-Tak. Byłam u Ciebie...
-Dlaczego?- to pytanie jakby ruszyło jakąś korbkę w mojej duszy
-Nie mogłam spać... Jakieś przeczucie... Musiałam sprawdzić czy wszystko u Was w porządku, a po tamtym zdarzeniu ja... Ja... - nie wiedziałam już co powiedzieć, Allen przyniósł mi piękny prezent w ramach przeprosin. Widziałam, że czuł się winny, a nie powinien. To była moja wina. Przecież Hax bez większego problemu pokonał Shana. Obronił by go, a nawet jeśli nie, Allen też świetnie sobie radził. A ja? Co ja takiego zrobiłam, oprócz pisków, wrzasków i warczenia? Jestem słaba i mała. Nie miałam szans, poszłam z zamiarem znalezienia moich przyjaciół i w razie potrzeby udzielenia im pomocy. Tak. Ja i udzielanie pomocy. Ale byłam głupia. To ja dałam się złapać! To mnie musieli ratować! Mogli przy tym zginąć... Nie chciałam aby Allen tu był, nie chciałam by widział mnie teraz, ale jednocześnie nie mogłam go wyprosić z pokoju. Czułabym się jeszcze gorzej. Zacisnęłam szczękę i dalej nie patrząc na basiora nie chciałam pozwolić ujść emocjom jakie mi towarzyszyły, jednak to też mi nie wyszło. Powoli łzy zaczęły spływać po moich policzkach mocząc koc, którym byłam opatulona. Gorzkie łzy bezradności i poczucia winy.
-Nashi? Czy wszystko... - Spojrzałam na niego i nie dałam mu dokończyć.
-Nie! Nic nie jest w porządku! To moja wina, że stało się to co się stało! To moja wina, że poszłam na wasze poszukiwania chociaż byliście w stanie się sami obronić! Poszłam ponieważ się o was... o Ciebie martwiłam... - po moich policzkach płynęły już wodospady łez. Allen był widocznie zdezorientowany moim zachowaniem, stał jednak w miejscu i słuchał, położył po sobie uszy. - nie możesz się o to winić, nie możesz nic sobie zarzucić. Rozumiesz? - mój głos zaczął się łamać ale mówiłam dalej- Uratowałeś mnie... to ja powinnam Cię przepraszać i obdarowywać upominkami... przepraszam Allenie, że jesteś ranny... przepraszam, że musiałeś mnie ratować... Chociaż nie... nie musiałeś... A to... - spojrzałam na złotą jaszczurkę która stała na półce obok- To najpiękniejsza rzecz jaką widziałam, ale... Nie zasługuję na nią.- zamknęłam oczy, nie tłumiłam łez, nie walczyłam z tym. Kocyk był już przemoczony, ale co z tego? - Przepraszam Cię Allenie... Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przez moją bezmyślność... Gdybyście... Gdybym... Gdybym więcej Was nie zobaczyła...
Płakałam. Położyłam się i ukryłam pysk pod moimi przednimi łapami. Czułam mieszane emocje. Z jednej strony było mi lżej bo niejako przed chwilą zrzuciłam z siebie ogromny ciężar, ale czułam się okropnie ponieważ naraziłam moich przyjaciół. Nie zasługuję na takich przyjaciół. Są jak złoto, dar od Bogów. Jednak skoro bogowie mi ich dali to muszę o nich dbać... Od teraz muszę zrobić wszystko aby móc pomagać, a nie utrudniać w życiu Allena. Po prostu muszę... Ale czy Allen będzie chciał jeszcze ze mną rozmawiać? Po tym wszystkim? Oboje chcieliśmy bronić drugiego. Wyszło jak wyszło, a teraz nie wiedziałam, co mam robić
<Allen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz