14.10.2018

Od Haraczki CD. Kalego

Wstało już słońce, oświetlając chłodnym blaskiem dywany brązowych liści. Skowronek śpiewał tego dnia bardzo głośno i radośnie, co sprawiło, że Haraka miała szczerą ochotę ukręcić mu łeb.
Nietrudno zgadnąć, że w tym świergocie już się obudziła. Właśnie przeciągała się, z niechęcią spoglądając naprzód na dzień wypełniony ciężką pracą wśród jęków, stęków i nieciekawych anegdot ze szczenięcych lat, kiedy do zaspanej głowy napłynęły jej wspomnienia z wczoraj. Przygarbiła się, a resztka dobrego humoru uciekła gdzieś hen, daleko.
Wygrzebała się ponuro ze swojej nory, przeszła kawałek i stanęła, by spojrzeć w kierunku jaskini Kalego. Przez niego czuła się dużo bardziej zmęczona, niż powinna być dopiero co po przebudzeniu. Miała pretensje za to, jak ją potraktował i to, czego jej nie powiedział.
Ale przede wszystkim…
Martwiła się. Bała się o niego, nie tylko ze względu na obrażenia, które odniósł, właściwie bardziej, niż o któregokolwiek z dotychczasowych pacjentów. Było to uczucie silniejsze nawet od tego, które odczuwała, operując go po walce z Zerem. Wiedziała, że coś jest nie tak i cierpiała, nie mogąc tego czegoś po prostu złapać i wdeptać w ziemię. Nie podobało jej się to odczucie. Zła na samą siebie za coś takiego, prychnęła i odrzuciła je gdzieś w kąt umysłu. Nie będzie żadnego faworyzowania pacjentów.
Zresztą i tak nie mogła teraz iść do basiora. Najpierw praca. Potem odwiedziny u przerażających, tajemniczych zabójców. Rzuciła przez ramię ostatnie spojrzenie w kierunku jego miejsca zamieszkania i ruszyła w stronę wejścia do szpitala.
Jak zwykle, powitał ją gwar rozmów (‘przysunąłby pa do mnie kroplówkę?’), kłótni (‘bo powiem pani doktor o tych batonikach, które trzymasz pod poduszką!’) i skarg (‘przez nią nie mogę w spokoju rozwiązywać krzyżówek’). W takich momentach najczęściej zastanawiała się, dlaczego w ogóle tu pracuje.
Z tego, że Rose nie przybiegła z płaczem na dźwięk umieszczonego nad drzwiami dzwoneczka, wywnioskowała, że szaro-żółta wadera, postrzelona wczoraj – tutaj szczurzyca się wzdrygnęła – przez te duże, dwunogie istoty ubrane w nadmuchane worki na śmieci żyje i najpewniej ma się dobrze. Z westchnieniem udała się do pomieszczeń, w których zazwyczaj spędzała większą część dnia pracy. Do pokojów odpoczywających emerytów.

***
Haraka wywlekła się z sali i oparła głową o ścianę. Miała ich dość. Tych zrzędliwych, pierdzących staruchów. Tutaj lądował ten najgorszy podstarzały element, gdyż porządni staruszkowie dbali o swoje zdrowie i w efekcie szczurzyca nie musiała się z nimi męczyć. Natomiast na to, z czym spotykała się codziennie w szpitalu, aż czasem brakło jej obraźliwych słów. Postanowiła już dziś tam nie wracać.
Skrzypienie drzwi na drugim końcu korytarza oderwało jej uwagę od nieregularnej struktury tynku. Jęknęła, stając prosto. Z pomieszczenia wyszła Rose. Nie było w tym nic niezwykłego i Haraka w ogóle by się tym nie przejęła, gdyby nie towarzyszący temu odległy dźwięk.
Głos.
Jego głos.
Zastrzygła uszami, ale w tym momencie drzwi się zatrzasnęły.
Obróciła się i niczym piorun pomknęła korytarzem, o mało nie wpadając przy tym pod koła wózka szpitalnego. Ku przerażeniu woźnej prześlizgnęła się pod nim i pędziła dalej. Nie zatrzymując się, skoczyła na klamkę u drzwi. Następny ułamek sekundy mógłby wywołać u niejednego zawrót głowy; odepchnęła się nogami od ściany, z niezwykłą zwinnością wślizgnęła przez powstałą szparę do sali i już nie było jej po tej stronie drzwi, po której znajdowała się jeszcze chwilę temu.
Opadła na podłogę, oddychając ciężko. Po paru sekundach uniosła głowę.
- Nic ci nie jest? – zapytał Kali, spoglądając na nią z łóżka. Jego wzrok był pełen uwagi i jakby obawy, którą zastąpiła ulga na widok jej uśmiechniętego pyszczka.
- Mnie nic – odparła, otrząsając się i wskakując na ramę łóżka. Oplotła ją ogonem, by zachować równowagę. – Ale czy ciebie naprawdę muszę pilnować przez cały czas, żebyś nic sobie nie zrobił?
Błysk w jej oczach zdradzał, że nie miałaby nic przeciwko te-
W tym momencie narrator zginął rozszarpany maciupkimi pazurkami. Postawmy mu znicz, a potem idźmy dalej.
- Przepraszam, Pani Doktor – odpowiedział. – Będę uważać.
- Olaboga, no to zacznij w końcu! Mówiłeś to już wczoraj i co z tego wyszło? – mówiła to żartobliwie, ale w jej głosie słychać było też powagę. Jakby ostrzegała go, że nie chce więcej męczyć się, widząc go tak rannego – chociaż przed samą sobą nie chciała się do tego przyznać.
- Przepraszam – powtórzył, po czym, zanim zdążyła mu przerwać kontynuował: - I nie tylko za to. Zachowałem się wczoraj jak ostatni idiota.
- Nie ma problemu, do twojego idiotyzmu jestem już przyzwyczajona – oznajmiła lekko, zsuwając się na pościel. – Ale, jeśli mogę zapytać… co tam się stało?
Oboje dobrze wiedzieli, jakie miejsce miała na myśli. Basior milczał przez chwilę.
- Naprawdę, to nic. Nie kłopocz się tym.
- Ciężko się nie kłopotać, kiedy znajduję cię całego we krwi – westchnęła, pochmurniejąc, po czym odwróciła się od niego. – Ale skoro mi nie ufasz, rozumiem…
Nie czekając na jego reakcję, zeskoczyła na podłogę i skierowała się ku wyjściu
- Czekaj! Dokąd idziesz?
Spojrzała na niego; chociaż na jej pyszczku wciąż widać było urazę, uśmiechnęła się szelmowsko.
- Nawrzeszczeć na tego deprawatora, którego trzymasz w jaskini. Wszędzie rozpoznam zapach tej zepsutej krwi. – odpowiedziała, podważając pazurkami powierzchnię drzwi. To była jej druga metoda na przedostawanie się przez nie. – Cóż, chciałam ci jeszcze załatwić tę matę, ale nie wiem, czy zasłużyłeś.
Wreszcie uniosła skrzydło na tyle, że mogła przecisnąć się przez powstałą szparę. Machnęła ogonem na pożegnanie i zostawiła Kalego samego z wciąż nieprzytomną ofiarą ataku homo sapiens.

<Kali? Możesz sobie pozwiedzać szpitalik, pozastanawiać się nad swoim dotychczasowym życiem, albo poczytać nieistniejący pamiętnik Haraczki. Ewentualnie zdemolować sprzęt, ale pamiętaj, co cię za to czeka x3>

3 komentarze:

  1. WYSADŹ CAŁY SZPITAL W POWIETRZE!
    Ej chwila..
    1. To my mamy szpital?
    2. ŁÓŻKO NA KOŁACH, SPRZĘT DO OPERACJI I WCZEŚNIEJSZY SAMOLOT. CO TU SIĘ ODJANIEPAWLA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rose napisała kiedyś coś o szpitalu, no to stwierdziłam, że mamy :v

      Usuń