30.10.2018

Od Yuki c.d Yuki "hello darkness my old friend"

Lawirujące, ciemne języki mroku wykonywały swój taniec, przenosząc mnie kawałeczek po kawałeczku do siedziby Cieni. Od zawsze ta część teleportacji sprawiała u mnie ciarki. Uczucie rozrywania ciała i składania go na nowo nie było ani odrobinę przyjemne. Na szczęście nie byłam aż tak często wzywana do siedziby Cieni jakby się wydawało. Co najwyżej na coroczne święta najkrótszej nocy, oraz na inne, specjalne okazje. Nie należałam do szlachty, która to co pełnie spotykała się w głównej sali wraz z wodzem, omawiając ważne dla organizacji kwestie. Nie smuciło mnie za bardzo to, że jestem zwykłym członkiem, przynajmniej oszczędzam sobie bólu.
Wracając, po chwili zmaterializowałam się cała w grocie – siedzibie cieni. Do moich nozdrzy dotarł smród stęchlizny i pleśni. Czasem się zastanawiam czy w ogóle tutaj sprzątają. W końcu wódz posiada tyle sprzątaczek i służek. Nie do wiary, że swego rodzaju wiatrołap jest w aż takim stanie. Różnił się zupełnie od zadbanej Sali biesiadnej, gdzie to, co krok paliły się białe jak śnieg świece, lewitujące lub stojące na pozłacanych świecznikach.
Ruszyłam kłusem przez werandę, kierując się w stronę przyozdobionego wzorami kwiatów wejścia do korytarza.  Ciekawe, komu chciało się rzeźbić te wzory w kamieniu, i tak to przecież kiedyś się załamie i nici będzie z tych pięknych kwiatów. Gdyby nie jelenia czaszka na samym szczycie łuku, nie pasowałoby w ogóle do klimatu organizacji. Normalny wilk mógłby uznać, że jest to jakieś stowarzyszenie wilków-wegetarian, czczących zielsko, swoje pożywienie.  
Przeszłam pod łukiem, tak jakbym właśnie przeteleportowała się z jednego miejsca do drugiego. Miły powiew wiatru, niosący ze sobą specyficzny, ale piękny w swojej różnorodności zapach nieznanych kwiatów uderzył we mnie jak morska fala w przybrzeżny klif. Wsłuchiwałam się w szum pustego korytarza, jakbym właśnie znajdowała się w głębi gęstej puszczy, przerywanego stukotem moich pazurów o wypolerowane kafelki.
Po kilku minutowym kłusie w końcu dotarłam do Sali biesiadnej, w której czekał jeden z wyższej szlachty i dwie inne wadery. Pierwsza z nich, była nienaturalnie wysoką i chudą waderą, z wyraźnie zaznaczonym kłębem i opadniętą szyją. Garbuska posiadała lekko przybrudzoną jasno-brązową sierść w białe, wielkie łaty oraz długą, jakby tłustą grzywkę. Rozglądała się gorączkowo po pomieszczeniu, błądząc swoimi wielkimi, fiołkowymi oczami po wszystkich kątach.
Zupełnym jej przeciwieństwem była druga, o wiele niższa wadera, chociaż tak jak poprzednią łączyła jej mała masa ciała. Pudrowo-różowa sierść z kremowymi akcentami lśniła w odblasku świec, jakby była zrobiona z samego złota czy innego metalu. Drobniutka, niska i chudziutka. Zdawała się nie pasować w żaden sposób do Cieni. I wtem się odwróciła do mnie pyskiem. Nie zaprzeczam, przeszły mnie ciarki gdy spojrzała na mnie swoimi czerwono-czarnymi oczami, chociaż jej wyraz pyska pokazywał zupełny spokój. Sierść pod jej oczami była ciemniejsza niż reszta ciała, można by powiedzieć, że czerń jej długich, pionowych znamion pochłaniała pobliskie światło, zamraczając otoczenie.
– Więc jesteście już wszystkie – odrzekł basior, kiedy ja dołączyłam do szeregu. – Mogę więc zaczynać z wyjaśnieniami…
C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz