13.05.2017

Od Aoby do...?

Poczułem, jak coś mokrego kapie na mój pysk, przerywając odpoczynek. Prychnąłem, próbując powrócić do błogiego snu, ale najwyraźniej nie było mi to dane. Już po kilku sekundach rozpadało się na tyle, by moje futro było całe przemoczone. Z niechęcią otworzyłem ślepia i wyprostowałem łapy. Przez jedną, krótką chwilę zastanawiałem się, czy opłaca mi się iść do jaskini, ale zauważywszy ciemnogranarowe chmury wiszące nisko nad ziemią, szybko podjąłem decyzję.
Raźnym krokiem ruszyłem w stronę swojej nory. Wolałem znaleźć się u siebie, nim burza rozpęda się całkowicie. Już nie zwracałem uwagi na coraz bardziej nasilający się deszcz; i tak byłem już wystarczająco przemoczony. Miałem tylko nadzieję, że nie zachoruję. Tylko wtedy mi tego brakowało.
Cathal leżał tuż przed wejściem i, jak zwykle, z dumnie uniesioną głową obserwował otoczenie. Najbardziej dziwiło mnie to, że mimo wszystko jego sierść była zawsze biała. Ciekawiło mnie to, jak on to robił.
Zeskoczyłem po kamiennych stopniach, wprost na swoje posłanie. Zwinąłem się w kłębek na twardej skale i zacząłem wsłuchiwać się w szum deszczu. Po chwili do tego doszły jeszcze grzmoty, a błyski piorunów rozświetlały jaskinię. Idealnie zdążyłem.
Cathal po chwili również postanowił udać się w głąb jaskini. Dumnym krokiem przeszedł na drugą stronę podziemnego jeziora, by tam udać się na spoczynek. Niecierpliwie czekałem na koniec burzy. Już jest po zachodzie, a to oznacza, że wszystkie jeleniowate wyjdą na polany, by się posilić. Wtedy znacznie łatwiej jest mi poruszać się w miarę cicho, już za dnia skradać się między gęstwinami i co rusz szeleścić tym przeklętnym łańcuchem.
— Mamy gościa — obwieścił nagle Cathal, wycofując się do cienia, by zostać niezauważonym. Zmrużyłem niebieskie ślepia. Gościa?
Faktycznie, jakiś wilk wpadł do środka, równie przemoczony, co ja. Obserwowałem, jak nieznany mi osobnik pozbywa się nadmiaru wody i rozgląda się dookoła, zapewne chcąc się upewnić, że jest tu sam. W tej samej chwili postanowiłem się nieco upomnieć. Wstałem, szeleszcząc łańcuchem, a nieznany mi osobnik niemalże natychmiast przyjął podstawę obronną.

Ktoś, coś...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz