- Już wstałeś? - odezwała się Zahira, patrząc na niego, podczas gdy ten pojawił się obok mnie. Ten kiwnął tylko głową. W gruncie rzeczy ucieszyłam się, że nic mu nie jest. No, przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie to miałam wrażenie, że może zamienić się w wycieraczkę ze zwłok w każdej chwili.
- Nie boli cię nic? Rose na wszelki wypadek przygotowała jakieś zioła - powiedziała wadera, chcąc zejść po schodach by potem skręcić w lewo do pomieszczenia w wieżyczce gdzie są przechowywane zioła na nagłe przypadki.
- Jest dobrze - odpowiedział - trochę bolą mnie kości, ale to pewnie do zbyt długiego leżenia - I tu się trochę odsunęłam i usiadłam na kancie obramówki w której rosła jakaś roślinność, gdyż Zahira postanowiła zacząć wypytywać syna o szczegóły. Zastanowiłam się, czy nie jest przypadkiem za późno już odpowiedzieć na pytanie, jakie zadał mi szczeniak, kiedy tutaj przyszedł. No nic. Chciałam zaproponować wyjście za świeże powietrze, ale medykiem nie jestem, a nie chciałam pouczać starszej osoby, do tego matki, więc siedziałam cicho.
- Mogę się trochę przejść? - spytał w końcu Vespre, wyrywając z transu samicę, która przeglądała jego futro.
- Jak już masz gdzieś chodzić, to tylko po terenie pałacu. I najlepiej nie dalej, niż do sierocińca. - Tu popatrzyła na mnie znacząco. Uśmiechnęłam się, wiedząc że mam robić za eskortę. Zeskoczyłam z dziwnej ramy podbiegając do szczeniaka.
- Choć, rozruszamy trochę twoje sztywne stawy, byś nie skończył jak stary pustelnik.
< Vespre?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz