Kilkakrotnie prosiłem medyków, żeby w końcu obudzili waderę, ale oni tylko powtarzali, że wolą poczekać, aż obudzi się sama. Rozumiem, że jest poszkodowana, ale mi się śpieszy, tak? Nie mogą mnie tu wezwać, jak już wstanie? Muszą robić problem?
Chodziłem niespokojnie po korytarzu, salach i przy wyjściu, obok którego jednak zaczaiła się Rose. Nie miałem pojęcia co robić. W sumie wadera i tak po przebudzeniu musiałaby leżeć, więc co za różnica, czy śpi, czy nie? Po co ja jej do szczęścia? Może gdybym stworzył iluzję, że ona się przebudza, to by mnie puścili? Chociaż nie. Wilczyca musiałaby się gdzieś schować, a ja nie będę jej przenosić, bo jeszcze coś jej zrobię.
Dopiero po jakimś czasie poprosili mnie, żebym zadał jej kilka pytań odnośnie do wydarzenia, przez które tu trafiła. Jeśli pamiętałaby wszystko, to mógłbym iść. A jeśli nie?
... Dobrze jej radzę, aby pamiętała.
Także po każdym pytaniu dostałem rozkaz czekania pięciu minut, żeby mogła się zastanowić i odpowiedzieć.
Nie ma to, jak się spieszyć. Miałem ochotę przewrócić ten szpital do góry nogami. Pewnie zajęłoby to mniej czasu niż rozmowa z ranną.
Litości! Poprosiłem ją o szybkie i rzeczowe odpowiedzi, to zaczęła mi się rozpływać i rozgadywać o tym, jacy to ludzie są niesamowici.
Kurde, postrzelili cię tak? Bez powodu z tego, co słyszałem.
Co ty widzisz w nich dobrego?
Chciałem zadać jej te pytania, ale rozpaplałaby się już całkiem.
Około godziny potem mogłem już iść. Postawiłem na superszybki bieg. Prawie nie poczułem spadających na mnie kropelek deszczu.
Wkroczyłem do swojej jaskini. Rozejrzałem się po tym syfie. Wszytko było w gorszym stanie, niż gdy to zostawiałem. Olałem wszystkie otaczające mnie (dość głośne) dźwięki. Podszedłem do byle którego, bardziej poharatanego, mebla.
- Byli tu- stwierdziłem cicho. Wszędzie, gdzie było czuć Haraką, był też trop Sergiusza. Najwyraźniej się gonili... Nie no. Na pewno grali w berka.
A jeśli nie?
Obedrę tego gada ze skóry, jeśli jej coś zrobi- warknąłem. Trop chyba prowadził na zewnątrz, co już nie miało znaczenia. Deszcz zmył tropy, a nie wiem, od jak dawna ich nie ma. Nawet zapach w jaskini był ledwo wyczuwalny. Łaziłem nerwowo w prawo, lewo, na inne strony. Nie wiedziałem, co robić.
Zaczynałem wyobrażać sobie różne zakończenia tej sytuacji i wtedy... okazało się, że jestem strasznym pesymistą. Można mi wierzyć na słowo, że moc iluzji w takich chwilach nie pomaga. To dobijające, gdy widzisz coś, co niby utwierdza cię w tym, że dzieje się coś złego.
Kilka wizji, pozornie nic nieznaczących myśli, wbrew mojej woli wdzierających się w zakamarki mojego umysłu. Nic wielkiego. I o ile zwykle dawałem radę zapanować nad tymi imaginacjami, tak teraz po wielu próbach nie mogłem z tym skończyć. Wystarczyło tylko zapanować nad emocjami i skupić się na rzeczywistości. Czy to trudne? Niby nie, ale kiedy myślałem o prawdziwym świecie, jedna myśl zakradała mi się do czaszki i wszystko psuła. Rozwalała. Doszczętnie.
***
Żeby nie myśleć o tym, o czym nie chciałem, zająłem się ogarnianiem tego chlewu. Kiedy było już w miarę czysto, nie mogłem się na niczym skupić. Myśli kotłowały się po mojej głowie w zastraszającym tempie. Zacisnąłem zęby. Chciałem się na coś rzucić o wyładować emocje. Nagle ciche syknięcie wyciągnęło mnie z tępego wpatrywania się w ścianę. Nie ma miejsca, nie ma iluzji, a co z oczu to z serca, tak? Otóż nie zawsze, ale tym razem pomogło.
Odwróciłem się. Sergiusz zaczął pełznąć w moją stronę — chyba coś ode mnie chciał — ale nim przekroczył granicę mojej przestrzeni osobistej, odezwałem się.
- Gdzie Pani Doktor?
Nagle zatrzymał się. Myślałem, że odpowie, ale tylko spojrzał mi w oczy i minął mnie bez słowa.
- Spytałem o coś- przypomniałem o sobie. Tak jak uprzednio zlekceważył to.- Halo! Masz dzień focha, czy jak?! Co jej zrobiłeś?
- Ph.- Głosik szczurzycy odwrócił moją uwagę od Sergiusza. Skierowałem spojrzenie w stronę wejścia. Malutka medyczka ciągnęła coś, co było dla niej zdecydowanie zbyt ciężkie.- Że niby on by mi coś zrobił? Już prędzej ja bym go...- Dalej nie słyszałem. Kamień spadł mi z serca.- ... A ty miałeś mi przyprowadzić tego idiotę, Przerośnięta Glizdo.
- Odechciało mi się.- syknął gniewnie, po czym zniknął na swojej gałęzi. O ile dobrze zrozumiałem tę wymianę zdań, to...
- Do czego ci byłem potrzebny?- Haraka spojrzała na mnie jak na debila, za którego mnie najwyraźniej miała.
- No nie wiem. Może do pomocy przy wniesieniu tego czegoś do twojego domu, co?
- Ah!- Spojrzałem na to, co Haraka tutaj ciągnęła przez ten cały czas i wtargałam to do jaskini. Nie bardzo skupiałem się na tym, co to jest. Bardziej na porze. Było późno. Już po zachodzie słońca.- Ciemno...- wyrwało mi się.
- Masz rację... Właśnie! Mogę tutaj zostać na noc? Nie chce mi się teraz wracać. Tym bardziej po tym, jak musiałam robić za kuriera.- Patrzyłem, jak z łatwością wskakuje na stolik, a potem na półkę, znajdując się na wysokości moich oczu. Zdawała się pewna odpowiedzi, ale...
Że tutaj? Ze mną? Dzisiaj?
- Jeśli ci to przeszkadza, to wrócę do...
- Nie, zostań, nie przeszkadzasz- zaprzeczyłem, starając się desperacko nie podnosić głosu. Dałem radę, ale mówienie czegoś, gdy taka mała istotka znajduje się tak blisko ciebie, jest okropnie... trudne? Zasadniczo mógłbym użyć... Nie, nie, to bez sensu.
- No gdzie śpię?
- W sumie możesz...
- Czekaj, wiem!- oznajmiła głośno, po czym zanim się zorientowałem była na mojej głowie.
- Pani Doktor się przypadkiem nie zapędziła?- spytałem ironicznie.
- Raczej nie sądzę.
- Złaź mi z głowy.- zażądałem, pochylając po chwili głowę dół, żeby zleciała. Ona jednak ani myślała się odlepiać.
- No pozwól miiiii, pooooszę, ten jeden raaaz.- Niestety nie widziałem, jaką miała teraz minę, ale sądząc po samym głosie, to była to przesłodzona, pełna lukru mieszanka słodkości. Aż szkoda mi się zrobiło, że nie mogłem na nią spojrzeć.
- Załatwię ci coś innego.
- Jak dla mnie może ssspać na zewnątrz.
- Żebyś ty zaraz nie spał na tym deszczu, gadzie. Nie wiem, co w ciebie wstąpiło, ale ogarnij się i zacznij zachowywać się normalnie!
Nie odezwał się już. Po prostu opuścił jaskinię.
- To jak? Mogę tu zostać?
- Tylko ten jeden raz.- sapnąłem.
<Haraka? Coś z wonszem można zrobić>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz