Ruszyliśmy w stronę jaskini patrolów. Ciekawe kiedy Vespre zacznie próbować latać. Ta mała waderka w jakimś stopniu przypomina mi mojego syna, choć co dopiero ją poznałam i nie znałam jej zbyt dobrze. Może po prostu brakuje mi opieki nad jakimkolwiek szczenięciem, przez co zaczynam traktować każdego młodego osobnika jak swoje dziecko. Czy naprawdę powoli staję się typową matką z obsesją na punkcie kaszojadów? Ale przecież szczeniaki są takie bezbronne i nieświadome, a ich uśmiech jest idealną nagrodą za ten cały trud w nich włożony. Naprawdę nie wiem co już o tym wszystkim myśleć.
Z moich niezbyt głębokich przemyśleń wyrwało mnie głuche pacnięcie czegoś o ziemię. Odwróciłam się nieświadomie. Maillo leżała nieprzytomnie na ziemi. Przerażenie próbowało zawładnąć moim umysłem, obezwładniając mnie i nie pozwalając mi nic zrobić. Wyglądała podobnie jak Vespre gdy ostatnim razem byłam w komnacie w której leżał. Zanim strach pochłonął mnie całą, zdążyłam się ogarnąć. Muszę przecież coś zrobić, każda sekunda może być decydująca o stanie zdrowia szczeniaka. Podeszłam do niej pośpiesznie. Poprosiłam moich opiekunów by pomogli mi z umieszczeniem jej na moim grzbiecie i trzymaniem jej tak, by nie spadła. Gdy węże oznajmiły, że wszystko jest gotowe, wzleciałam w powietrze. Z czego pamiętam, Rose teraz szuka ziół na polanie. Musze jak najszybciej do niej dotrzeć. Leciałam szybko, ale uważnie, nie wykonując manewrów przez których waderka mogłaby spaść z mojego grzbietu.
Prawie przeoczyłabym poszukiwaną waderę. Szukała czegoś w trawie blisko jakiegoś pojedynczego drzewa. Zleciałam w dół, wykonując niczym sęp okrążenia nad waderą. Gwałtowne zniżenie lotu spowodowałoby, że Maillo mogłaby spaść. Upadek z tej wysokości mógłby być śmiertelny, szczególnie dla szczeniaka. Gdy byłam już parę metrów nad ziemią Rose mnie zauważyła. Wyciągnęłam łapy gotując się do lądowania. Zatrzepotałam skrzydłami parę razy, uważnie obniżając swoje ciało. Gdy moje tylnie łapy dotknęły ziemi przestałam machać skrzydłami, lądując miękko na podłożu.
– Coś się stało? – zapytała Rose. – Kto to na twoim grzbiecie?
– Maillo, straciła przytomność – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku dalej panikowałam jak dorosły szczeniak. – Możesz na nią zerknąć? – W czasie tej rozmowy opiekunowie zdążyli delikatnie odłożyć waderkę na ziemię.
– Mhm – mruknęła.
Odłożyła zioła do koszyka i ruszyła w naszą stronę. Odsunęłam się trochę od szczenięcia żeby Rose mogłaby się jej dokładniej przyjrzeć i pomyśleć co mogłaby dla niej zrobić. Czekałam z boku, odczuwając lekki stres.
– Możesz przynieść mi te zioła które odłożyłam do koszyka? – poprosiła.
Bez słowa ruszyłam szybkim krokiem do kosza, zabrałam dość dużą garść ziół i wróciłam jak najprędzej mogłam. Odłożyłam zioła blisko waderki. Rose obłożyła waderkę ziołami, co nie wyglądało zbyt dobrze. Nie wiem czemu, ale na myśl przyszło mi ozdabianie zwłok w trumnie, żeby w swoich ostatnich chwilach ładnie wyglądały. Aż przeszły mnie dreszcze.
– Co to za zioła? – zapytałam, będąc niepewna co do takiego leczenia.
– Lawenda, przyjemna w zapachu, działanie uspokajające.
– To na pewno zadziała?
Rose nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ waderka się ruszyła. Spojrzałyśmy na Maillo, która po jakiejś chwili otworzyła oczy. Najpierw spojrzała na mnie, a później na waderę stojącą obok mnie. Na jej widok zerwała się na równe nogi i przerażona, niczym błyskawica, wspięła się na drzewo. Jak osoba która co dopiero powróciła do przytomności mogła tak szybko się ogarnąć?
– Spokojnie Maillo, to tylko Rose. Nie poznałaś jej wcześniej? – zapytałam, chcąc uspokoić przerażone szczenię. Patrzyłam prosto w jej oczy jak najłagodniejszym wzrokiem. Tak, jakby właśnie patrzyła w oczy mojego ukochanego dziecka.
– Ma się do mnie nie zbliżać – wycedziła przez zęby. Rose jej coś zrobiła że aż tak jej się boi?
– Maillo, zejdź proszę – poprosiłam. Wygodniej będzie rozmawiać z nią na ziemi.
– Zejdź nie bój się mnie. Obiecuję, że nic ci nie zrobię. – Rose próbowała coś zdziałać.
– Nie, nie zejdę – powiedziała stanowczo, wchodząc jeszcze tylko wyżej na drzewo.
Rozmowa z nią z taką różnicą wysokości nie będzie zbyt przyjemna. Musiałabym mówić jeszcze głośniej, a nie chcę mieć zrytego gardła. Odbiłam się mocno od ziemi tylnymi łapami, rozkładając skrzydła. Machnęłam nimi porządnie wtedy, gdy byłam w szczytowym momencie mojego skoku. Jedno machnięcie skrzydłami wystarczyło bym zrównała się z szczenięciem.
– Maillo, Rose jest naszym medykiem. Naprawdę, nic ci nie zrobi – powiedziałam, próbując przekonać waderkę.
Zawahała się.
– Nie zejdę – powtórzyła, choć już nie tak odważnie jak wcześniej.
– Proszę cię, nie masz się czego bać. Gdyby była nieodpowiedzialnym lub złym wilkiem, nie powierzyłabym jej opieki nad moim synem – poprosiłam, mając nadzieję, że chociaż taki argument będzie w stanie ją przekonać.
Tym razem nie była już pewna, widziałam to po jej oczach. Na pewno dalej czuła strach przed waderą, ale zapewne było jej głupio dalej upierać się przy swoim, gdy jej nowa nauczycielka ją tak prosi.
– Obiecuję ci, że jeżeli Rose, lub inny wilk z watahy, coś ci zrobi będziesz mieć moje wsparcie – złożyłam obietnice, może trochę nieświadomie.
Westchnęła.
– Dobrze… - powiedziała, choć trochę od niechcenia.
Zbyt mocno na nią naciskałam?
Widząc, że zaczyna schodzić z drzewa, wylądowałam na ziemi. Nie trwało to długo, zanim zeskoczyła z ostatniej, niskiej gałęzi.
– Po tym wszystkim chyba nie muszę już was przedstawiać – rzekłam, choć sama nie wiedziałam czy było to zdanie oznajmujące czy pytające. – Dobrze się czujesz? – zapytałam waderki.
W końcu mogłam zadać to pytanie, tak na spokojnie.
– Chyba… tak – odpowiedziała po krótkim zastanowieniu.
– Nie powinnaś się tak zrywać po straceniu przytomności – powiedziała Rose. – Mogło się to źle skończyć, gdybyś straciła równowagę tak wysoko nad ziemią.
Spojrzałam na Rose. Waderka co dopiero była przerażona na jej widok, a teraz zamiast próbować nawiązać z nią choć najdrobniejszą pozytywną relację, daje waderce reprymendę. Jak dobrze że nie uczy w szkole, bo pewnie byłaby jedną z znienawidzonych nauczycielek przez swój brak wyczucia sytuacji.
– Ale co tak właściwie jej się stało? I czy teraz byłoby bezpieczne prowadzić z nią lekcję? – zapytałam, nie chcąc trzymać szczenięcia w takiej nieprzyjemnej atmosferze pouczania.
Rose zastanowiła się chwile.
<Maillo? Trochę przydługie, nie wiedziałam jak oddać emocje Maillo więc nie bij mnie plz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz