9.10.2017

Od Mateo do Raven

Biegałem sobie za motylkiem.
"Jaki piękny motylek!" - pomyślałem sobie.
Moja łapa wpadła do rowu.
Cała reszta mnie również wpadła do rowu.
Leżałem w rowie. W końcu zdecydowałem się wystawić głowę. Dżewo dżewo dżewo kszak dżewo dżewo biały kamol dżewo kszak dżewo dżewo. Biały kamol... znaczy kamień? Mimo lekkiego bólu wyskoczyłem z dołka i udałem się na rekonesans. Głaz okazał się kłębkiem białego futerka, z domieszką futerka czerwonego oraz równie czerwonej krwi. Na tkance bliznowatej, czy co tam. To wszystko razem z organami wewnętrznymi składało się na dorosłą waderę, która właśnie uniosła głowę.
- Eeemm.. Nie chciałem pani przeszkadzać. Ale co pani tutaj robi? - spytałem. Wadera wstała i otrzepała się, co jeszcze bardziej uwidoczniło ślady na jej nogach.
- Nic, nic, już idę. - wyglądała na troszkę spłoszoną. Ale nie było sensu, żeby odchodziła.
- Niech pani nie idzie! Bo.. bo.. może pani zostać, a tak będzie lepiej! - zawołałem. Nieznajoma odwróciła wzrok, rozważając różne możliwości. Wreszcie podjęła decyzję.
- Dobrze. Możesz mnie zaprowadzić do alfy? - zapytała niepewnie.
- Jasne! - potwierdziłem radośnie, i ruszyłem w stronę watahy. Dopiero 15 metrów później uświadomiłem sobie, że w zasadzie nie wiem, gdzie alfa mieszka.
<Raven? Nudziło mi się...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz