11.10.2018

Od Mauvais CD Videtura

Ciastka, ciastka, ciastka. Gdzie tu można znaleźć ciastka w środku, że tak powiem, pustyni? No ale nic, wyobrażenia o tym świecie bywają różne. 
Żwawym krokiem ruszyłam w stronę owego tajemniczego miejsca oznaczonego wyjątkowo szczegółowo tia. Nie pozostało nam nic innego, jak iść do przodu i w końcu rozwikłać tę zagadkę pokreślonej mapy. Chyba kiedyś opiszę tę historię. Myślę, że wyszłaby z tego dobra książka, oczywiście jak ktoś umie pisać. Nigdy niczego nie pisałam, tak myślę. Chyba, że kierowała mną dziwna siła i nieświadomie opisywałam wszystkie wydarzenia, w głowie i na głos, a ja nawet tego nie wiem. 
- Zbliżamy się z każdą sekundą to wyznaczonego miejsca, a na horyzoncie nawet nie widać czegoś interesującego... - fuknęłam niezadowolona z takiego obrotu spraw. Nawet jeżeli Videtur coś odpowiedział, to nie słyszałam tego, bo umysł miałam zagłuszony przez własne, kołatające myśli, które nagle pojawiły się znikąd. Jedynie bardzo denerwujący dźwięk potrafi mnie wyrwać z tego stanu, a taki rozległ się dosłownie chwilę później. Jakieś pomruki, niezidentyfikowane brzdęki, mruczenia, warknięcia... Podniosłam głowę i z zaciekawieniem spojrzałam na mojego towarzysza. 
- Słyszałeś coś? - zapytałam retorycznie, bo jakie inne pytanie można by tutaj zadać? Videtur popatrzył na mnie jak na idiotkę i wskazał na coś za mną. Gwałtownie odwróciłam głowę do tyłu i jedyne co zobaczyłam to wielką czerwoną skorupę. Cofnęłam się, kompletnie zamroczona, i powędrowałam wzrokiem w górę. Coś interesującego, stało przede mną coś aka mantykora, jednakże z jakby szklanym ogonem, który delikatnie połyskiwał w słońcu. Miała również bycze rogi, nietoperze skrzydła w kolorze krwi oraz świecące nienawiścią oczy. 
- Ciekawe - mruknęłam wpatrzona jak zauroczona w złote ślepia kreatury. Jakby w odpowiedzi, stworzenie przede mną zamachnęło się pięknym, szklanym ogonem i w tym samym momencie straciłam grunt pod łapami. Nie tylko w przenośni, ale również dosłownie. Ziemia pode mną i Videturem zaczęła pękać, pojawiły się na niej wzory wyglądające dziwnie znajomo, a chwilę później po prostu rozpadła się na tysiące płyt skalnych, grud mokrej ziemi, pojedynczych kamieni i korzeni, które jakimś cudem tam się znalazły. Oczywiście grawitacja działa, tak jak działa, więc ja i basior zaczęliśmy spadać przez około trzydzieści sekund. Potem oboje spadliśmy na jakąś zimną posadzkę, coś chrupnęło, coś chrząstnęło, coś się złamało, a ja poczułam przeraźliwy ból w prawej łapie i chwilę potem tak jakoś nie miałam siły by wstać, więc po prostu zemdlałam. 

<Vide? Jak by co, nie planowałam zabijać Mauvais, więc sobie po prostu leży xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz