22.10.2018

Od Sixa CD. Sory

Wadera okazała się być bardzo miła i sympatyczna. Po zebraniu wszystkich potrzebnych jej składników,  zaproponowała dalsze zwiedzanie. We dwójkę. Niby też była w watasze od niedawna, ale i tak widziała już więcej niż ja, który odkryłem dopier 3 miejsca. Ah, tyle czasu mi umknęło przez tą śmierć. No cóż... Nie ważne! 
  - Gdzie idziemy najpierw?- spytałem z uśmiechem, gdy wadera po raz drugi rozglądała się po okolicy. Też postanowiłem rozeznać się w terenie. Pora zorientować się, gdzie jest północ.

  - Myślałam, żeby zacząć od tych części, których ja też jeszcze nie widziałam, a skończyć na tych znanych- odparła zamyślona.- Ale w sumie nie wiem gdzie iść najpierw.
  - Zawsze można iść przed siebie, dopóki gdzieś się nie dojdzie- zaproponowałem, podchodząc bliżej wadery.- Tylko teraz która strona to przód...
  - To tylko sugestia, ale może znajdować się przed tobą- zaśmiała się. A ja poczułem się trochę głupio. Co fakt, to fakt, ale jak mogłem zadać takie pytanie? 
  - Więc, jak myślisz, gdzie jest przód?- spytała idąc już w odpowiednim kierunku. Poszedłem w jej ślady.
  - Może jakąś malutką podpowiedź?- Miałem nadzieję na kontynuowanie zabawnej konwersacji, żeby zabić jakoś czas. Na szczęście mój humor najwyraźniej udzielał się waderze.
  - Hmm... Przeciwieństwem tego kierunku jest to, co masz za sobą- wymyśliła na szybko. Udałem, że się zastanawiam.
    - To za trudne!- wykrzyknąłem tłumiąc w sobie śmiech. Wadera, odpowiadając mi, zachowywała się podobnie.
  - Wcale niee.

 Gdy wpadliśmy na pierwsze drzewo, zastanawialiśmy się, czy możemy je ominąć, czy byłoby to oszustwo. Śmialiśmy się z prawie wszytkiego, dlatego zdziwiłem się, gdy po jakimś czasie ta konwersacja nam się znudziła. Zrównałem krok z wilczycą, która przyglądała się wszystkiemu, jakby próbując zapamiętać, co jest gdzie. Chciałem się odezwać, ale nie do końca wiedziałem co powiedzieć. Na szczęście byliśmy już wtedy prawie u celu podróży. Jaki on był? Dojść gdziekolwiek.

- Co powiesz na zwiedzenie lasu?- spytała nie odrywając wzroku od szlaku kolorowych liści, znajdujących się przed nią. Sam też skierowałem swoje spojrzenie na coś innego niż jej twarz. Okazało się to być dróżką. Szybko z dwa torbę i wyjąłem z niej stary kawałek papieru. Ta część nie była na nim zaznaczona.
- A nie wolałabyś iść tamtędy?- Sora błyskawicznie odnalazła wzrokiem zarośniętą jakimiś chaszczami ścieżkę, którą najwyraźniej nikt dawno nie chodził. Uśmiechnęła się. Spojrzała na bok, ale zignorowałem to, bo często tak robiła.
- Może i wolałabyyym- zanuciła przechadzając się wokół mnie. Starałem się utrzymywać z nią kontakt wzrokowy.- Ale najpierw musisz odwiedzić pewne miejsce.
- To daleko?- Wizja odkrycia czegoś superowego na dróżce  strasznie mnie ciekawiła. Nie chciałem zwlekać z wstąpienim na nią.
- Wcale nie tak daleko. Spójrz na swoje lewo i się przypatrz.

Zrobiłem tak, jak mi poleciła. Tylko nie mogłem dostrec nic ciekawego. Może za mało się wysilam? 
- Nic tu nie...- nie zdążyłem dokończyć, bo poczułem pchnięcie, a potem ciężar na sobie. Wadera wskoczyła na mnie, a ja zdezorientowany straciłem równowagę i przewróciłem się do tyłu. Przeturlałem się z nią kawałek i - co nie nastąpiłoby, gdyby nie fakt, że wylądowałem na czymś miękkim - zaśmiałem się.
  - Z zaskoczenia? Nie ładnie!- Otrząsnąwszy się z małych lisktów w jesiennych kolorach, obrzuciłem waderę stertą tego wyschłego roślinnego badziewia, w które raczyła mnie wrzucić. Phi! Mnie!- Jeden:jeden, Sora.
Nim zdąrzyłem się zorienrować, znów leżałem wśród listowia.
- Jeden:dwa, dla mnie.- Szybko podłożyłem jej haka, żeby równiż się przewróciła. Wstając wypluła ze dwa liście.
- Sądzę, że za to należą mi się dwa punkty- zażartowałem, wstając.
- Chyba śnisz.
- To półtora.
- W takim razie, ja też powinnam dostać jeszcze pół punkta.
- Niby za co?
- Dwa punkty dostaje pierwszy na ścieżce!

  Zerwałem się do biegu, i nawet bym wygrał, gdyby nie jedna rzecz.
- Mapy!- Wróciłem się po torbę, ale było już za późno. Wadera zdobyła co chciała.

- Oszukiwałaś.
- Nie moja wina, że znowu pomyliłeś strony- zaśmiała się, a ja jej zawtórowałem. Nasze śmiechy zdawały się zarażać pogodę poczuciem humoru, bo postanowiła zrobić nam żarcik.

W jednej chwili lunęło. Schroniliśmy się pod największym drzewem w okolicy. Przynajmniej nie było burzy. W przeciwnym razie musielibyśmy moknąć.
- Serio, deszcz?
Ehhh...

- Co robimy?- Mój głos był przepełniony bezndzieją. Tak oto woda po raz kolejny mi psuje. 

- Bawiłeś się kiedyś w wyzwania?
Co za pytanie!
- A kto się nie bawił?

 <Sora? >D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz