26.10.2017

Od Mirany do Nighta

Byliśmy na zewnątrz. Zewnątrz, zewnątrz. Zewnątrz to mało powiedziane. Byliśmy na wielkiej polanie. Ogromnej wręcz. Przeogromnej. Gdzie? Nie wiem. Nagle, w grocie za nami usłyszeliśmy kroki. Tupot, bynajmniej nie małych, a dość sporych rozmiarów stópek. Czemu wszystko wydaje sie takie wielkie? Odsunęliśmy się na bezpieczną odległość od wylotu groty. Zdyszani, obserwowaliśmy mały otwór w skale. Hydra nimogłaby się przez niego przecisnąć, więc byliśmy spokojni. Zachłannie czerpaliśmy powietrze z przyśpieszonym biciem serca, bo chociaż hydra była zbyt DUŻA, żeby się przecisnąć, to stres wywołany całym tym zdarzeniem robił swoje.
Zaraz.. przecież gdy uciekaliśmy, otwór się zamykał.. Coś jest nie tak...
I przecież, skoro była tam czaszka hydry, to coś bądź ktoś musiał ją zabić, albo po prostu miała już te kilkaset lat i coś innego zajęło jej miejsce. My to mamy szczęście..
Nagle, z otworu wyłonił się łeb. Łebek hydry. Tym razem mały na szczęście. Po tem drugi, trzeci... W końcu naszym oczom ukazała się maluteńka hydra, spoglądając na nas z zaciekawieniem.
-M-mama? Tata?- usłyszałam z pyszczka hybrydy.
-Nie, mała.- powiedziałam i podeszłam powoli do stworka. Night w osłupieniu trzymał się z dala od młodej istotki, ja zaś nie czułam lęku przed osieroconym potworkiem. Patrzył na mnie tyloma dużymi, błyszczącymi oczętami, że zmiękłam w środku.
-Night, nie bój się, ona ni ci nie zrobi, jeszcze nawet nie ząbkowała..-rzuciłam w stronę Nighta przyglądając się pyszczkom hyderki. Basior po moich słowach postanowił podejść bliżej. 
Czy mi się tylko wydawało, czy... Mała się uśmiechnęła?
<Night?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz