziej dziwny. Nie było już tyle mgły, ponurych gór, dziwnych wiatrów, które zdają ci się szeptać do ucha ani różnych straszydeł. Było to.... porośnięte drewnem, skałami, mchem, paprotkami, drzewami i tp dolina. Dalej były jakieś rzeczki. Super. :S Na środku był wielki skało-drzew który wyglądał jak... jakaś łapa zobiaka. A co było w tym najdziwniejsze? Że miałem dziwne wrażenie, że jestem w środku jakichś kości.
Czułem wyraźnie winegry. Tutaj jest miejscówka tego opiekuna. Chciałem polecieć dalej. Ale jakaś niewidzialna siła mnie zatrzymała. Chciałem się przeteleportować, nie dało się. Udawało się tylko przejść pieszo. Wróciłem szybko do Cheeky.
- Cheeky! - zawołałem, ale wadere spała, otulając szczeniaki ogonem i skrzydłem. Teraz przyda im się odpoczynek. Przeszedłem przez barierę, dzięki zaklęciu po czym ułożyłem się obok nich.

< Cheeky?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz