Haraka
tymczasem hopsała sobie pasmem trawy w kierunku jaskini biało-czarnego wilka.
Stwierdzenie, że była wesoła, stanowiłoby przesadę; bezpieczniej, będzie
powiedzieć, że jej humor był lepszy niż tuż po przebudzeniu. Dobrze było wiedzieć,
że Kali nie wykrwawia się gdzieś w odosobnieniu i z tą informacją życie było
zdecydowanie pogodniejsze.
Wciąż jednak miała mu za złe odmowę zrelacjonowania wydarzeń wczorajszego wieczoru.
Zbliżała się już do domu wilka. W tym miejscu trzeba mieć na uwadze, że jej
gniew wobec Zera bynajmniej nie osłabł. Po szybkim rekonesansie wzrokowym – i
zastanowieniu się nad tym, dlaczego całkiem spora część jaskini leży w wiórach
– wmaszerowała do środka, gotowa udzielić zbrodniarzowi reprymendy. Coś jednak
musiało jej przeszkodzić.
- SSSSZPIEG! – Ach, jak często ostatnimi czasy ten głos miał okazję podrażnić
jej bębenki! Odwróciła się błyskawicznie. Wąż już na nią szarżował (jeśli można
tak powiedzieć o kimś, kto nie ma nóg). Mogła zrozumieć, że chce się przytulić,
ale coś takiego to chyba przesada?
- Kiedy przestaniesz z tym szpiegiem? – jęknęła, uskakując w bok. W duszy
zganiła się za to, że nie przewidziała pojawienia się węża – skoro tu, a pfe,
mieszkał, było to przecież wysoce prawdopodobne. Ale zaraz zaprzestała uwag pod
swoim adresem, gdyż pod samym nosem miała dużo lepszego odbiorcę.
Gdyby tylko można było złapać oddech…
Sergiusz wyglądał dziś na wyjątkowo rozjuszonego, możliwe, że miało to coś
wspólnego z wczorajszym zachowaniem jego właściciela, a może z jego
nieobecnością. W każdym razie przełamywał obronę szczurzycy, która miała go
serdecznie dosyć.
Wiedziała, że jest źle; swoimi durnymi atakami gad zmuszał ją do nieustannego
oddawania pola. Zdawało się, że od ostatniej potyczki zdołał się doszkolić i
nie dawał jej szans na udany kontratak. Musiała koniecznie coś wymyślić, gdyż w
przeciwnym razie…
Sergiusz rzucił się na nią niespodziewanie. Odskoczyła na bok i przeturlała się
niezgrabnie, ale bądź co bądź skutecznie na bok.
Przypadek sprawił, że było to dokładnie to samo miejsce, w którym już od paru
godzin chwiała się na jakichś kawałkach drewna wyłamana z komody odwrócona
szuflada, a na manewr Haraki zareagowała jedynym słusznym ruchem – ostatecznie opadła
na ziemię.
Oddychając ciężko, szczurzyca chwyciła pierwszą rzecz, która wpadła jej pod
łapę: długą, ostrą drzagę, dla przeciętnego mieszkańca watahy może źródło bólu
i irytacji, dla niej idealną broń białą. Spróbowała się zorientować w sytuacji.
Na razie panował względny spokój. Od przodu, z boków i z góry na drodze
napastnikowi stawały ściany szuflady, a na dole była twarda ziemia. Zostawał
tylko…
…tył!
Odwróciła się w samą porę, by wycelować zaostrzone drewienko w stronę
rozdziawionego pyska węża. Zapanowała cisza (jeśli można tak nazwać wrzaski
obudzonego hałasem Zera). Czubek maciupeńkiej szabli drżał lekko.
- Odejdź! – krzyknęła Haraka, prędkimi ruchami drzazgi blokując Sergiuszowi drogę
ataku, kiedy spróbował przepełznąć bokiem. Po paru chwilach zaprzestał i znów
znaleźli się w impasie.
Szczurzyca odetchnęła.
- Słuchaj – prychnęła najbardziej pogardliwym tonem, na jaki było ją stać w tej
sytuacji. – To nie ma sensu. Znaczy się, nie rozumiem, dlaczego tak usilnie
próbujesz zostać rozszarpany przeze mnie na kawałki. Nie masz szans.
Wąż syknął z niedowierzaniem, po czym przewrócił oczami. I miał rację; gdyby
udało mu się wleźć do prowizorycznego schronienia Haraki, z łatwością by
wygrał. Ale ona była zbyt dumna, by to przyznać, szczególnie komuś takiemu, jak
ten łuskowaty pędrak. Dlatego zignorowała go.
- A nawet, gdyby jakimś cudem jednak udało ci się mnie pokonać – tu parsknęła,
jakby ta myśl bawiła ją sama w sobie – to co byś, Sewerynku czy jak cię tam zwą,
chciał ze mną zrobić? Sam stwierdziłeś – łypnęła nań podejrzliwie – że nie
możesz mnie zjeść. A więc będziesz musiał mnie pilnować aż do powrotu Kalego,
czyli jeszcze długo. Pilnować wśród wrzasków tego popaprańca.
- I? – syknął zirytowany wąż, który mimo złości zaczął słuchać trochę uważniej.
- Ja też nie znoszę jego wycia – kontynuowała – a więc mamy wspólnego wroga. Oprócz
tego dysponuję czymś, czego ty nie posiadasz: pieniążkami. Czyli mogę kupić
matę dźwiękoizolacyjną i będziemy mieć wreszcie spokój… Pod warunkiem, że
będziesz trzymać się ode mnie dalej niż pół metra. Przypominam, że alternatywą
jest tkwienie tutaj przez najbliższe parę godzin.
Sergiusz obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem, po czym odsunął się nieco od
wyjścia z szuflady. Nie spuszczając z niego oczu i wciąż dzierżąc wyciągniętą „szablę”,
powoli opuściła schronienie. Wąż syknął pogardliwie.
- I vice versa – mruknęła Haraka. Tylko drgające nerwowo wąsy zdradzały, jaka
naprawdę jest zaniepokojona. Słysząc czyjś głos, Zero zaczął z nowym wigorem uzewnętrzniać
swe cierpienie; na co jednak żadne z nich nie zareagowało. Do jego wrzasków
zdążyli się już niemal przyzwyczaić.
Trzymając się od siebie jak najdalej, ruszyli w stronę wyjścia z jaskini;
oglądając się na progu, szczurzyca pomyślała jeszcze, że bałagan jest trochę
większy niż wcześniej. Uznawszy jednak, że jedna rozmontowana brutalnie półka mniej
czy więcej nie stanowi różnicy, ruszyła z Sergiuszem w stronę sklepiku, w
którym spodziewała się znaleźć niezbędny produkt.
<Kali? Dom wygląda gorzej niż przedtem, Haraczki i Sergiuszka brak – i co
teraz zrobisz? x3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz