Pokręciłem z niedowierzaniem pyskiem, mimowolnie uśmiechając się z nutą złośliwości.
- Eh... Kobiety... - westchnąłem ciężko, na co Mirana odpowiedziała mi zaskoczonym spojrzeniem. - Ledwo przeżyłaś walkę z trzy razy większym od siebie stworem, musiałem interweniować, po czym własnoręcznie zszyć ci ranę na brzuchu, przez kolejną godzinę zamartwiałem się, że już nigdy więcej się nie obudzisz, a ty się martwisz o wygląd... - wytłumaczyłem z udawaną urazą.
Wadera otworzyła szerzej oczy, zapewne odruchowo łapiąc się za ranę na brzuchu. Przejechała łapą po szwach, zapewne chcąc sprawdzić czy na pewno mówiłem prawdę.
- O matko, Silver... - wymamrotała drżącym głosem. - Naprawdę aż tak...?
- Ej, spokojnie! - powiedziałem od razu. - Bez paniki, dałem radę. Chyba we mnie wierzysz, co? - zaśmiałem się, unosząc lekko jedną brew. - A co do wyglądu, to nadal jesteś śliczna. Jak zwykle.
[ Mirana? Wybacz, na moje także długo czekałaś i też jest krótkie, więc... ;-; ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz