Poszliśmy w prawo. Mateo niósł martwą sójkę w zębach, a ja wpatrywałam się w niebo idąc prosto przed siebie. Ciemno jak w norze, zachmurzenie na poziomie trzysta, a my tu mamy wracać do watahy. Dobre sobie.
-Wyszałasz nachą wachachę?- wymamrotał w pewnej chwili Mateo.
-Jak mam wyszałasić? Nie mam pojęcia, gdzie jest, a poza tym, nie mamy żadnych patyków!- odpowiedziałam nerwowo się śmiejąc.
Mateo odłożył sójkę na ziemię (a właściwie to mogłam to tylko przeczuwać, nic nie widziałam) i powtórzył pytanie.
-Nie, poszłam w losową stronę.- odparłam.- Myślisz, że zobaczyłam COKOLWIEK? Mati, tu jest ciemno jak w najciemniejszej ciemnicy, ja nawet ciebie nie widzę!- powiedziałam i równocześnie syknęłam z bólu, bo coś ukuło mnie w tylną łapę.
-Co jest?- zapytał zaniepokojony Mateo.
-Cosssęodtegowałoo..- zachwiałam się i straciłam przytomność.
Gdy się obudziłam, nastawał ranek. Szarówka powoli przechodziła w bardziej żywe barwy poranngo nieba. Usłyszałam szept Mateo.
-O, patrz, obudziła się!
Chwilkę potem ujrzałam nad sobą dwie głowy. Jedną Matiego, a drugą... Queta.
-Co się tu odja...-nie zdążyłam dokończyć bo Quet skoczył na mnie, przytrzymał mnie łapami i spojrzał prosto w oczy.
-Teraz ja mówię.- rzekł oschle.- Ty tu jesteś tylko dla zabawy.- splunął na ziemię obok mnie.
-Ble, flegma.- wzdrygnął się Mateo. Zaraz się zreflektował i krzyknął na Queta:
-Ej, co robisz?! Najpierw ją kłujesz, potem przyskrzyniasz i plujesz w twarz, a zaraz pewnie zaczniesz długi, długi wywód na temat swoich dokonań i emocji, co?- spojrzał ze złością na mieszańca.- Pierwsze dwa jeszcze wytrzymam, ale zanim zaczniesz trzecie będziesz już leżał pod sosną, o, tam.- basiorek wskazał na małą sosenkę w pobliżu. Quet tylko isę zaśmiał, ale zszedł zemnie. Tchórz. Mateo i tak pewnie by go nie powalił, ale trudno.Wstałam i otrzepałam się z mchu.
-O co ci chodzi? Czym mnie ukuleś?- zaczęłam zasypywać go pytaniami.
<Mateeeeoooo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz