20.10.2017

Od Equela do Katniss

Zacząłem patrzeć na sarnę, która martwa leżała na ziemi.
- Metoda może i dobra. - przyznałem. - ale przerażająca.
- Nie przesadzasz trochę?
- Pff, a niby czemu miałbym przesadzać? To takie szybkie, i bezbolesne zabijanie.
- To chyba dobrze, nie? - Popatrzyłem na nią krzywo, po czym chwytając sarnę za łapę zacząłem ją ciągnąć w stronę mojej jaskini. Nie była ciężka. W pewnym sensie ważyła tyle, co dobrze naładowana książkami torba. W tym samym czasie zaczęło się chmurzyć, a zmoknąć nie miałem zamiaru. Chmury szły niby powoli, ale jednak szybko. Wiatr też się wzmocnił. Ale chwila, tak nagle? I skąd to nagłe uczucie elektryczności. Puściłem nogę sarny i zacząłem wpatrywać się w niebo.
- Co się tak gapisz, jakbyś nigdy chmur nie widział? - spytała wadera irytującym tonem
- Nie czujesz tego? - spytałem, gdy kolejne uczucie elektryczności przeszło przez moje ciało.
- Weź przestań zachowywać się jak... - zawiało mocniej wiatrem, jak na jakiś huragan. Gwałtowny dreszcz na plecach, szybkie, półsekundowe ogarnięcie sytuacji wzrokiem, i błyskawicznie skoczyłem w stronę wadery, tym samym odpychając ją od miejsca, gdzie ćwierć sekundy później trafił piorun.
- Co do cholery.... - mruknąłem
- Chyba raczej ja tak powinnam powiedzieć. - powiedziała wadera wydostając się ze sterty liści.
- Musimy stąd iść. - mruknąłem szybkim krokiem idąc w stronę mojej jaskini.
- Ty idź, ja zostaję. - powiedziała wadera uparcie.
- Spoko, przyjdę po ciebie jutro, jak zostanie z ciebie smażony kurczak. - tutaj chyba nie miała wyboru, bo skrzywiła się i poszła za mną. Gdy dotarłem do jaskini, i spokojnie usiadłem na wysokim kamieniu obrośniętym mchem, zaczęło lać, niebo pokryły czarne chmury, co chwila było widać rozbłyski. Sęk w tym, że nadal czułem to dziwne elektryczne mrowienie, tyle że słabsze.
- Jak to ustanie, wracam do siebie.
- Nikt cię tu nie trzyma słonko. - odparłem. - A byłabyś głupia, gdybyś teraz wyszła.
- Skoro masz takie przeczucie do błyskawic, to wiesz, za ile ta burza się skończy?
- Raczej nawałnica. - odparłem, patrząc, jak wiatr z łatwością miota drzewami. - Ale gdzieś tak do wieczora... może dalej. - Wadera nie wyglądała na zachwyconą. Nie dziwię jej się.
- A więc, co chcesz robić? - zeskoczyłem z kamienia z uśmiechem - Mam karty, grę planszową.... - usiadłem wyliczając
- I mam się zadawać z kimś twojego pokroju?
- Jak tam chcesz słonko. - odparłem wstając. - To już nie moja sprawa jak się będziesz nudzić. - mój ton głosu przybierał nieco no oziębłości. Ja tu próbuję umilić jej czas czekania, a ta jeszcze narzeka. Wzleciałem na najwyższy, i najbardziej wystający punkt w jaskini, skąd wszystko widać, i tam się położyłem. Łapy zwisały mi z kamienia, więc oparłem na nich głowę, i zacząłem tak czuwać nad moim domem.

< Katniss? Wytrzymasz do wieczora? nawałnice długo trwają XD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz