8.05.2017

Od Iwona do Cheeky

Potwory. Wredne potwory. Skoczyłem na tego, który zaatakował Cheeky stając się niewidzialny i wgryzłem mu się w kark, po czym od razu wyplułem krew która smakowała jak... smoła, rozkładające się roczne jedzenie i typowe gówno. ( razem z popiołem ). Stwór padł na ziemię rycząc, ale po chwili rozwiał się w powietrzu. Podbiegłem do wadery.
- Cheeky! Nic Ci nie jest? - wadera popatrzyła na mnie swoimi wystraszonymi oczami. Wystraszonymi, ale zdrowymi.
- Chyba... nic. - powiedziała powoli wstając.
- Jesteś pewna? No bo wiesz...
- Co?
- Nie, nic. - mruknąłem.
- Dobra, to było bardzo dziwne.
- Owszem.
- Chyba powinniśmy iść za tą mgłą. - powiedziałem wskazując głową na czarny dym, który jeszcze nie zniknął nam z oczu.
- Zgadzam się.

***

Podążanie za dymem... nie ukrywam. Jest trudne. Parę razy go zgubiliśmy, musieliśmy przeciskać się przez jakieś chaszcze, byliśmy cali w żywicy, błocie i kurzu.... no cóż. Dalej opisywać nie będę. W końcu dotarliśmy do jakiejś jaskini. Powietrze było w niej wilgotne, zimne i przesączone zapachem spalonych ciał.
- Wiesz co Cheeky? Nie podoba mi się to. - mruknąłem.

< Cheeky? Co jest w jaskini?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz