30.10.2017

Od Evana do...?

Był chłodny, październikowy wieczór. Jeśli miałbym powiedzieć coś więcej o pogodzie, powiedziałbym... wilgotna. Wszędzie było mokro, a ja czułem, jak z każdym krokiem moje futro coraz bardziej przemięka. Po co więc przechadzałem się po dworze? Lubię taką pogodę.
Ptaki, które zaczęły śpiewać rano już powoli kończyły swoje trele, co jakiś czas słychać było tylko świergot jakiegoś spóźnialskiego mazurka czy sikorki. Teraz to słowiki przejmowały inicjatywę. Przysiadłem pod drzewem, zamknąłem oczy i wsłuchałem się w piękny śpiew. Po jakimś czasie, oprócz melodyjnego głosu słowików dało się słyszeć kroki. Otworzyłem oczy, wstałem. Kilkanaście metrów ode mnie zauważyłem wilczą sylwetkę i parę dużych, wpatrujących się we mnie oczu.
<Ktoś? Może ktoś z dobrą weną, chciałbym wreszcie przeżyć jakąś rozwiniętą przygodę xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz