Szłam wzdłuż drzew na których już prawie nie było liści.Było słychać ich szeleszczenie pod moimi nogami.Słońce zachodziło i robiło się coraz chłodniej.Więc z tego pokierowałam się do mojej jaskini.
Zeszłam schodami (które się w niej znajdowały) na dół, do mojego ulubionego miejsca.Zwinęłam się w kulkę.Zimno sprawiło że szybko zasnęłam. (...)
Obudziłam się leżąc na grzbiecie.Zdziwiła mnie kupka liści znajdująca się przed moją głową.Wstałam i popatrzyłam na schody.-Kurde...-powiedziałam cicho.Od wejścia do jaskini, aż po sam ich koniec ciągły się liście.,,Jak ja mam to z tond wywalić!?"-pomyślałam.Wzięłam wdech i wystawiłam lekko język.Zaczęłam brać po trochu liści do do pyska i wynosić.Lecz gdy stanęłam przy wejściu, zobaczyłam ich jeszcze więcej.-Tego już nie sprzątam!-powiedziałam wypluwając liście.Po jakimś czasie udało mi wysprzątać jaskinię.Głupi wiatr.Jeśli do wieczora te liście znów tam wlecą..To będę na nich spać.Zamiotłam tylnymi łapami kupkę i poszłam...Szłam gdzie mnie łapy poniosły.Nie wiedziałam co robić.Dawno nie odwiedzałam gór...Tych poza watahą.A ja je tak kocham.Więc ruszyłam w ich stronę.Gdy dostałam się do tego samego lasu, którym szłam wczoraj, miałam dziwne przeczucie że ktoś mnie śledzi.Lecz postanowiłam to zignorować, ale też byłam przygotowana na obronę.Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na prawą stronę, a potem na lewą.Nie zobaczyłam nic oprócz drzew.Po piętnastu minutach moje oczy dostrzegły kamienne skały.To też od razu miałam świadomość, że przekroczyłam granice watahy.Uśmiechnęłam się i przyśpieszyłam krok, który zamienił się w truchtanie.Ale..Cały czas towarzyszyło mi to dziwne uczucie...
Gdy stanęłam u stup gór, napełniła mnie radość.Zaczęłam wchodzić na górę...Gdy byłam już na płaskim szczycie podeszłam do jego krawędzi i położyłam się.Moje łapy zwisały ze szczytu.Czułam że ktoś za mną stoi...
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz