29.10.2017
Od Equela do Katniss
Zacząłem się nerwowo rozglądać. Na moim ciele znowu była ta dziwna elektryczność.
- Katniss...
- Chmm?
- Chyba musimy iść. - odparłem. - To bóstwo już za długo nas przetrzymuje w opiece. - Tutaj znowu wyczułem zwierze, unieruchomiłem je, i złożyłem w ofierze prosząc o bezpieczną podróż do następnej kapliczki. Tutaj zaczęło lekko wiać. Popatrzyłem na Katniss, która z niepokojem zaczęła się przyglądać kapliczce. Zrobiło się jakby cieplej, i na ołtarzu pojawiła się nie zbyt kształtna postać. Może wilk? Może człowiek? Nie wiem. jednak z całą pewnością była to samica. Nie miała postaci. Była czystym światłem. Postanowiłem zniżyć głowę, jak wypada.
- Dziękuję na ofiarę. - głos światła był czysty, harmonijny i pełen ciepła. - Oraz za zadbanie o świątynię.
- Drobnostka - powiedziałem nadal z uniżoną głową.
- Macie moje błogosławieństwo, na dalszą drogę. - po tych słowach pełnych ciepła światło się rozwiało, i zmieniło w mgiełkę, a ja poczułem zapach lilii wodnych.
- Widzisz? - uśmiechnąłem się do wadery - mamy błogosławieństwo od bogini! - Wadera się uśmiechnęła. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale miała bardzo ładne oczy. Ej, chwila. O czym ja teraz myślę.
- Dokąd teraz idziemy? - spytała wadera
- Na wschód. - odparłem, gdy poczułem nadciągającą z zachodu burzę. - Nie chcę się wpakować w kolejne tarapaty.
~~~[kilka godzin później]~~~
Szliśmy przez kilka dobrych godzin. Ja co chwila musiałem lecieć nad ziemią. Było około południa. Chmury były szare, i ciężkie. Ostry, porywisty wiatr strzepywał liście z drzew, całkowicie je ogałacając. W końcu dotarliśmy do lasu, a tam kolejna kapliczka. Oboje byliśmy zmęczeni. Ja z raną się trzymałem, bo co chwila leciałem, ale wadera mimo wysportowania... no cóż. Nie chciałem, żeby gdzieś tutaj padła.
- Zatrzymamy się w tym miejscu, ok? - spytałem pomagając jej wejść na dwu metrowy stopień.
- Ok. - mruknęła, i wsparta na mojej łapie weszła do kapliczki.
< Katniss? >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz