30.10.2018

Od Nitaena


Umierałem z nudów siedząc na widowni areny. Dzisiaj podobno miał być żywy towar jako nagroda, i jeszcze sporo kasy. Nie wiedziałem co reszta tych żywych maszyn do zabijania widziała w takich nagrodach, ale dla mnie było to głupie i bezsensowne. Skończyła się jakaś walka i...
- Hej Nituś - usłyszałem znajomy głos
- Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał - mruknąłem patrząc na z boku na mojego... przyjaciela? Mogę go tak nazwać? ten tylko uśmiechnął się szeroko i usiadł koło mnie
- Nie bierzesz udziału w walkach?
- Nie mam takiej potrzeby - odpowiedziałem patrząc na prezentera chodzącego po arenie
- Przecież byłeś w tym dobry
- Byłem. Już nie jestem
- Weź... chodzi ci o ten moment kiedy na ciebie siostra nakrzyczała? Jej się boisz? - zaśmiał się
- Nie znasz jej na co dzień - mruknąłem przypominając sobie jej wkurzoną minę, kiedy dałem się pokiereszować. Już akceptowała te walki, i nie wtrącała się w moje życie, ale jak tylko dałem się doprowadzić raz do opłakanego stanu, zrobiła mi półgodzinny wywód na ten temat. I wtedy zobaczyłem ten "żywy towar" Były to w sumie jeszcze szczeniaki. Nie dorosłe, ale też nie za małe. Same samice.
- Wiedziałeś o tym? - spytałem Eosa (bo tak miał na imię ów przyjaciel) - Tylko pogłoski - odparł
- Bawią się w mafię i handel niewolniczy? - zakpiłem.



<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz