Cóż to był za piękny a za razem szokujący widok. Niczym hanahaki z niespełnionej miłości do stokrotek, tylko że zamiast kaszleć, to ty kichasz płatkami z tych misternych kwiatuszków. Gdy Vespre wreszcie skończył jakże wzruszającą symfonię, miał całe załzawione oczy.
- Na zdrowie - powiedziałam w końcu, po czym szybko odwróciłam pysk, by się przez chwilę dusić własnym śmiechem.
- Łech.... nie uduś się tam - mruknął basior, próbując wytrzeć sobie nos łapą.
- Dzięki - uniosłam wzrok. Za szklaną ścianą ogrodu, wyraźnie było widać zachodzące słońce. Powinni zaraz wyruszyć na patrol nocny. Nie specjalnie podobało mi się przydzielanie obowiązków, więc zwalałam wszystko na radę i moich opiekunów, którym o wiele lepiej wychodziło to całe mówienie co kto ma robić - Chodźmy już. Zaraz twoja mama będzie wariować - powiedziałam pół żartem, wstając. Samiec tylko kiwnął głową, ruszając swoje cztery litery.
W następny dzień, obudziłam się obłożona kotami niczym pierzyną. Czułam zapach farb olejnych używanych poprzedniego dnia, a gdy tylko otworzyłam oczy, nad moją głową pojawił się pysk Tamashiego, który, jak można było się domyślić-nie spał.
- Nie obrażaj się czy coś... ale twój szkieletowy duchowy pysk zaraz po przebudzeniu to nie jest coś, co chciałam zobaczyć - Po tych słowach, mój szary opiekun cofnął się, jednak jego mimika jak zawsze pozostawała niezmienna. Leżałam w swojej komnacie, na początku pustej i czystej, a po moim przybyciu zawalonej jakimiś starymi, zbutwiałymi książkami, ziołami, fiolkami i zestawem farbek, pędzli oraz płótna do malowania. nadal zastanawiało mnie, jaki ja do cholery będę miała żywioł w przyszłości. Może w ogóle nie będę go miała jak reszta mojego klanu?
- Tsumi - A może będzie jakiś lichy? Chociaż w sumie co mnie to. Mogę oderwać łapy od ziemi, a w razie zagrożenia mam do pomocy 3 koty, oraz dwa legendarne stwory niezydentyfikowanego pochodzenia, które mogą rozwalić połowę lasu.
- Tsumi! - Chociaż.... zaraz, czemu Marcel pachnie jak drożdżówka. I w tym momencie, coś mnie dotknęło. Odskoczyłam, rozbudzając wszystkie koty, przy okazji je płosząc.
- CO, GDZIE. PRECZ ZMORO NIE CZYSTA, PODAJCIE MI KRZY-...... tu przerwałam i zmrużyłam jeszcze nie do końca obudzone oczy - Och... cześć Vespre.
- Miłe powitanie, nie powiem - odpowiedział, patrząc jak Yoru wychyla głowę zza zegara.
- Dzięki. Co tak tutaj przyszedłeś - spytałam, drapiąc się za uchem - jakaś nowość, zwykle ja wbijam ci do pokoju lub do sierocińca, po czym dziele się swoim jakże pięknym pomysłem na życie.
- Słyszałem, jak mówią coś o pszczołach i beczkach. Myślisz, że moglibyśmy ich poszukać? - przestałam się drapać.
- Beczki? Miód? Miód pitny. - Stwierdziłam łącząc fakty.
- Miód pitny?
- Miód pitny. - powtórzyłam - mają swoje zapasy, czy wywęszyli jakieś zapasy z mojego klanu? Zaraz... czy po ponad 100 latach to jeszcze jest zdatne do picia? - Vespre wzruszył ramionami
- Chwila. Macie ponad 100 letnie beczki? - spytał, jakby zdając sobie z tego sprawę
- No. Tak. Pamiętam dokładnie, jak nasza wyrocznia/szaman brał i je zakopywał gdzieś z dala od swojego miejsca pracy, bo ciekawskie szczeniaki lubiły podpijać, a potem dorośli byli wielce oburzeni.
- Wprowadzamy też święto miodu, nie? - zastanowił się przez chwilę
- No tak, coś tam o tym rozmawiali.
- To te beczki w sumie mogłyby się przydać...
- TO JEST PEWNIE PRZETERMINOWANE.
- No, ale po co jest miód pitny skoro się go nie pije.
- Fakt. Poza tym, jeśli sprawdzimy, to może będzie zdatny - W tej samej chwili, do pomieszczenia wszedł Arietes. Jego maska się lekko odchyliła, wydzielając masę spływającego, czarnego dymu, po czym na ziemię upadł bażant
- Smacznego - powiedział, po czym nieco odszedł. Spojrzałam na pióra. Ugh
- Chcesz trochę? - spytałam patrząc na basiora. Ten tylko popatrzył na piórka, po czym zaczął je wyskubywać. Ja w tym czasie postanowiłam wyrwać te długie pióra z tylnej części bażanta, do mojej kolekcji.
- Spytajmy się, czy możemy poszukać tych beczek - zaproponował Vespre
< Vespre?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz