31.10.2018

Od Tenshi ,,Idem rozdawać babeczki c:"

Wszystkie ciastka i babeczkowate muffiny wpakowałam do koszyka w kształcie dyni, a rączkę obwinęłam czarną bibułą, po czym wraz z całą paradą stworków wyszłam na zewnątrz. Do tej mojej parady zaliczały się małe smoki, barano-kury, dziwne ptako-podobne małe cosie, jakieś mało psowate inne cosie i 3 feniksy. Była wyjątkowo ładna i ciepła pogoda. Wiaterek miło powiewał, a wieczorne niebo było błękitne z licznymi małymi chmurkami. Przy horyzoncie rozciągała się jaskrawa, różowa barwa mieszająca się z łososiowym i fioletem. Gdyby nie ten łosoś, niebo byłoby całkowicie otoczone w zimnych barwach. Gdzie najpierw się udać? Lii pewnie już nie ma więc... może bethy? Podobno Mateoś miał za sobą trudne chwile, a przecież byłam z nim w tej samej grupie... oczywiście o ile nie uznają mnie za mordercę łamiącego zasady, i nie przegonią albo nie zabiją... westchnęłam z rezygnacją. Raz kozie śmierć! Poleciałam więc prosto tam. Gdy znalazłam się przy wejściu, wetknęłam głowę do środka i...
- Halooooooo! Jest tam kto? Przekąski roznoszę! - To było dość ryzykowne, ale po krótszej chwili zobaczyłam znajomą twarz... chociaż już dorosłą, do tego wymalowaną
- O, cześć. Nie jesteś śmiercią w przebraniu, prawda? - spytała wymalowana twarz
- Czy śmierć z kapeluszem na głowie wołałaby do jaskini pełnej wilków, do tego przed czystką i z zamiarem rozdawania darmowych słodyczy? - spytałam z uśmiechem po chwili zawieszenia z lekkim uśmieszkiem z "CO" wymalowanym na twarzy
- Ech... taka dobra śmierć by nie istniała - westchnął i wpełzł do jaskini, co wzięłam za znak zgody. Wlazłam tam za nim, uważając na mech kamienie i inne takie, bo nie chciałam się tam zabić czy coś. Gdy weszłam głębiej zobaczyłam tam całą rodzinkę beth, w tym chyba nie dawno wkurzoną Lunę.
- Dzień dobry! Ja smakołyki roznoszę! - przywitałam się, ignorując zwierzęta... w tym Hermesa który próbował obwąchać jednego z potomków beth, który odsunął się spłoszony.. sam poczęstunek przebiegł bez większych rewelacji czy dziwnych zdarzeń, więc wizytę uznałam za udaną. Na odchodne życzyłam miłego halloween i poszłam do następnej groty. I takim sposobem obeszłam połowę watahy. Połaziłabym jeszcze trochę ale... robiło się ciemno. Westchnęłam i wróciłam do swojej jaskini. Mieszkanie samemu było przerażające, jeśli nie liczyć moich hodowlanych podopiecznych. Całą jaskinię miałam w dyniach i innych takich. Koszyk postawiłam przed wejściem na pniu z karteczką że dla chętnych.
- Reszta ciastek idzie do zjedzenia na dzisiaj - zawołałam do mieszkańców jaskini. Jaka reszta ciastek? A no taka że upiekłam jeszcze z jakieś 220... to będzie burzliwa noc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz