1.05.2017

Od Iwona do Cheeky

Są szczeniaki, które są słodkie, i są szczeniaki, które wpadają w fochy. Nam niestety przydarzyła się ta 2 wersja.
- Lecę za nią. - oznajmiłem. - Może się jej jeszcze coś stać. - powiedziałem szybko i wzbiłem się w powietrze. To było dziwne uczucie. Po raz pierwszy czułem taki niepokój. Patrolowanie watahy w nocy, to dla mnie pikuś. Zawsze wszystko widzę jakbym miał noktowizor.... wszystko na podczerwień. Ale teraz? Był dzień! Zacząłem węszyć. Po chwili zobaczyłem waderę rozmawiającą z jakimś innym szczeniakiem. Znałem go, był tutaj nowy. Zleciałem niżej. Wadera gdy tylko mnie zobaczyła zrobiła urażoną minę.
- Co ty tutaj robisz? Idź sobie!
- Chackie...
- Tylko on mnie lubi! - krzyknęła i wskazała na swojego nowego kolegę.
- Bredzisz. - zaśmiałem się. - Wszyscy Cię lubią!
- To dlaczego nikt nie wymówił mojego imienia? - i tutaj zabrakło mi słów. Nie umiem pocieszać, nie umiem tłumaczyć. Umiem tylko szukać i się martwić. Na szczęście wyręczyła mnie za to Cheeky, która najwyraźniej usłyszała krzyki Chackie.
- Chackie! - zawołała. - Gdzieś ty poleciała? Wiesz, jak się martwiliśmy?
- Ale, mnie nikt nie lubi. - powtórzyła, ale w jej głosie już nie było słychać takiego uparcia, i pewności siebie.
- A skąd taka pewność? - zapytała Cheeky. Tutaj mała wadera nie wytrzymała. Podbiegła do swojej mamy z płaczem, i wtuliła się w jej futro. Moja partnerka przytuliła ją łapą.
- Mogę się pobawić? - zapytała.
- Owszem, ale nie tutaj, jest za daleko.
- Chodź Mateo! - zawołała do czarnego basiora i zaczęła biec w stronę polanki.

< Cheeky? Wena powoli wraca. Tylko czas jakoś niknie >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz